– Na jakiej działce?

– Takiej pracowniczej. Narzekała bardzo, że działka w zaniedbaniu, bo ma za mało czasu. Pewnie, skoro cały dzień zajęta była gapieniem się na przeciwległe drzwi. Teraz już nie ma na co patrzeć, więc pojechała nadrabiać zaległości.

– Gdzie ta działka?

– Tego ta facetka nie wie. Ale wiekować tam nie będzie, nawet jeśli raz i drugi zanocuje. Podobno ma warunki. Wróci…

– Wysłać jej wezwanie. Pilne. I sprawdzać dwa razy dziennie…!

Podporucznik Jarzębski rzeczywiście miał odrobinę pojęcia o Danii. Bez najmniejszego trudu dojechał autobusem z lotniska na dworzec główny, zajrzał do planu miasta, poczytał liczne napisy, nabył abonament na przejazdy i wsiadł w pociąg do Birkerod. Wysiadłszy po dwudziestu ośmiu minutach, wciąż z planem miasta w ręku, ruszył piechotą do owej Alicji Hansen. Trafił bardzo łatwo.

Furtka z ogrodzeniu nie była zamknięta. Zaraz za nią ujrzał mały dziedzińczyk, przejście dalej do ogrodu i oszklone drzwi w ścianie parterowego budynku. Drzwi były uchylone, a z wnętrza dobiegały jakieś głosy. Jarzębski, nie widząc dzwonka, grzecznie zapukał.

– Proszę! – wrzasnął ktoś ze środka po polsku.

Podporucznik Jarzębski skorzystał z zaproszenia, wszedł, uczynił cztery kroki i ujrzał salon, w którym siedziały trzy osoby. Dwie facetki i jeden młody człowiek.

– Dobry wieczór – powiedział w ojczystym języku. – Czy tu mieszka pani Alicja Hansen?

– Owszem, to ja. Dobry wieczór – odparła jedna z facetek, przyglądająca mu się z zainteresowaniem.

Tym, że dane z dokumentów paszportowych okazały się zgodnie z rzeczywistością, Jarzębski poczuł się zaskoczony tak, że przez chwilę nie wiedział, co zrobić. Miał ochotą paść na kolana i z całej duszy podziękować tej Alicji Hansen za samo istnienie pod podanym adresem. Powstrzymał się z pewnym trudem.

– Bardzo przepraszam, że tak znienacka panią nachodzę, ale czy znajduje się może u pani Joanna Chmielewska?

– Znajduję się – powiedziała natychmiast druga facetka. – To ja.

Jarzębski nie uwierzył własnym uszom i oczom. Młody był, ale znał życie, w czasie całego lotu z każdym kilometrem i z każdą minutą tracił kawałek nadziei i obecnie był już najgłębiej przekonany, że tej piekielnej baby nie znajdzie. Osłupiał do tego stopnia, że kolana się pod nim ugięły.

– Czy mogę usiąść? – spytał i zabrzmiało to jakoś dziwnie żałośnie.

– Oczywiście – przyzwoliła ta, która przyznała się, że jest Alicją Hansen. – Chociaż, między nami mówiąc, myślałam, że się pan przedtem przedstawi?

Podporucznikowi Jarzębskiemu w środku wzdrygnęło się wszystko i na moment zastygł w połowie siadania na najbliższym krześle. Jednak usiadł. Zamknął oczy, otworzył je. Tamci troje przyglądali mu się z umiarkowanym zaciekawieniem.

– Kajtuś…? – powiedziała pytająco Alicja Hansen. Młody człowiek pokręcił głową.

– Nie. W życiu go na oczy nie widziałem.

– Joanna…?

– Też nie – zaprzeczyła stanowczo ta druga, która zgodziła się być Joanną Chmielewska. – Ale przeczucia mam po prostu potworne. – Jedno wolne łóżko jeszcze jest…

Podporucznik nic nie mówił, bo właśnie w tej chwili uświadomił sobie, co czyni i zrobiło mu się gorzej, niż było. Odsiedział jeszcze chwilę w milczeniu, po czym wstał z krzesła i złożył wytworny ukłon.

– Wyjaśnię kolejno, jeśli państwo pozwolą – rzekł w przygnębieniu i najzupełniej rozpaczliwie. – Okazuje się, teraz to dopiero zauważyłem, że byłem cholernie przejęty. Zdaje się, że zrobiło mi się słabo, pierwszy raz w życiu. Dlatego musiałem usiąść.

– Rozumiemy – zgodziła się życzliwie pani domu. Podporucznik skłonił się z galanterią i kontynuował.

– Ponadto jestem tu całkowicie bezprawnie. Nazywam się Tadeusz Jarzębski i może mnie pani natychmiast stąd wyrzucić. Nikt z państwa nie ma obowiązku zamienić ze mną ani jednego słowa…

– Nie przesadzajmy, aż taka zacięta to ja nie jestem – przerwała mu pobłażliwie i wyrozumiale Alicja Hansen. – Większość osób przebywa w tym domu całkowicie bezprawnie. Jedna mniej, jedna więcej, nie robi mi wielkiej różnicy.

– Ja jestem bezprawnie wyjątkowo! – zakomunikował z mocą odzyskujący siły podporucznik. – Bardzo przepraszam, że nic powiedziałem tego od razu, ale to z przejęcia. Podstępem wydarłem z państwa personalia…

– Ze mnie nie – zastrzegł się młody człowiek.

– Nie szkodzi – uspokoił go Jarzębski. – Aż się boję powiedzieć i chyba będę błagał o litość. Jestem podkomisarzem policji w Polsce i na terenie Danii nie mam nic do gadania, ale przyjechałem prywatnie służbowo do pani Chmielewskiej…

– Aaaaa…! – wyrwało się pani Chmielewskiej.

– I nic mnie nie obchodzi, że pani jest podejrzana, bo zależy mi do szaleństwa tylko na jednej informacji. Możliwe, że dostałem amoku, teraz to widzę… Miałem, przyznaję, jakąś myśl o perfidnych podstępach, ale zdaje się, że mi nie wyszło. Jeżeli zamierzała pani prędzej czy później wrócić, to chyba właśnie wykończyłem Frelkowicza…

– Ty rozumiesz, co on mówi? – zwróciła się Alicja Hansen do Joanny Chmielewskiej z dużym zainteresowaniem.

– W pewnym stopniu, O tyle niedokładnie, że nie znam sprawy od ich strony. Jeden już ze mną rozmawiał.

– Nie ten?

– Nie, inny. Biedni ludzie, niepotrzebnie narazili się na koszty. To przez te głupie tajemnice, powiedzieliby, o co chodzi i można było załatwić to na miejscu.

Podporucznik Jarzębski czuł się wprawdzie ogłuszony, w dodatku przez samego siebie, ale jakieś przebłyski świadomości chwilami się w nim zapalały.

– Na jakim miejscu? – oburzył się. – Przecież pani jest tutaj! Nikt z panią nie rozmawiał na miejscu!

– Owszem, przedwczoraj, zaraz, jak on się nazywał, takie wojskowe nazwisko… Werbel! Podporucznik Werbel. Pytał mnie o moje wszystkie synowe, nie wiem dlaczego.

Jarzębski wyraźnie poczuł, że znów robi mu się słabo.

– Jak to… Zaraz, chwileczkę… Jakie synowe…?!

– Moje. Różne. A co…?

Alicja Hansen odepchnęła nagle od stołu pusty fotel.

– Niech pan siada -powiedziała ze współczuciem. – Coś się tu chyba pokićkało. Mam wrażenie, że on myśli, że ty jesteś Joanna.

– Dam mu kieliszek, co? – zaproponował młody człowiek, podnosząc się z miejsca.

– Daj. I filiżankę.

– Jestem Joanna – powiedziała równocześnie Joanna Chmielewska. – Ale chyba masz rację, jemu chodzi o Joannę.

– Sympatycznie wygląda i jakoś przyzwoicie. W życiu bym nie powiedziała, że to policjant. Myślisz, że należy do tej części, którą kochasz?

– Jestem pewna. I nie łże, jak sama widzisz.

– Ale chciał…?

– I co z tego, że chciał, nie wyszło mu. To tylko dobrze o nim świadczy.

Podporucznik Jarzębski usiadł przy stole na podsuniętym fotelu i przyjął kieliszek czegoś. Pomyślał, że nie ma najmniejszego prawa być tu służbowo, jest zatem chyba prywatnie, a skoro jest prywatnie, nie ma żadnego znaczenia, co się w tym kieliszku znajduje. Atmosfera tego domu nie sprzyjała służbowości, a w ogóle zaczynała go ogarniać rzetelna rozpacz.

– O ile jestem w stanie zrozumieć, co się tu mówi, pani, to wcale nie pani, tylko pani – rzekł w przygnębieniu i spróbował koniaku, który okazał się bardzo dobry. – Nic z tego nie rozumiem, przecież pani jest w Warszawie! To ta druga przyleciała do Danii!

Młody człowiek zachichotał, a Alicja Hansen nalała do filiżanki kawy ze szklanego dzbanka, przysunęła cukier i śmietankę.

– Obie przyleciały – pouczyła Joanna Chmielewska. – Co prawda, nie równocześnie. A panu potrzebna jest moja synowa?

Niezdolny do wydania głosu, podporucznik kiwnął głową.

– Mnie też. Zastanawiam się, czy powiedzieć panu prawdę. Zdaje się, że podejrzewacie ją o zamordowanie Mikołaja, pardon, pana Torowskiego?

Podporucznik był już tak skołowany, że znów kiwnął głową.

– Nic z tego. To znaczy, oczywiście, nie dam głowy, czy to nie ona go kropnęła, ale nawet jeśli, mam zamiar ją chronić. Na ile ją znam, to jednak nic ona, więc znajdźcie kogoś innego. W tym wam chętnie pomogę. Czym ten Mikołaj ostatnio się zajmował?


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: