– Tym razem ani śladu gangreny – wtrącił Vinnie.

– Ani wylewów – dodał Jack.

Zanim zaczął badanie organów wewnętrznych, w sali zjawiło się sporo osób i mniej więcej połowa stołów została zajęta. Dało się usłyszeć kilka komentarzy o Jacku jako lokalnym ekspercie od dżumy, ale zignorował je. Zbyt był pochłonięty pracą.

Jak się okazało, płuca zmarłej były w stanie identycznym jak u Nodelmana. Płatowe zapalenie płuc z objawami rozwijającej się martwicy tkanek. Naczynia limfatyczne w obrębie szyi były również zaatakowane, podobnie jak węzły w okolicach oskrzeli.

– Wygląda równie źle albo i gorzej jak u Nodelmana -stwierdził Jack. – To niepokojące.

– Nie musisz mówić – odpowiedział Vinnie. – Te przypadki zarazy skłaniają mnie do szukania pracy w ogrodnictwie.

Jack właśnie kończył badanie organów wewnętrznych, gdy do sali wszedł Calvin. Nie można było pomylić jego olbrzymiej sylwetki. Towarzyszyła mu jakaś osoba, rozmiarami dorównywała mu tylko w połowie. Calvin podszedł prosto do stołu Jacka.

– Coś szczególnego? – zapytał, spoglądając do miski z organami.

– Jeśli chodzi o organy wewnętrzne, mamy powtórkę z wczoraj – odparł Jack.

– Dobrze – powiedział Calvin. Wyprostował się i przedstawił Jacka gościowi. Był to Clint Abelard, miejski epidemiolog.

Jack zdołał rozpoznać charakterystyczną linię dolnej szczęki Abelarda, ale z powodu załamania światła na plastykowej masce nie dostrzegł świdrujących oczu epidemiologa. Ciekawiło go, czy będzie tak samo kłótliwy jak poprzedniego dnia.

– Jak mnie poinformował doktor Bingham, panowie już się znają – zauważył Calvin.

– Rzeczywiście – odparł Jack.

Abelard milczał.

– Doktor Abelard próbuje zlokalizować ognisko choroby -wyjaśnił Calvin.

– Godne pochwały – skwitował Jack.

– Doktor Abelard przyszedł do nas, by dowiedzieć się, czy możemy mu dostarczyć jakichś szczególnych informacji. Może pan doszedł do jakichś pozytywnych wniosków i mógłby się nimi podzielić?

– Z przyjemnością – przyznał Jack.

Rozpoczął od zewnętrznych oględzin, zwracając uwagę na ślady ewentualnych ukąszeń. Następnie pokazał całą masę patologicznych zmian w organach wewnętrznych. Szczególną uwagę zwrócił na płuca, naczynia limfatyczne, wątrobę i śledzionę. Przez cały wykład Clint Abelard stał milcząco.

– Tak się przedstawia sprawa – zakończył Jack i włożył wątrobę z powrotem do miski. – Jak pan widzi, to poważny przypadek, podobnie jak Nodelman, i nic dziwnego, że w tym stanie oboje zmarli bardzo szybko.

– A co z Susanne Hard? – zapytał Clint.

– Teraz się nią zajmę – odpowiedział Jack.

– Nie ma pan nic przeciwko temu, abym się przyglądał? -zapytał Clint.

Jack wzruszył ramionami.

– Decyzja należy do doktora Washingtona.

– Nie widzę problemu – zgodził się Calvin.

– Jeśli można zapytać – Jack zwrócił się do Clinta Abelarda: – Ma pan już jakąś teorię dotyczącą pochodzenia choroby?

– Nie – odburknął Clint. – Jeszcze nie.

– Może jakieś domysły – drążył Jack. Zdawało się, że Clint nie miał lepszego humoru niż poprzedniego dnia.

– Poszukujemy źródeł zakażenia w populacji miejskich gryzoni – ujawnił łaskawie.

– Świetny pomysł – przytaknął Jack. – A dokładnie, jak to robicie?

Clint zamilkł, jakby bał się zdradzić jakiś sekret.

– Pomaga nam Centrum Kontroli Chorób – powiedział w końcu. – Przysłali kogoś z sekcji zajmującej się dżumą. Właśnie przeszukuje teren i analizuje wyniki.

– Trafił na coś?

– Kilka złapanych ostatniej nocy szczurów było chorych, jednak żaden z nich nie miał dżumy.

– A co ze szpitalem? – naciskał Jack, nie zwracając uwagi na wyraźną niechęć rozmówcy. – Kobieta, której autopsję właśnie skończyłem, pracowała w dziale zaopatrzenia. Wydaje się wielce prawdopodobne, że tak jak u Nodelmana była to choroba szpitalna. Sądzi pan, że zaraziła się od Nodelmana czy z jakiegoś innego źródła w szpitalu?

– Nie wiemy – przyznał Clint.

– Przyjmijmy, że zaraziła się od Nodelmana. Ma pan jakiś pomysł na drogę przekazania choroby?

– Sprawdzaliśmy dokładnie szpitalny system wentylacji i klimatyzacji. Wszystkie filtry były na swoim miejscu, zmieniane ściśle według instrukcji.

– A co z sytuacją w laboratorium?

– Co pan ma na myśli?

– Nie wiedział pan, że szef działu technicznego w laboratorium mikrobiologicznym sugerował dżumę w rozmowie z dyrektorem laboratorium, ale ten uznał to za nonsens i kazał zapomnieć o podobnych pomysłach.

– Nie wiedziałem – mruknął Clint.

– Gdyby szef działu technicznego poszedł własnym tropem, diagnoza zostałaby postawiona wcześniej i przedsięwzięto by odpowiednie działania – powiedział Jack. – Kto wie, może uratowano by ludzkie życie. Rzecz w tym, że laboratorium ma ograniczony budżet, bo AmeriCare chce zaoszczędzić kilka dolców, i zlikwidowali stanowisko kierownika laboratorium mikrobiologicznego.

– Nie wiedziałem o tym wszystkim – przyznał Clint. – Niemniej jednak przypadek dżumy i tak by się ujawnił.

– Ma pan rację. Tak czy siak, trzeba określić źródło choroby. Niestety nie wie pan ani trochę więcej niż wczoraj. – Jack zaśmiał się ukryty za maską. Odczuwał nieco perwersyjną przyjemność, stawiając epidemiologa w trudnej sytuacji.

– Nie posunąłem się zbyt daleko – mruknął pod nosem Clint.

– Czy wystąpiły jakieś objawy choroby wśród personelu szpitalnego? – zapytał Jack.

– Mamy kilka pielęgniarek z wysoką gorączką poddanych kwarantannie. Nie ma żadnych dowodów, że to dżuma, ale tak podejrzewamy. Wszystkie miały kontakt z Nodelmanem.

– Kiedy zajmie się pan tą Hard? – wtrącił się Calvin.

– Mniej więcej za dwadzieścia minut. Jak tylko Vinnie wszystko przygotuje.

– Przejdę się i sprawdzę, jak wyglądają inne przypadki -oznajmił Calvin. – Chce pan iść ze mną czy woli zostać z doktorem Stapletonem? – zapytał Clinta.

– Chętnie pójdę z panem, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu – oświadczył Abelard.

– A tak na marginesie, Jack – powiedział przed odejściem Calvin. – Na zewnątrz kłębi się tłum dziennikarzy jak stado spragnionych krwi bestii. Nie życzę sobie, żeby udzielał pan jakichś nie autoryzowanych przez nas wywiadów. Wszelkie informacje z naszego instytutu wychodzą od doktora Donnatello lub jego asystenta.

– Nawet nie marzyłem o rozmowie z prasą – zapewnił szefa Jack.

Calvin odszedł do następnego stołu. Clint deptał mu po piętach.

– Nie odniosłem wrażenia, że ten facet chciał z tobą pogadać – zauważył Vinnie, kiedy Calvin i Clint odeszli dość daleko. – Za co akurat nie mogę go winić.

– Ta mała myszka jest niezwykle ponura, odkąd ją pierwszy raz spotkałem. Nie wiem, z jakiego powodu, ale zdaje się, że to jakiś dziwny przyjemniaczek.

– Przyganiał kocioł garnkowi – odpowiedział Vinnie.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: