Była tak uczciwa, że mi nie zaprzeczyła. W jej głosie zabrzmiała ulga, kiedy powiedziała:

– Myślę, że będziesz bezpieczniejsza, Ellie. – Urwała, a potem dodała z całą szczerością: – Przypuszczam, że będziesz też czuła się bezpieczniej. – I odjechała.

Powlokłam się na górę z torbą w ręku, czując się prawie osierocona. W dawnych czasach biblijnych trędowaci musieli nosić dzwonki na szyi i krzyczeć: „Nieczysty, nieczysty”, kiedy ktoś przechodził obok. W tym momencie naprawdę czułam się jak trędowata.

Cisnęłam torbę i poszłam do łazienki, żeby się przebrać. Zamieniłam żakiet na luźny sweter, zrzuciłam buty i wsunęłam stopy w stare, obszyte barankiem pantofle. Potem poszłam do salonu, nalałam sobie kieliszek wina i usiadłam w wielkim klubowym fotelu, trzymając stopy na podnóżku.

Sweter i pantofle to mój ulubiony strój. Przez chwilę myślałam o moim starym pocieszycielu, Bączku, wypchanym pluszowym misiu, który dzielił ze mną poduszkę, kiedy byłam dzieckiem. Leżał w pudełku na górnej półce w szafie w mieszkaniu w Atlancie. Był tam z innymi pamiątkami z przeszłości, które przechowywała moja matka, takimi jak album ślubny, fotografie nas czworga i, przywołujący najbardziej bolesne wspomnienia, mundurek Andrei z czasów, gdy grała w szkolnej orkiestrze. Przez chwilę czułam dziecięcy żal, że nie ma tu ze mną Bączka.

Potem, sącząc wino, zaczęłam myśleć, jak często Pete i ja siedzieliśmy po pracy nad kieliszkiem wina, zanim zamówiliśmy kolację.

Dwa wspomnienia: moja matka, która piła, by odnaleźć spokój, oraz Pete i ja, kiedy odpoczywamy i żartujemy po ciężkim lub frustrującym dniu.

Nie miałam od niego wiadomości od dziesięciu dni, gdy jedliśmy kolację w Atlancie. Co z oczu, to i z serca, uznałam. Szuka innej pracy. „Zmienia specjalizację”, jak mawiają ludzie, kiedy każe się pracownikowi uprzątnąć biurko.

Lub postanawia się przeciąć stare więzy. Wszystkie.

21

Godzinę później nastąpiła subtelna zmiana pogody. Cichutki brzęk obluzowanej szyby w oknie nad zlewem był pierwszą oznaką, że wiatr się wzmaga. Wstałam i podkręciłam termostat, a potem wróciłam do komputera. Zdając sobie sprawę, że jestem niebezpiecznie bliska użalania się nad sobą, spróbowałam pracować na czymś, co miało się stać pierwszym rozdziałem książki.

Po kilku falstartach zrozumiałam, że powinnam zacząć od mojego ostatniego wspomnienia o Andrei, i w miarę pisania moja pamięć zdawała się wyostrzać. Widziałam jej pokój z narzutą z białej organdyny na łóżku i plisowanymi zasłonami. Pamiętałam w najdrobniejszych szczegółach staromodną toaletkę, którą matka starannie wybrała w sklepie z antykami. Mogłam zobaczyć fotografie Andrei i jej przyjaciółek zatknięte za ramę lustra nad toaletką.

Widziałam moją siostrę we łzach, jak rozmawia przez telefon z Robem Westerfieldem, a potem zapina łańcuszek. Gdy pisałam, uświadomiłam sobie, że jest jakiś ważny szczegół związany z tym wisiorkiem, ale wciąż mi umyka. Wiedziałam, że nie mogłabym go poznać, gdybym go teraz zobaczyła, wtedy jednak przedstawiłam policji dokładny opis tego drobiazgu – opis, który przed laty uznano za wytwór dziecięcej fantazji.

Ale wiedziałam, że go miała, kiedy ją znalazłam, i byłam pewna, że słyszałam Roba Westerfielda w garażu-kryjówce. Matka powiedziała mi później, że ona i ojciec potrzebowali dziesięciu lub piętnastu minut, żeby mnie uspokoić, tak abym mogła opowiedzieć im w miarę składnie, gdzie znalazłam ciało Andrei. Wystarczająco dużo czasu, by Rob zdążył uciec. I zabrać ze sobą łańcuszek.

Zeznając na procesie, twierdził, że w tym czasie biegał i nie był w pobliżu garażu. Mimo to potraktował wybielaczem i uprał dres, który miał na sobie tego ranka, podobnie jak zakrwawione rzeczy z poprzedniego wieczoru.

Raz jeszcze zdumiało mnie ogromne ryzyko, jakie podjął, wracając do garażu. Dlaczego chciał odzyskać łańcuszek? Czy bał się, że ten drobiazg może stanowić wystarczający dowód, iż Andrea nie była tylko narzucającą nastolatką, zakochaną w nim do szaleństwa? Kiedy myślałam o tym poranku i ochrypłym dyszeniu i nerwowym chichocie, który wydawał morderca, ukryty po drugiej stronie furgonetki, dłonie zwilgotniały mi na klawiaturze.

Przypuśćmy, że nie przedzierałabym się przez las sama, lecz przyprowadziła ze sobą ojca? Rob zostałby przyłapany w garażu. Czy tylko strach przywiódł go z powrotem? Czy to możliwe, by chciał potwierdzić sam przed sobą, że to, co zrobił, nie było tylko sennym koszmarem? Lub, co najgorsze, wrócił, aby sprawdzić, czy Andrea na pewno nie żyje?

O siódmej włączyłam piekarnik i włożyłam do niego samotny ziemniak; potem wróciłam do pracy. Niebawem zadzwonił telefon; to był Pete Lawlor.

– Cześć, Ellie.

Usłyszałam w jego głosie coś, co natychmiast kazało mi wziąć się w garść.

– O co chodzi, Pete?

– Nie tracisz czasu na pogawędki, prawda?

– Nigdy tego nie robimy. Taka była umowa.

– Chyba tak. Ellie, gazeta została sprzedana. To już nieodwołalne. Ogłoszenie ukaże się w poniedziałek. Cały personel zostanie zweryfikowany.

– Co z tobą?

– Nowi właściciele zaproponowali mi pracę. Odmówiłem.

– Wspominałeś, że masz zamiar to zrobić.

– Pytałem o ciebie, ale powiedzieli mi w zaufaniu, że nie przewidują rubryki kryminalnej.

Oczekiwałam tej wiadomości, lecz nagle uświadomiłam sobie, jakim uczuciem pustki mnie napełniła.

– Czy już zdecydowałeś, dokąd pojedziesz, Pete?

– Jeszcze nie jestem pewien, pogadam chyba z kilkoma osobami w Nowym Jorku, zanim podejmę decyzję. A potem może wynajmę samochód i przyjadę zobaczyć się z tobą lub ty spotkasz się ze mną na mieście.

– Z przyjemnością. Spodziewałam się raczej, że dostanę pocztówkę z Houston lub Los Angeles.

– Nigdy nie wysyłam pocztówek. Ellie, przeglądałem twoją stronę internetową.

– Wiele tam jeszcze nie ma. To raczej coś w rodzaju ogłoszenia, tak jak na sklepie, który wynająłeś i zamierzasz poprowadzić. Wiesz, co mam na myśli: „Poczekaj na wielkie otwarcie”. Znalazłam jednak sporo ciekawych informacji na temat Westerfielda. Jeśli Jake Bern przedstawi go jako wzór amerykańskiego nastolatka, jego książka będzie musiała zostać opublikowana jako beletrystyka.

– Ellie, nie leży w mojej naturze…

Przerwałam mu.

– Och, daj spokój, Pete. Zamierzasz mnie ostrzec, abym uważała, prawda? Ostrzegli mnie już moja sąsiadka, psycholog i gliniarz. I to tylko dzisiaj.

– Zatem pozwól mi dołączyć do chóru.

– Zmieńmy temat. Straciłeś już te zbędne pięć kilogramów?

– Zrobiłem coś lepszego. Uznałem, że teraz wyglądam dobrze. Dobra, zadzwonię do ciebie, jak już będę wiedział, kiedy przyjeżdżam. Albo ty możesz w każdej chwili zadzwonić do mnie. Nocą połączenia międzymiastowe są bardzo tanie.

Rozłączył się, zanim zdążyłam się pożegnać.

Nacisnęłam guzik „nie” na moim telefonie komórkowym i położyłam aparat obok komputera. Kiedy robiłam sałatkę, zaczęłam sobie uświadamiać konsekwencje utraty pracy. Zaliczka za książkę pozwoli mi przeżyć jakiś czas, lecz co będę robić, gdy ją skończę i obalę nowy wizerunek Roba Westerfielda?

Wrócę do Atlanty? Wtedy moi przyjaciele z redakcji będą rozproszeni. Kolejny problem do rozważenia: ostatnio nie jest łatwo dostać pracę w gazecie. Zbyt wiele czasopism zostało wchłoniętych lub zlikwidowanych. A kiedy skończę książkę i to wszystko będzie już poza mną, gdzie chciałabym zamieszkać? Zastanawiałam się nad tą kwestią podczas kolacji, nawet gdy próbowałam skupić się na tygodniku informacyjnym, który kupiłam w supermarkecie.

Telefon komórkowy zadzwonił ponownie, gdy sprzątałam ze stołu.

– Czy to pani stała wczoraj z transparentem przed więzieniem? – spytał ochrypły męski głos.

– Tak, to ja. – Skrzyżowałam w myślach palce. Numer rozmówcy wyświetlił się jako „niedostępny”.

– Mogę pani coś powiedzieć na temat Westerfielda. Ile pani chce zapłacić?

– Przypuszczam, że to będzie zależało od informacji.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: