Holly wstydziła się swojego zaniedbania.

– Ta – dam! – zaśpiewała Sharon i podniosła torbę, której Holly przedtem nie zauważyła.

– Nie przejmuj się. Pomyślałam o wszystkim.

– Dzięki.

Coś aż ścisnęło Holly za gardło.

– Przestań! Dzisiaj nie płaczesz! Dziś tylko radość, śmiech i zabawa, moja droga. A teraz marsz pod prysznic!

I Holly wykonała polecenie.

Kiedy zeszła na dół, poczuła się jak nowo narodzona. Włożyła swój niebieski dres, rozpuściła włosy. Rozejrzała się wokół i dosłownie ją zamurowało. Nie minęło pół godziny, a wszystko było posprzątane, wypucowane, odkurzone. Z kuchni dobiegał dziwny hałas. Sharon skrobała teraz blaty.

– Jesteś aniołem! Nie mogę uwierzyć, że tyle zrobiłaś w tak krótkim czasie.

– Też coś! A ja już myślałam, że cię wessało przez korek w wannie. Nawet bym się nie zdziwiła, bo taka jesteś chuda. – Zmierzyła Holly wzrokiem. – Kupiłam ci warzywa, owoce, ser, jogurty, makaron i jedzenie w puszkach. W zamrażalniku położyłam gotowe obiady. Podgrzejesz je sobie w mikrofalówce. Na jakiś czas powinno ci wystarczyć, ale zważywszy na twój wygląd, będziesz je jadła przez cały rok. Ile schudłaś?

Holly spojrzała w lustro. Chociaż sznurek spodni dresowych ściągnęła jak najciaśniej się dało, i tak opadały luźno na biodra. W ogóle nie zauważyła, kiedy tak schudła. Donośny głos Sharon przywołał ją do rzeczywistości.

– Kupiłam ciasteczka do herbaty. Jammy dodgers, twoje ulubione. Tego było za wiele. Jammy dodgers! Nie potrafiła się im oprzeć. Holly poczuła, że łzy znów napływają jej do oczu.

– Och, Sharon – zaszlochała. – Dziękuję. – Usiadła przy stole, wzięła przyjaciółkę za rękę. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

Najbardziej bała się, żeby nie rozkleić się przed ludźmi. Ale teraz jakoś się nie speszyła. Sharon siedziała naprzeciwko i cierpliwie trzymała ją za rękę.

Sharon uśmiechnęła się łagodnie.

– Przecież jestem twoją przyjaciółką. Jak ja ci nie pomogę, to kto?

– Chyba powinnam poradzić sobie sama.

– Bzdura! – Sharon zbyła ją machnięciem ręki. – Musisz do tego dojrzeć. Zresztą cała żałoba polega na radzeniu sobie.

Zawsze trafiała w sedno.

– Dzięki, że przyszłaś.

Holly z wdzięcznością uścisnęła przyjaciółkę. Wiedziała, że Sharon zwolniła się dla niej z pracy. Przez resztę dnia śmiały się i żartowały na temat dawnych czasów, potem się popłakały, a potem znów chichotały i płakały na przemian. Dobrze było spędzać czas z kimś żywym, zamiast tkwić wśród wspomnień. Jutro nastanie nowy dzień. Z samego rana zamierzała odebrać kopertę od mamy.

ROZDZIAŁ DRUGI

W piątek Holly wstała bardzo wcześnie. Chociaż poprzedniego dnia położyła się pełna optymizmu, rankiem znów ogarnął ją nieprzebrany smutek. Każda minuta niosła coraz większe cierpienie. Znów obudziła się w pustym domu, tyle że – odnotowała – po raz pierwszy bez pomocy telefonu.

Wzięła prysznic, włożyła swe ulubione dżinsy, podkoszulek, tenisówki. Skrzywiła się do swojego odbicia w lustrze. Podkrążone oczy, spierzchnięte wargi, potargane włosy. Powinna zacząć od wizyty u fryzjera. Byle tylko szybko ją przyjął.

– Chryste Panie! – zawołał Leo na jej widok. – Jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu! Ludzie, z drogi! Kobieta w potrzebie!

Puścił do niej oko, przepychając się między klientami. Podsunął jej uprzejmie fotel.

– Dziękuję, Leo. Od razu się lepiej poczułam… – mruknęła.

– Nie możesz czuć się dobrze z takimi włosami. Sandro, przygotuj mi ten sam kolor co zawsze. Colin, podaj folię. Taniu, skocz na górę po moją kosmetyczkę. Aha, i powiedz Paulowi, żeby się nie wybierał na obiad. Ma przejąć moją klientkę z godziny dwunastej.

Leo wydawał polecenia, machając rękami, jak gdyby zabierał się do nagłej operacji.

– Przepraszam, Leo, nie chciałam ci rozwalać dnia.

– Robię to dla ciebie jednej na świecie, moja droga. A teraz opowiadaj, jak się miewasz.

Oparł kościsty tyłek na blacie, siadając naprzeciwko Holly. Dobiegał pięćdziesiątki, ale cerę miał nieskazitelną, a włosy, oczywiście, tak piękne, że wyglądał najwyżej na trzydzieści pięć lat. Łatwo się było przy nim poczuć okropnie.

– Koszmarnie.

– I tak wyglądasz. Obiecuję zadbać o twoje włosy. Ale o serce musisz zatroszczyć się sama.

Holly uśmiechnęła się z wdzięcznością na ten dziwny sposób okazywania zrozumienia.

– Dzięki, Leo – powiedziała.

Zabrał się do jej głowy z takim namaszczeniem, że nie mogła się nie roześmiać.

– Śmiej się, śmiej. Zaraz zrobię ci głowę w paski. Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni.

– Jak tam Jamie? – spytała Holly, żeby zmienić temat.

– Rzucił mnie – powiedział Leo i wdepnął tak gwałtownie pedał fotela, że aż podskoczyła na siedzeniu.

– Och, Leo, tak mi przykro. Byliście taką dobraną parą. Przestał unosić fotel i zamyślił się.

– Ale już nie jesteśmy, kochanie. Chyba kogoś ma. O właśnie. Zmieszam ci dwa odcienie, złoty z tym blond, który miałaś wcześniej. Nie możemy dopuścić, by wyszedł mosiądz, zarezerwowany dla prostytutek.

– Tak mi przykro. Gdyby miał choć trochę oleju w głowie, wiedziałby, co traci.

– Niepotrzebny mi jego olej. Rozstaliśmy się dwa miesiące temu. Mam dość facetów. Zamierzam przestawić się na dziewczyny.

– Oj, Leo, w życiu nie słyszałam niczego głupszego.

Wyszła z salonu bardzo z siebie zadowolona. Jako że nie było przy niej Geny’ego, kilku mężczyzn obejrzało się za nią. Poczuła się nieswojo. Pobiegła do samochodu, by skryć się przed natrętnymi spojrzeniami. Dzisiejszy dzień rozpoczął się całkiem dobrze. Mądrze zrobiła, że wybrała się do Leo. Chociaż sam przeżywał katusze, bardzo się starał, żeby ją rozśmieszyć. Potrafiła to docenić.

Zajechała pod dom rodziców w Portmarnock. Wzięła głęboki oddech. Ku zaskoczeniu mamy, zadzwoniła z samego rana, żeby się z nimi umówić na popołudnie. Dochodziła czwarta, a Holly siedziała w aucie i czuła ściskanie w dołku. Rzadko spędzała teraz czas z rodziną. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy rodzice odwiedzili ją zaledwie kilka razy. Nie chciała, żeby ktokolwiek się nad nią użalał, nie miała ochoty na pytania, jak się czuje i co zamierza zrobić ze swoim życiem. Ale najwyższy czas odrzucić strach. W końcu są jej najbliższą rodziną.

Dom rodziców znajdował się dokładnie naprzeciwko plaży Portmarnock. Zaparkowała i przez dłuższą chwilę nie wychodziła z samochodu, wpatrując się w morze po drugiej stronie ulicy. Mieszkała tu od urodzenia aż do dnia, w którym wyprowadziła się, żeby zamieszkać z Gerrym. Uwielbiała budzić się, słysząc plusk fal o skały i podniecone krzyki mew. Za rogiem mieszkała Sharon. W gorące dni dziewczęta przechodziły przez ulicę, żeby wypatrywać na plaży najprzystojniejszych chłopców. Holly i Sharon różniły się od siebie jak ogień i woda – Sharon była szatynką o jasnej karnacji i z dużym biustem, Holly miała złociste włosy, smagłą cerę i małe dziewczęce piersi. Sharon zaczepiała kilku chłopaków naraz, Holly potrafiła utkwić wzrok w tym, który jej się najbardziej podobał i nie odrywać go, dopóki jej nie zauważył. Niewiele się od tamtej pory zmieniły.

Nie miała zamiaru siedzieć u rodziców zbyt długo. Wpadła, żeby chwilę porozmawiać i zabrać list, o którym mówiła mama. Zadzwoniła, starając się nadać twarzy pogodny wyraz.

– Witaj, kochanie! Chodź do domu – zawołała mama. Zawsze witała Holly tak samo serdecznie.

– Cześć, mamo. – Holly weszła do środka. – Jesteś sama?

– Tak. Ojciec pojechał z Declanem po farbę do jego pokoju.

– Tylko nie mów, że wciąż utrzymujecie mojego braciszka.

– Może ojciec, bo ja nie. Declan pracuje, więc ma własne pieniądze. Chociaż my nie oglądamy z nich ani pensa.

Roześmiała się, wprowadziła Holly do kuchni, nastawiła czajnik.

Declan był najmłodszym bratem Holly i pupilkiem rodziny. Ten dwudziestodwuletni dzieciak studiował w akademii produkcję filmową. Nie rozstawał się z kamerą na krok.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: