Potem zaczęłam je obdzwaniać, co trwało bardzo długo i okazało się beznadziejnym zadaniem. Kilka, które mi się spodobały, było bardzo drogich, zwłaszcza gdy wyobraziłam sobie ceny posiłków.

Po prawie dwóch godzinach miałam krótką listę czterech takich miejsc i już zaczęłam przeglądać lokalne gazety w poszukiwaniu domów do wynajęcia. Większość ludzi w Oldham mieszka tu przez cały rok i nie wynajmuje mieszkań, lecz mimo to w kolumnie ogłoszeń znalazłam kilka, które brzmiały zachęcająco.

O trzeciej trzydzieści skończyłam; wybrałam sześć miejsc, które zamierzałam jutro obejrzeć. Byłam zadowolona, że się z tym uporałam, ponieważ chciałam włączyć komputer i zrobić notatkę o moim spotkaniu z Westerfieldem.

W okolicy były dwie lub trzy gospody, w których mieli wolne pokoje od zaraz. Każdy z nich nadawałby się na okres przejściowy, ale ostatnią rzeczą, na jaką miałam teraz ochotę, było zacząć się pakować. Nie chciało mi się również opróżniać lodówki i urządzać gruntownego sprzątania.

Pani Hilmer dała mi bardzo jasno do zrozumienia, że troszczy się przede wszystkim o moje bezpieczeństwo i że mam tu pozostać dopóty, dopóki nie znajdę czegoś odpowiedniego. Wiedziałam, iż wyjechała co najmniej na trzy lub cztery dni, stoczyłam więc krótką walkę wewnętrzną, a następnie podjęłam decyzję: na razie zostanę tutaj, przynajmniej przez weekend, prawdopodobnie do poniedziałku.

Włączyłam komputer, zaczęłam opisywać spotkanie z Westerfieldem i nagle uświadomiłam sobie, że bardzo trudno mi się skoncentrować. Postanowiłam pójść do kina na wczesny seans, a później zjeść kolację gdzieś w okolicy.

Przejrzałam repertuar w gazecie i jak na ironię okazało się, że film, który chciałabym obejrzeć, grają w kinie Globe.

To właśnie tam był rzekomo Rob Westerfield, kiedy zamordowano Andreę.

Kino Globe bardzo się powiększyło i zmodernizowało, od czasu gdy byłam dzieckiem. Miało teraz siedem oddzielnych sal projekcyjnych. W poczekalni znajdowała się duża, okrągła lada, gdzie sprzedawano słodycze, prażoną kukurydzę i napoje.

Chociaż pierwsi widzowie dopiero się pojawili, podłoga poczekalni była już usłana ziarnami prażonej kukurydzy, które wysypywały się z przepełnionych papierowych stożków.

Kupiłam balonik orzechowy – mój ulubiony przysmak – i weszłam do sali numer trzy, gdzie grano wybrany przeze mnie film. Wcale nie okazał takim przebojem („Już na ekranach! Nareszcie! Film, na który czekałeś!”), jak się spodziewałam, lecz średnio zajmującą historią o kobiecie, która zmaga się z całym światem, doznaje wielu upokorzeń, a potem, oczywiście, przezwycięża wszystkie przeciwności i znajduje prawdziwą miłość i szczęście u boku męża, którego trzy lata wcześniej porzuciła.

Siedziałam pomiędzy dwoma parami, starszymi ludźmi z prawej i nastolatkami z lewej. Młodzi bez przerwy podawali sobie torebkę z prażoną kukurydzą, a dziewczyna co chwila wygłaszała komentarze na temat filmu.

– Kiedyś była moją ulubioną aktorką, ale teraz wcale nie wydaje mi się taka dobra…

Nawet nie próbowałam skupić uwagi na tym, co działo się na ekranie. Nie chodziło tylko o dzieciaki i kukurydzę, a także ustawiczne komentarze czy nawet ciche pochrapywanie starszego mężczyzny obok mnie, który zapadł w drzemkę.

Rozpraszał mnie fakt, że dwadzieścia dwa lata temu Rob Westerfield był podobno w tym kinie, kiedy zamordowano Andreę, i nikt nie potrafił potwierdzić, czy naprawdę został do końca filmu. Mimo wielkiego rozgłosu, jaki nadano tej sprawie, nikt się nie zgłosił i nie zeznał: „Siedział obok mnie”.

Oldham było wówczas małym miasteczkiem, a Westerfieldów dobrze znano w okolicy. Z pewnością Rob Westerfield, ze swoją znakomitą prezencją i pozą bogatego chłopaka wystarczająco rzucał się w oczy, by dostrzegano go wszędzie. Gdy siedziałam w ciemnej sali kinowej, wyobraziłam sobie, jak Rob parkuje na stacji obsługi naprzeciwko.

Twierdził, iż rozmawiał z Pauliem Stroebelem i powiedział mu, że zostawia samochód. Paulie kategorycznie zaprzeczał, jakoby Westerfield z nim rozmawiał.

Potem Rob zeznał, że zamienił kilka słów z kasjerką i bileterem, mówiąc coś w tym sensie, jak bardzo czekał na ten film. „Był naprawdę miły” – zeznali oboje z miejsca dla świadków, a w ich głosach brzmiało zdziwienie. Rob Westerfield nie słynął z tego, że zachowywał się uprzejmie, zwłaszcza wobec przedstawicieli klasy pracującej.

Mógł z łatwością zaznaczyć swoją obecność w kinie, a potem wymknąć się ukradkiem. Wypożyczyłam film, który, jak twierdził, oglądał tamtego wieczoru. Na początku są sceny, kiedy ekran jest tak ciemny, że ktoś siedzący z brzegu mógł bez trudu wyjść niezauważony. Rozejrzałam się, dostrzegłam kilka wyjść ewakuacyjnych i postanowiłam przeprowadzić małe doświadczenie.

Wstałam, przeprosiłam drzemiącego sąsiada, że go budzę, przecisnęłam się obok jego żony i skierowałam się do bocznego wyjścia w tylnej części sali.

Drzwi otworzyły się cicho i znalazłam się w czymś w rodzaju alejki pomiędzy bankiem a kompleksem kinowym. Przed laty była tu stacja obsługi samochodów, nie bank. Miałam kopie szkiców i zdjęć, które gazety publikowały podczas procesu, pamiętałam więc położenie warsztatu.

Zamknięty garaż, gdzie pracował Paulie, znajdował się za pompami i wychodził na Main Street. Parking, na którym stały czekające na naprawe samochody, był położony za stacją. Teraz urządzono tam parking dla klientów banku.

Ruszyłam alejką, zastępując w myślach bank stacją obsługi. Mogłam nawet wyobrazić sobie miejsce, gdzie Rob, jak utrzymywał, zaparkował swój samochód i gdzie stał on rzekomo aż do końca filmu o dziewiątej trzydzieści.

W jakiś sposób moje kroki stały się jego krokami i poczułam to, co on wówczas czuł – złość, irytację, zawód, że dziewczyna, którą, jak sądził, owinął sobie dookoła palca, zadzwoniła, aby mu powiedzieć, iż umówiła się na randkę z kimś innym.

To nieważne, że tym kimś był Paulie Stroebel.

„Spotkaj się z Andreą. Pokaż jej, kto tu rządzi”.

Dlaczego zabrał łyżkę do opon do kryjówki? – zastanawiałam się.

Przychodziły mi do głowy dwa możliwe powody. Po pierwsze, bał się, iż mój ojciec dowiedział się, że Andrea zamierza się z nim spotkać. Nie miałam wątpliwości, iż mój ojciec wydawał się Robowi groźny i przerażający.

Drugi powód był taki, że zabrał ze sobą łyżkę do opon, ponieważ zamierzał zabić Andreę.

„Bojący dudek, bojący dudek”. O Boże, jakże musiała być przerażona, gdy zobaczyła, jak podchodzi do niej, podnosi rękę, wymachuje ciężkim narzędziem…

Odwróciłam się i pobiegłam alejką do miejsca, gdzie łączyła się z ulicą. Łapiąc gwałtownie powietrze – ponieważ przez chwilę dosłownie nie byłam w stanie oddychać – uspokoiłam się i ruszyłam do samochodu. Zostawiłam go na parkingu przed kinem po drugiej stronie kompleksu.

Powietrze nadal było czyste, lecz tak jak poprzedniej nocy zerwał się ostry wiatr i temperatura gwałtownie spadła. Zadrżałam i przyśpieszyłam kroku.

Kiedy przeglądałam repertuar, zauważyłam reklamę restauracji Villa Cesaere niedaleko kina. Reklama zapowiadała tego rodzaju lokal, jakie uwielbiałam, postanowiłam więc spróbować. Miałam ochotę na włoską kuchnię, im ostrzejszą, tym lepiej. Może krewetki fra diavolo, pomyślałam.

Po prostu musiałam pozbyć się tego straszliwego wewnętrznego chłodu, który mnie przepełniał.

O dziewiątej piętnaście, kiedy zjadłam i poczułam się odrobinę lepiej, wyprowadziłam samochód z parkingu i pojechałam do domu pani Hilmer. Był pogrążony w ciemnościach, a światło nad drzwiami garażu stanowiło dosyć oziębłe powitanie.

Raptownie zahamowałam. Coś podpowiadało mi, abym zawróciła, pojechała do gospody lub motelu i spędziła tam noc. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, jak nieswojo będę się czuła dzisiaj wieczorem. Wyjadę jutro, pomyślałam. Wytrzymam jeszcze jedną noc. Gdy tylko znajdę się w apartamencie, będę bezpieczna.

Wiedziałam oczywiście, że to nieprawda. Kiedy poprzedniego wieczoru jadłam kolację z panią Hilmer, ktoś u mnie był. Nie sądziłam jednak, bym zastała tam kogoś teraz. Moje poczucie niepewności wywoływała raczej perspektywa pozostania na zewnątrz, blisko drzew, choćby tylko na kilka chwil.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: