Radiowóz Andersona stał przed izbą przyjęć obok ambulansu i dwóch range roverow. Zatrzymałem samochód obok nich i pospieszyłem do szklanych przesuwanych drzwi.

Darwin Bishop, ubrany w spodnie khaki, różową koszulkę polo i czarne mokasyny od Gucciego, przechadzał się po holu, rozmawiając przez telefon komórkowy. W pobliżu stali dwaj jego ochroniarze. Odwrócił się i ściszywszy głos do szeptu, rzucił do aparatu:

– Sprzedaj wszystko za pięćdziesiąt osiem. Podszedłem do recepcjonistki, kobiety o niebieskich włosach, która była wyraźnie podenerwowana.

– Jestem doktor Clevenger – przedstawiłem się. – Szukam kapitana Andersona.

– Jest w pokoju numer pięć z panią Bishop i dzieckiem – odparła, wykręcając żylaste dłonie. – Mam nadzieję, że przeżyje. Biedne maleństwo.

– Pan tam nie wejdzie – odezwał się Bishop za moimi plecami.

Odwróciłem się. Stał tam ze swoimi dwoma zbirami.

– Co się stało Tess? – zapytałem stanowczo.

Zignorował moje pytanie.

– Proszę wyjść, nie jest pan tutaj mile widziany.

Przeszedłem obok recepcjonistki, ale nie zrobiłem więcej niż cztery kroki, gdy ktoś chwycił mnie z tyłu za rękę, pociągnął i złapał za szyję. Spojrzałem przez ramię – trzymał mnie jeden z goryli Bishopa. Zrobił to po amatorsku, co kazało mi się zastanowić, czy Bishop nie rekrutuje swoich ludzi spośród ochroniarzy z supermarketów. Pochyliłem się lekko do przodu, po czym wolną ręką zdzieliłem faceta łokciem w żebra. Ostry trzask powiedział mi, że trafiłem. W tym momencie ruszył na mnie drugi ochroniarz.

– Dosyć! – krzyknął Anderson z głębi korytarza. Podszedł do nas.

Bishop pokazał na mnie palcem, ale przezornie trzymał się ode mnie z daleka.

– Chcę, żeby on się stąd zabrał.

Anderson podszedł do mnie.

– Wyjdźmy na zewnątrz. Powiem ci, co się stało.

Zapamiętałem sobie to jego drobne ustępstwo i ruszyłem za nim. Wyszliśmy na dwór i stanęliśmy obok radiowozu.

– Co, u diabła, się dzieje? – zapytałem. – Co się stało Tess?

Anderson oparł się o maskę.

– Zatrzymanie akcji serca – wyjaśnił. – Lekarzom udało się wznowić jego pracę, ale wciąż bije nie tak, jak powinno. Poza tym obawiają się, czy nie doszło do uszkodzenia mózgu z powodu niedotlenienia.

– Mój Boże.

– Bishopowie przywieźli ją na ostry dyżur około trzeciej nad ranem. Podobno wcześniej przez godzinę płakała, a potem nagle przestała oddychać. Claire i Julia siedziały przy niej cały czas. Kiedy straciła przytomność, zadzwoniły pod 911. Właściwie to Darwin zadzwonił.

– Co powiedział lekarz?

– Lekarka. Zrobiła badanie toksykologiczne i stwierdziła podwyższony poziom nor… tryp… czegoś tam.

– Nortryptyliny.

– Właśnie.

Nortryptylina jest lekiem przeciwdepresyjnym, którego przedawkowanie może mieć fatalne następstwa. W zbyt wysokiej dawce lek ten spowalnia przewodnictwo elektryczne mięśnia sercowego, co powoduje zaburzenia rytmu serca, a w skrajnym wypadku prowadzi do chaotycznych skurczy, podczas których krew praktycznie nie jest pompowana.

– Skąd ją mieli? – zapytałem.

– Psychiatra z Aspen przepisał ją Julii – odparł Anderson. – Była w wyjątkowo podłym nastroju, gdy pojechała tam rok temu z Darwinem na narty. Mówi, że po powrocie do domu poczuła się lepiej i przestała ją zażywać.

– Ale jej nie wyrzuciła. – Zgadza się.

– Co o tym wszystkim myślisz?

– No cóż, Frank, zdaje się, że to jednak Billy. Jak dotąd nic nie wspomniałem o wiadomości Billy’ego, w której przyznał się do włamania do domu Bishopa.

– Dlaczego tak uważasz?

– Zakradł się do domu przez okno w łazience podczas pogrzebu Brooke, ukradł trochę gotówki i biżuterii. Myślę, że przyszło mu do głowy, by wślizgnąć się do pokoju dzieci i nakarmić Tess pigułkami. Claire przez całą noc pisała listy w gabinecie Bishopa.

– A skąd w ogóle wiesz, że był w domu?

– Zostawił wiadomość.

– Co w niej napisał?

– „Czas zapłaty, skurwiele. Pozdrowienia, Billy”.

– Gdzie ją zostawił?

– W kopercie z banku, w której, jak mówi Bishop, było pełno pieniędzy. Jakieś pięć patyków. Leżała na antycznym biureczku w sypialni pana domu. Myślę, że trzyma tam gotówkę na drobne wydatki.

– Interesujące. – Pokręciłem głową, myśląc, że to dziwne, iż Billy pozostawił tak oczywisty ślad swojej obecności na miejscu przestępstwa. – Jakąś godzinę temu Billy zadzwonił do mnie do domu i zostawił wiadomość w poczcie głosowej. Właśnie dzwoniłem do ciebie, żeby ci o tym powiedzieć, gdy dowiedziałem się o Tess.

– Co powiedział?

– Że wszedł przez okno, ukradł parę rzeczy. To wszystko.

– Każę dokładnie przeczesać cały dom. Zobaczymy, co znajdziemy. Teraz na wyspie rozpęta się istne piekło.

– To znaczy?

– Poprosiłem policję stanową o pomoc w zorganizowaniu obławy na Billy’ego. Przyjedzie trzydziestu ludzi z psami, noktowizorami i z całym tym majdanem. Ale to jeszcze nic. Jak dotąd dzięki swoim kontaktom Bishop trzymał prasę na dystans, ale ta zapora długo nie wytrzyma. Jak się tylko rozniesie, że Tess trafiła do szpitala, dziennikarze zaleją wyspę. Jeden bogaty dzieciak zamordowany w domu to dla dziennikarzy żadna sensacja. Ale kolejna próba morderstwa w tej samej rodzinie stawia Bishopów wyżej od Ramseyów.

– Którym rozgłos pomógł zarobić dziewięćset milionów. Jak się czuje Julia?

– Jest przybita. Powiedziała wszystkiego może dziesięć słów.

Chciałem być razem z nią. Więcej, uważałem, że moje miejsce jest przy niej. Ale nie podobało mi się, że Tess zatruła się akurat lekarstwem Julii.

– Każdy z domowników może być mordercą – zauważyłem. – Oznaki zatrucia nortryptyliną uwidoczniają się wiele godzin po jej zażyciu. Ktoś mógł otruć Tess przed pogrzebem. – Przyszło mi do głowy jeszcze jedno. – Poza tym skąd Billy wiedział, że przedawkowanie nortryptyliny może prowadzić do śmierci? Jedynymi osobami, które rozmawiały z lekarzem w Aspen, byli Darwin i…

– Julia – przerwał mi Anderson. – Zgoda. Na razie nikt nie jest czysty jak łza. Ale każdy ci powie, że Billy na milę śmierdzi głównym podejrzanym.

– Ale po diabła zarówno na biurku w kopercie, jak w i mojej poczcie głosowej zostawiał wiadomość, że włamał się do domu, jeśli wiedział, że w ten sposób kieruje na siebie podejrzenia o popełnienie kolejnego morderstwa?

Anderson wzruszył ramionami.

– Nie mówimy o normalnym dzieciaku.

– Owszem. Mówimy o socjopacie. A ci zwykle nie ułatwiają nam zadania, prawda?

– Nie mówię, żebyś przestał węszyć. Na tyle, na ile ci Bishop pozwoli.

– Równie dobrze to on mógł otruć Tess. Doszedł do wniosku, że włamanie Billy’ego daje mu wspaniałe alibi. A teraz powiedz mi, od kiedy Bishop zaczął ci mówić, jak masz prowadzić śledztwo.

Anderson zesztywniał.

– Nie zaczynaj znowu, Frank. Traktuję go tak samo jak wszystkich innych. Ma prawo zabronić ci dostępu do córki, jeśli chce. Ale wiem, że znajdziesz sposób, by go wykiwać.

– Pięknie. A więc nagle zostałem sam. Nie dopraszałem się o tę sprawę. Wziąłem ją, bo powiedziałeś, że potrzebujesz mojej pomocy.

– I wciąż potrzebuję. – Mrugnął do mnie. – Czekamy na helikopter z Mass General. Tess skierowano tam na oddział intensywnej opieki na obserwację i leczenie. Julia leci razem z nią. Darwin zostaje. Dołączy do niej jutro.

– Czyli, że gdybym chciał zadać jej kilka pytań, powinienem jak najprędzej pojechać do Bostonu. Tak?

– Dobrze kombinujesz. Gdy tylko Bishop wyląduje w Fasolowie, wrócę do jego domu, żeby coś wyciągnąć z Claire i Garreta. Niania była z Tess w domu podczas pogrzebu, a z kolei synalek zrobił na mnie wrażenie bardzo agresywnego.

– Niezły plan.

– Jak na gościa, który wystawił cię do wiatru. – Popatrzył na rozległy trawnik przed szpitalem. – Wiesz, naprawdę chciałem dać Billy’emu szansę. On po prostu nie wygląda mi na zabójcę. – Anderson spojrzał na mnie. – Ale może się pomyliłem w jego ocenie.

– Może. Ja też mogę się mylić, ale instynkt mi mówi, że muszę jeszcze głębiej pokopać.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: