– Z całym szacunkiem, kupiliby więcej czasu, gdyby podobały im się nasze reklamówki – zauważył Robert. – Nie sądzę, aby zaakceptowali kiedykolwiek ten pomysł "oni kontra my", "starożytna medycyna kontra nowoczesna". Możliwe, że to nawet zabawne, ale nie wiem, czy spodziewają się, iż widzowie wysnują z tego wniosek o przedpotopowych metodach leczenia w szpitalach konkurujących z siecią NHC, szczególnie AmeriCare. Mój osobisty pogląd jest taki, że to nie trafia do ludzi.

– Tak naprawdę uważasz, że National Health Care potrzebuje specjalnego rodzaju reklamy – odezwał się Brian. – Powiedz Teresie to, co przed jej przyjściem powiedziałeś nam.

– To proste – oznajmił Robert. – Chcą gadających głów. Zarówno dyskusji o doświadczeniach pacjentów, jak i znakomitych dyskutantów. Mniej uwagi poświęcają temu, czy ich reklamówka wygra Clio lub jakąś inną nagrodę. Chcą efektów. Chcą panowania nad rynkiem, a ja chcę im to dać.

– Czy ja dobrze słyszę, że Willow i Heath chce odwrócić się plecami do swoich sukcesów i przemienić w zwykłego sprzedawcę sklepowego? – zapytała Teresa. – Teraz, kiedy wchodzimy do pierwszej ligi firm? Jak mamy się tam dostać? Mamy taką pozycję, ponieważ robimy reklamówki wysokiej jakości. Kontynuujemy tradycje Doyle-Dane-Bernback. Jeżeli zaczniemy pozwalać klientom na dyktat, zjedziemy na dół, będziemy zgubieni.

– Jesteśmy świadkami zwykłego konfliktu między finansistami i twórcami – wtrącił się do rozmowy milczący dotychczas Taylor. Wygasił rozpalający się ogień kłótni. – Robercie, tobie się zdaje, że Teresa jest nieodpowiedzialnym dzieckiem, które robi to, na co ma ochotę, i uparcie nie liczy się z klientem. Tereso, ty postrzegasz Roberta jako pragmatyka pozbawionego wyobraźni, który zamierza wylać dziecko z kąpielą. Kłopot w tym, że równocześnie oboje macie rację i oboje się mylicie. Musicie współdziałać ze sobą jak w drużynie. Przestańcie się spierać i załatwcie problem od ręki.

– No dobrze – chciał zakończyć sprawę Brian. – Tak wygląda sprawa na dziś. National Health jest wymarzonym partnerem dla osiągnięcia przez nas długofalowej stabilizacji. Trzydzieści kilka dni temu poprosili nas o sprawozdanie, które mieliśmy dostarczyć za kilka miesięcy. Teraz powiedzieli, że chcą je za tydzień.

– Tydzień! – krzyknęła Teresa, nie przejmując się obecnością innych. – Mój Boże! Przygotowanie nowej kampanii i wdrożenie jej zabierze kilka miesięcy.

– Wiem, że zespół twórców zostanie poddany potężnej presji – powiedział Brian. – Ale prawda jest taka, że rządzi National Health Care. Kłopot polega na tym, że jeśli nie poczują się usatysfakcjonowani nową kampanią, dadzą ogłoszenie i pakiet ich zamówień stanie się kąskiem do przechwycenia. Nie muszę wam mówić, że te giganty zajmujące się opieką zdrowotną w następnej dekadzie staną się kurą znoszącą złote jajka. Wszystkie agencje są nimi zainteresowane.

– Jako główny dyrektor ekonomiczny czuję się w obowiązku poinformować obecnych o skutkach straty zamówień National Health dla naszej egzystencji – odezwał się milczący dotąd Phil Atkins. – Będziemy musieli odłożyć reorganizację firmy, gdyż zabraknie nam funduszy na wykupienie naszych akcji.

– Oczywiście we wspólnym naszym interesie leży, aby nie stracić tego portfela zamówień – dodał Brian.

– Mimo wszystko nie wydaje mi się, aby możliwe było rozpoczęcie akcji w następnym tygodniu – sceptycznie stwierdziła Teresa.

– Nie masz nic, co mogłabyś nam w tej chwili pokazać? -zapytał Brian.

Teresa pokręciła przecząco głową.

– Musisz mieć coś – twardo powiedział Robert. – Słyszałem, że twój zespół nad tym pracuje. – Zły uśmiech zabłąkał się znowu w kącikach jego ust.

– Oczywiście, że mamy zespół pracujący dla National Health – odparła Teresa. – Ale nie mamy jak dotąd nic wystrzałowego. No cóż, sądziliśmy, że mamy jeszcze kilka miesięcy.

– Może powinnaś wyznaczyć dodatkowych ludzi – zasugerował Brian. – Ale to zostawiam do twojej decyzji. – Do pozostałych zaś powiedział: – Na razie odkładamy spotkanie, do czasu aż otrzymamy coś z biura projektów. – Wstał, a za nim wszyscy obecni.

Oszołomiona przebiegiem zdarzeń Teresa potknęła się, wychodząc z "chaty". Natychmiast skierowała się do działu projektowego piętro niżej.

Firma Willow and Heath przeciwstawiła się modzie końca lat siedemdziesiątych i lat osiemdziesiątych, kiedy to nowojorskie firmy reklamowe przenosiły się do odmiennych stylowo dzielnic miasta, na przykład TriBeCa lub Chelsea. Agencja wróciła na stare śmieci, na Medison Avenue i wynajęła kilka pięter skromnego budynku.

Teresa znalazła Colleen przy desce kreślarskiej.

– Dlaczego jesteś taka blada? Co się stało? Mów! – Colleen przywitała przyjaciółkę pytaniami.

– Kłopoty – odpowiedziała krótko Teresa.

Colleen była pierwszą pracownicą w zespole Teresy. Była najsolidniejszym kierownikiem działu projektów. Znakomicie się rozumiały tak w sprawach zawodowych, jak i prywatnych. Colleen była kobietą o mlecznobiałej karnacji i jasnorudych włosach. Na zadartym nosie rozsiane miała drobne, blade piegi. Oczy w kolorze zimnego błękitu były bardziej wyraziste niż u Teresy. Lubiła obszerne bluzy, które jakoś dziwnie zamiast skrywać, raczej podkreślały jej godną pozazdroszczenia figurę.

– Niech zgadnę – powiedziała Colleen. – National Health wyznaczył nieprzekraczalny termin na sprawozdanie?

– Skąd wiesz?

– Intuicja. Kiedy powiedziałaś "kłopoty", to była najgorsza rzecz, która przyszła mi do głowy.

– Robert i Helen zrobili przedstawienie. Poinformowali, że National Health stracił kontrolę nad większą częścią rynku na rzecz AmeriCare pomimo naszej kampanii.

– Cholera! To dobrze opracowana kampania ze znakomitym sześćdziesięciosekundowym spotem.

– Ty to wiesz i ja to wiem – powiedziała Teresa. – Rzecz w tym, że nie jest to dostatecznie widoczne na zewnątrz. Mam takie nieprzyjemne podejrzenie, że Helen kopie pod nami i namówiła ich, żeby wbrew swoim pierwotnym planom nie kupowali dwustu, może nawet trzystu jednostek reklamowych w TV. To dałoby odpowiednie nasycenie. Wiem, że zadziałałoby.

– Pamiętam, jak mówiłaś, że dasz z siebie wszystko, aby zagwarantować National Health wzrost wpływów na rynku.

– I dałam – odpowiedziała Teresa. – Zrobiłam wszystko, o czym można było pomyśleć, i jeszcze więcej. To jest moja najlepsza reklamówka. Sama tak mówiłaś.

Teresa potarła czoło. Zaczynała czuć przejmującą migrenę. Krew pulsowała w skroniach, tak jakby chciała rozsadzić głowę.

– Możesz mi powiedzieć wszystkie złe wieści – zapewniła Colleen. Odłożyła ołówek i stanęła twarzą w twarz z Teresą. – Jaki termin wyznaczyli?

– National Health pragnie, abyśmy zaczęli nową kampanię w przyszłym tygodniu.

– Dobry Boże! – z niedowierzaniem zawołała Colleen.

– Czym w tej chwili dysponujemy?

– Prawie niczym.

– Musisz mieć jakieś pomysły, wstępne projekty. Doskonale wiem, że nie dawałam ci żadnych poleceń, skoro mieliśmy na głowie trzy inne terminowe zamówienia. Ale twój zespół pracuje nad tym od ponad miesiąca.

– Mieliśmy dwa spotkania poświęcone strategii. Burzę mózgów raz i drugi, ale ani jednego godnego uwagi pomysłu. Żadnego błysku ani olśnienia. Mówię o czymś, czego, jak sądzę, szukasz.

– Nieważne, chcę zobaczyć wszystko, co masz – zakończyła sprawę Teresa. – Nieważne, jak szkicowe czy wstępne. Chcę zobaczyć, co robiliście przez miesiąc. Dzisiaj.

– Jasne – odparła bez entuzjazmu Colleen. – Zwołam spotkanie zespołu.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: