– Ellie, może to zabrzmi śmiesznie, ale myślę, że ktoś mnie śledził, kiedy jechałam do biblioteki.
– Dlaczego pani tak sądzi?
– Wiesz, jak spokojna jest ta uliczka. Ledwo jednak wyjechałam z podjazdu, zobaczyłam samochód w tylnym lusterku. Trzymał się w sporej odległości ode mnie, lecz nie skręcił, dopóki ja nie skierowałam się na parking przy bibliotece. Wydaje mi się, że ten sam samochód jechał za mną w drodze powrotnej.
– Czy ruszył dalej, kiedy pani skręciła?
– Tak.
– Może go pani opisać?
– Niewielki, ciemny, czarny albo granatowy. Jechał dość daleko za mną, więc nie widziałam kierowcy, odniosłam jednak wrażenie, że to mężczyzna. Ellie, czy myślisz, że człowiek, który był w apartamencie ostatniej nocy, kręci się w pobliżu?
– Nie wiem.
– Mam zamiar zawiadomić policję, a to znaczy, że będę im musiała powiedzieć o ostatniej nocy.
– Tak, oczywiście. – Nienawidziłam siebie za niepokój w głosie starszej pani. Aż do tej pory z pewnością czuła się bezpieczna we własnym domu. Modliłam się tylko, bym swoim darem przyciągania kłopotów nie zniszczyła jej poczucia bezpieczeństwa.
Dziesięć minut później pod dom podjechał radiowóz, a po następnych kilku minutach wahań postanowiłam wyjść i porozmawiać z policją. Funkcjonariusz, który wyglądał na starego wygę, najwyraźniej nie przejął się specjalnie podejrzeniami pani Hilmer.
– Ktokolwiek był w tym samochodzie, nie próbował pani zatrzymać lub w inny sposób nawiązać z panią kontaktu?
– Nie. – Przedstawiła nas sobie. – Ellie, znam posterunkowego White’a od wielu lat.
Był mężczyzną o pociągłej twarzy, który wyglądał, jakby spędzał mnóstwo czasu na świeżym powietrzu.
– A co z tym intruzem, panno Cavanaugh?
Jego sceptycyzm stał się wyraźnie widoczny, kiedy opowiedziałam mu o piórze i wejściu do pliku.
– Chce pani powiedzieć, że biżuteria pozostała nietknięta, a jedynym dowodem obecności intruza jest pani przekonanie, że pióro zostało przełożone z jednej strony notesu na drugą oraz kilka słów w pliku komputerowym, których pani nie pamięta.
– Których nie napisałam – poprawiłam go.
Był tak uprzejmy, że nie sprzeczał się ze mną, tylko powiedział:
– Pani Hilmer, będziemy mieli oko na ten dom przez następnych kilka dni, ale moim zdaniem trochę się pani zdenerwowała po wysłuchaniu historii panny Cavanaugh dziś rano i dlatego zwróciła pani uwagę na ten samochód. Prawdopodobnie wcale pani nie śledzono.
Moja „historia”, pomyślałam. Bardzo dziękuję. Potem jednak oświadczył, że chciałby obejrzeć zamek w drzwiach apartamentu. Obiecawszy pani Hilmer, że do niej zadzwonię, poszłam z nim do apartamentu. Spojrzał na zamek i doszedł do tego samego wniosku co ja: nikt przy nim nie manipulował.
Zawahał się na moment, najwyraźniej próbując powziąć jakąś decyzję, a później powiedział:
– Słyszeliśmy, że wczoraj była pani w Sing Sing, panno Cavanaugh.
Czekałam. Staliśmy w sieni przed apartamentem. Nie poprosił, abym mu pokazała plik komputerowy, co wskazywało, jak poważnie potraktował moją „historię”. Nie zaprosiłam go do środka, aby nie pogarszać sprawy.
– Panno Cavanaugh, byłem tu, kiedy pani siostra została zamordowana, i rozumiem, co przeżyła pani rodzina. Lecz jeśli Rob Westerfield nawet popełnił tę zbrodnię, odsiedział już swój wyrok, a muszę pani powiedzieć, że jest w tym mieście mnóstwo ludzi, którzy uważają, że został wrobiony.
– Czy to również pańska opinia?
– Szczerze mówiąc, tak. Zawsze uważałem, że Paulie Stroebel jest mordercą. Wiele rzeczy nie wyszło na jaw podczas procesu.
– Na przykład?
– Chwalił się przed kolegami w szkole, że pani siostra idzie z nim na tańce z okazji Dnia Dziękczynienia. Jeśli powiedziała którejś z dziewcząt, mam na myśli jej bliskie przyjaciółki, że idzie z nim tylko dlatego, że Rob Westerfield nie będzie zazdrosny o takiego chłopaka jak Paulie, a to do niego dotarło, mógł wpaść w szał. Samochód Roba Westerfielda był zaparkowany na stacji obsługi. Sama pani zeznała na procesie, że Paulie powiedział Andrei, iż chodził za nią do kryjówki. I jeszcze ta nauczycielka, która zeznała pod przysięgą, że kiedy Paulie usłyszał o śmierci pani siostry, powiedział: „Nie sądziłem, że nie żyje”.
– Był też uczeń, który siedział najbliżej i przysięgał, że Paulie powiedział: „Nie wierzę, że nie żyje”. To różnica.
– To oczywiste, że nie zgodzimy się w tej sprawie, pozwolę sobie jednak udzielić pani ostrzeżenia. – Musiał wyczuć, że zesztywniałam, ponieważ dodał: – Proszę mnie wysłuchać. Naraża się pani na niebezpieczeństwo, nosząc transparenty wokół Sing Sing. Ci faceci to zatwardziali przestępcy. Stoi tam pani, młoda, bardzo atrakcyjna kobieta z wypisanym na transparencie numerem telefonu, i błaga ich, żeby do pani zadzwonili. Połowa spośród tych mętów trafi tam z powrotem w ciągu kilku lat. Jak pani myśli, co im chodzi po głowie, kiedy widzą, że kobieta taka jak pani po prostu prosi się o kłopoty?
Przyjrzałam mu się uważnie. Na jego twarzy malowała się szczera troska. I niewątpliwie miał rację.
– Panie posterunkowy, to właśnie pana i ludzi takich jak pan próbuję przekonać – oświadczyłam. – Rozumiem teraz, że moja siostra bała się Roba Westerfielda, a po tym, czego dowiedziałam się o nim dzisiaj, rozumiem też, dlaczego. Nawet jeśli grozi mi niebezpieczeństwo, spróbuję szczęścia z ludźmi, którzy widzieli ten transparent – chyba że, oczywiście, są w jakiś sposób związani z Robem Westerfieldem i jego rodziną.
Wtedy przyszło mi do głowy, żeby opisać mu mężczyznę, który rozmawiał ze mną na parkingu przy stacji kolejowej. Powiedziałam, że bardzo by mi pomógł, gdyby zechciał sprawdzić, czy więzień odpowiadający temu rysopisowi został wczoraj zwolniony.
– Co pani zrobi z tą informacją? – spytał.
– W porządku. Zapomnijmy o tym – odparłam krótko.
Pani Hilmer musiała czekać, aż posterunkowy White wyjdzie. Mój telefon komórkowy zadzwonił, gdy tylko tylne światła jego radiowozu zniknęły za zakrętem.
– Ellie – odezwała się – zrobiłam kopie gazet i stenogramów z procesu. Czy dziś wieczorem będziesz potrzebowała oryginałów? Wybieram się z przyjaciółmi do kina i na kolację i nie wrócę przed dziesiątą.
Nie chciałam przyznać, że boję się trzymać oryginały i kopie pod jednym dachem, tak jednak było.
– Zaraz przyjdę – odrzekłam.
– Nie, zadzwonię, kiedy będę wychodziła. Podjadę pod apartament, a ty zbiegniesz na dół i zabierzesz torbę.
Zjawiła się kilka minut później. Była zaledwie czwarta trzydzieści, ale robiło się już ciemno. Mimo to dostrzegłam napięcie na jej twarzy, kiedy otworzyła okno, by ze mną porozmawiać.
– Czy stało się coś jeszcze? – spytałam.
– Przed chwilą odebrałam telefon. Nie wiem, kto dzwonił. Nie przedstawił się.
– Czego chciał?
– Wiem, że to głupie, lecz powiedział, że powinnam uważać, mając obok siebie osobę psychicznie chorą. Powiedział, że trafiłaś do zakładu zamkniętego za podłożenie ognia w klasie.
– To nieprawda. Mój Boże, od urodzenia nie spędziłam nawet dnia w szpitalu, nie mówiąc już o zakładzie zamkniętym!
Ulga na twarzy pani Hilmer świadczyła, że starsza dama mi uwierzyła. Ale to znaczyło, że początkowo mogła uwierzyć rozmówcy. Bądź co bądź, kiedy odwiedziłam ją po raz pierwszy, uważała, że Rob Westerfield mógł być niewinny i że mam obsesję na punkcie śmierci Andrei.
– No dobrze, Ellie, dlaczego jednak ktoś miałby opowiadać takie straszne rzeczy o tobie? – spytała. – I co możesz zrobić, żeby go powstrzymać przed powtórzeniem ich komuś innemu?
– Ktoś próbuje mnie zdyskredytować, rzecz jasna, a odpowiedź brzmi, że nie mogę go powstrzymać. – Otworzyłam tylne drzwi i wyjęłam torbę podróżną. Starałam się ostrożnie dobierać słowa. – Pani Hilmer, myślę, że lepiej będzie, jeśli jutro rano przeniosę się do gospody. Posterunkowy White uważa, że mogę przyciągnąć bardzo dziwnych ludzi, wystając przed bramą Sing Sing z transparentem, a nie należy pozwolić, żeby tu za mną trafili. W gospodzie będę bezpieczniejsza, a pani z pewnością odzyska spokój.