A teraz rozważmy całą tę sprawę punkt po punkcie. Przed sześciu laty Spike został złapany w Chicago. Stało się to jakiś miesiąc po napadzie na bank. Prawdopodobnie ukrył pieniądze w Chicago. Lecz równie dobrze mógł je ukryć tu, w okolicy Los Angeles.
Widzicie, policja odkryła, że zanim pojechał do Chicago, ukrywał się przez tydzień w domu swojej siostry w Los Angeles. Nazywa się ona Miller, Mary Miller. Przesłuchiwano ją w swoim czasie, lecz nie powiedziała niczego, co pomogłoby w śledztwie. Jest bardzo szanowaną kobietą. Przed pojawieniem się policji nawet nie przypuszczała, że jej braciszek napada na banki.
Sądząc, że przed wyjazdem do Chicago Spike ukrył pieniądze u siostry, policja dokładnie przeszukała jej dom. Niczego nie znaleziono. Ponieważ pojechał do niej natychmiast po napadzie na bank w San Francisco, musiał mieć pieniądze przy sobie. Uznano więc, że powiózł je dalej i ukrył gdzieś w Chicago.
– W liście, który napisał do Guliwera rok temu, wspomina o kuzynie nazwiskiem Danny Street z Chicago – wtrącił Jupiter. – Może u niego zostawił pieniądze?
– Władze więzienne już się tym zajęły, Jupiterze. Tak jak podejrzewałeś, list do Guliwera został uważnie przejrzany, zanim go wysłano. A nawet zlecono policji w Chicago zajęcie się tym Dannym Streetem. Lecz nie znaleziono nikogo o nazwisku Street, kto miałby jakieś powiązania ze Spike'em Neelym.
Ostatecznie zdecydowano, że list nie zawiera niczego złego i został nadany. Sprawdzono, oczywiście, czy na papierze nie ma jakiejś ukrytej informacji, ale nie było.
– Ja też niczego nie znalazłem – przyznał Jupiter, przygryzając wargę, by zmusić swoje szare komórki do efektywniejszej pracy. – Jednakże dedukuję, iż jacyś bandyci dowiedzieli się o liście i sądzili, że zawiera on wskazówki, gdzie ukryto pieniądze. Dlatego też zaczęli śledzić Guliwera. Ten, przestraszony, postanowił się ukryć.
– Lub został zabity – dodał ponuro inspektor Reynolds. – Dla mnie jest całkiem jasne, że Guliwer nie znalazł tych pieniędzy. Ktoś jednak mógł próbować zmusić go do wyjawienia, gdzie są ukryte. Mógł się zdenerwować, że Guliwer – który przecież o niczym nie wiedział – nie chce mówić… Z drugiej jednak strony, Guliwer być może zdążył uciec, ale nie zabrał ze sobą kufra.
– Musiał się domyślić, że Spike Neely próbował przekazać mu jakąś wiadomość – zastanawiał się na głos Jupiter. – Inaczej po co miałby chować ten list? Załóżmy, że Guliwer jednak ukrył się. Jego prześladowcy przeczytali w gazecie, że kupiłem kuferek. Uważali, że znajdą w nim jakąś wskazówkę o pieniądzach.
Tamtej nocy próbowali go ukraść, ale się przeliczyli, ponieważ wuj Tytus zdążył go schować. Zaczęli więc mnie śledzić. Obserwowali skład złomu i zobaczyli, jak sprzedajemy kufer Maksymilianowi Mistycznemu. Pojechali za nim, zepchnęli samochód z drogi i ukradli kufer.
– Faktycznie, bardzo im musiało zależeć na tym kufrze! – wykrzyknął Pete. – Jak to dobrze, że pozbyliśmy się go w porę.
– Myślę, że powinniście byli przywieźć ten kufer do mnie – powiedział inspektor.
– Właśnie namawialiśmy do tego pana Maksymiliana – odparł Jupiter. – Ale nie chciał o tym słyszeć. Zależało mu, żeby mieć ten kufer tylko dla siebie. Nikt nie mógł przypuszczać, że złodzieje posuną się aż do spowodowania wypadku. A poza tym, nie znaleźliśmy w kufrze żadnych informacji o pieniądzach.
– No cóż, co się stało, to się nie odstanie – stwierdził inspektor Reynolds. – Ale dzięki naszej rozmowie doszliśmy do bardzo ważnego wniosku. Chyba wszyscy się zgadzamy, że bandyci myślą, iż w kuferku znajdą wskazówki, jak odszukać ukryte pieniądze?
Chłopcy skinęli potakująco głowami.
– Tak więc – ciągnął inspektor – te typki mają teraz kufer. Przetrząsnęli go już pewnie dokładnie i nie znaleźli niczego. I jak sądzicie, do jakich wniosków doszli?
Jupiter domyślił się pierwszy i głośno przełknął ślinę. Bob widząc, że Pete nie chwyta, co inspektor chciał zasugerować, krzyknął:
– Myślą, że znaleźliśmy te wskazówki i zatrzymaliśmy je dla siebie, zanim sprzedaliśmy kufer panu Maksymilianowi! Myślą, że my… że nadal mamy wskazówki, jak odnaleźć te pieniądze!
– No nie! – sprzeciwił się Pete. – Ale to nieprawda! My o niczym nie mamy pojęcia!
– Wiem o tym – powiedział inspektor. – I wy wiecie. Lecz jeśli ci faceci myślą, że wskazówki są w waszych rękach… no cóż, mogą się znów pojawić, aby zmusić was do ich oddania.
Chłopcy też o tym pomyśleli. I nie była to miła perspektywa.
– Czy to oznacza, inspektorze, że grozi nam niebezpieczeństwo?
– Obawiam się, że tak – odrzekł inspektor z powagą. – Chciałbym, żebyście byli czujni. Jeśli zobaczycie jakąś podejrzaną osobę kręcącą się przy składzie złomu, dzwońcie do mnie natychmiast. I jeśli skontaktuje się z wami ktoś w sprawie kufra, dajcie mi znać. Zrobicie to?
– Na pewno! – obiecał Bob.
– Jest mały problem – powiedział Jupe, marszcząc brwi. – Do składu przychodzi wielu klientów. Trudno stwierdzić, czy któryś z nich wygląda podejrzanie. Jeśli jednak dostrzeżemy taką osobę, natychmiast damy panu znać.
– Liczę na to – powiedział inspektor.
Trzej Detektywi, pogrążeni w myślach, opuścili komendę policji i pojechali rowerami do składu złomu.
Rozdział 10. Jupe prowadzi śledztwo
– Coraz mniej mi się to wszystko podoba! – wybuchnął Pete. – Nie chcę, żeby jakieś typy spod ciemnej gwiazdy podejrzewały, że mam coś, czego nie mam. Po takich można się spodziewać najgorszego. Oni nie uznają żadnych tłumaczeń.
– I pomyśleć, iż pozbywając się kufra, sądziliśmy, że wraz z nim znikną wszystkie nasze kłopoty – dodał Bob. – Jupe, masz jakiś plan?
Trzej Detektywi siedzieli w swoim warsztacie na zapleczu składu złomu. Miny mieli niewesołe. Nawet okrągła jak księżyc twarz Jupitera była teraz zatroskana.
– Obawiam się – powiedział – że ci ludzie, kimkolwiek są, nie zaprzestaną poszukiwań, aż znajdą pieniądze. Najlepiej będzie, jeśli my odnajdziemy je pierwsi, oddamy policji i zawiadomimy prasę. Wtedy dadzą za wygraną.
– Wspaniale! Fantastyczny pomysł! – stwierdził Pete sarkastycznie. – Musimy tylko odnaleźć ukryte lata temu pieniądze, których jak dotąd nie udało się znaleźć ani policji, ani agentom Ministerstwa Skarbu. Po prostu drobiazg. Zróbmy to przed kolacją, żeby mieć spokojny wieczór.
– Pete ma rację – powiedział Bob. – Jaką mamy szansę odnalezienia tych pieniędzy, kiedy nie posiadamy najmniejszej nawet wskazówki?
– To na pewno nie będzie proste – przyznał Jupiter. – Lecz myślę, że powinniśmy spróbować. Inaczej nie będziemy mogli spokojnie spać. Jesteśmy przecież detektywami. To byłoby dla nas prawdziwe wyzwanie.
Pete jęknął.
– Od czego zaczniemy, Jupiterze? – zapytał Bob.
– Przede wszystkim od założenia, że pieniądze ukryto gdzieś w pobliżu Los Angeles – odparł Jupiter, cedząc słowa. – Oczywiście, jeśli schowano je w Chicago, nie mamy żadnych szans.
Wyraz twarzy Pete'a wskazywał, iż wątpił, by mieli jakiekolwiek szansę w obu przypadkach.
– Następnie – ciągnął Jupiter – musimy zdobyć jak najwięcej informacji o poczynaniach Spike'a Neely'ego, kiedy ukrywał się u siostry. To oznacza, iż musimy odnaleźć panią Miller i poprosić, by opowiedziała nam wszystko, co wie.
– Ale przecież inspektor Reynolds powiedział, że policja już ją przesłuchiwała – zaprotestował Bob. – Jeśli im się nie udało wydobyć od niej wszystkiego, to jak nam może się to udać?
– Jeszcze nie wiem – odparł Jupiter. – Ale musimy spróbować. To nasz jedyny trop. Wiem, że to trudne zadanie. Ale kiedy nie ma innego wyjścia, trzeba się porywać na trudne przedsięwzięcia. Może uda nam się zadać parę pytań, o których policja zapomniała.
– Że też musiała wpaść ci w ręce ta wzmianka o aukcji – wymamrotał Pete. – No, dobra, od czego zaczynamy?
– Po pierwsze – zaczął Jupiter, lecz przerwał mu donośny głos ciotki.