— Ach ty, niavinny chłopča…
Hetyja słovy ŭzrušyli mianie. Ale zirnuŭšy na Snaŭta, ja zrazumieŭ, što jon nie žartuje. Ja ŭbačyŭ jaho byccam upieršyniu. Na šerym tvary ŭ hłybokich marščynach zastyła pakuta, jon byŭ padobny na ciažkachvoraha čałavieka.
— Čamu ty tak havoryš? — spytaŭsia ja zdziŭlena.
— Tamu, što historyja heta trahičnaja. Nie, nie, — chucieńka dadaŭ jon, kali zaŭvažyŭ, što ja chaču jaho pierapynić, — ty pa-raniejšamu ničoha nie razumieješ. Viadoma, ty možaš pakutavać, navat ličyć siabie zabytym, ale… heta nie sama strašnaje.
— Što ty kažaš! — zjedliva vyhuknuŭ ja.
— Ciešu siabie tym, što ty nie vieryš. Toje, što adbyłosia, moža być strašnym, ale strašniej za ŭsio toje, što… nie adbyvałasia. Nikoli.
— Nie razumieju… — pramoviŭ ja.
Ja i na samaj spravie ničoha nie razumieŭ. Snaŭt pakivaŭ hałavoj.
— Narmalny čałaviek… — praciahvaŭ jon. — Što takoje narmalny čałaviek? Čałaviek, jaki nie ŭtvaryŭ ničoha strašnaha? I navat nikoli pra heta nie padumaŭ? A što, kali jon nie padumaŭ, ale ŭ jaho padsviadomasci dziesiać abo tryccać hadoŭ tamu tolki milhanuła heta? Mo jon zabyŭsia, nie bajaŭsia, bo viedaŭ, što nikoli nie zrobić ničoha drennaha. Tak, a zaraz ujavi sabie, što raptam, siarod biełaha dnia, u asiarodku inšych ludziej, ty sustrakaješ HETA najavie, prykutaje da ciabie, niezniščalnaje, što tady? Što maješ rabić tady?
Ja maŭčaŭ.
— Stancyja, — pramoviŭ jon cicha. — Maješ tady Stancyju Salarys.
— Ale… što heta ŭrešcie moža być? — spytaŭsia ja nierašuča. — Vy ž z Sartoryusam nie złačyncy…
— Ty ž psichołah, Kielvin! — nieciarpliva pierapyniŭ jon mianie. — Kamu choć raz u žycci nie sniŭsia taki son, nie zjaŭlaŭsia taki pryvid? Voźmiem… fietyšysta, jaki zakachaŭsia, skažam, u šmatok brudnaj bializny. Ryzykujučy žycciom, mietadam pahroz i prośbaŭ jon zdabyvaje svoj biascenny vyčvarny šmatok. Zabaŭna, praŭda? Jon i brydzicca pradmieta svajho imkniennia, i hatoŭ z-za jaho rozum stracić. I navat žyccio hatovy addać dziela jaho, jak Rameo dziela Džulety… Takoje časam zdarajecca. Ale ty, vidać, razumieješ, što byvajuć i takija rečy… takija situacyi… jakija nichto nie zachoča mieć najavie, pra jakija možna tolki padumać, i to pad čas apjaniennia, padziennia, varjactva — nazyvaj heta jak chočaš. I słova stanovicca ciełam. Voś i ŭsio.
— Voś… i ŭsio, — biazhłuzda paŭtaryŭ ja draŭlanym hołasam. U mianie šumieła ŭ hałavie. — A Stancyja? Pry čym tut Stancyja?
— Ty što, prytvaraješsia? — pramoviŭ Snaŭt i ŭpieryŭ na mianie svoj pozirk. — Ja ž uvieś čas kažu pra Salarys, tolki pra Salarys i ni pra što inšaje. Ja nie vinavaty, što ŭsio tak rezka adroznivajecca ad tvaich spadziavanniaŭ. Zrešty, ty dastatkova pieražyŭ, kab choć vysłuchać mianie da kanca. My vypraŭlajemsia ŭ kosmas, hatovyja da ŭsiaho, heta značyć da adzinoty, da baraćby, da pakut i smierci. Z-za scipłasci my nie havorym pra heta ŭsłych, ale časam dumajem pra svaju vialikasć. A na samaj spravie, na samaj spravie hetaha mała, i naša padrychtavanasć — tolki poza. My zusim nie chočam zavajoŭvać kosmas, my chočam prosta pašyryć da jaho absiahaŭ Ziamlu. Na adnych płanietach pavinny być pustyni nakštałt Sachary, na druhich — ildy, jak na polusie, albo džunhli, jak u brazilskich tropikach. My humannyja i vysakarodnyja, nie chočam zavajoŭvać inšyja rasy, my tolki imkniomsia pieradać im našy dasiahnienni i ŭzamien atrymać ich spadčynu. My ličym siabie rycarami Sviatoha Kantaktu. Heta druhaja chłusnia. My nie šukajem nikoha, akramia čałavieka. Nam nie patrebny inšy susviet. Nam patrebna naša adlustravannie. My nie viedajem, što rabić z inšym susvietam. Nam chapaje i adnaho, my i tak u im zadychajemsia. My chočam znajsci svoj ułasny, idealizavany vobraz: płaniety z cyvilizacyjami, jakija bolš daskanałyja, čym naša, albo susviety našaha prymityŭnaha minułaha. Miž inšym, z taho boku josć niešta, što my nie prymajem, ad čaho abaraniajemsia, a tym časam z Ziamli pryviezli nie tolki kryštalnuju dabračynnasć, nie tolki ideal hieraičnaha Čałavieka! My prylacieli siudy takimi, jakija my na samaj spravie; a kali inšy bok pakazvaje nam našu realnuju isnasć tuju častku praŭdy pra nas, jakuju my chavajem, — my nie možam z hetym zmirycca!
— Nu i što? — spytaŭsia ja, ciarpliva vysłuchaŭšy jaho.
— Toje, što my chacieli: kantakt z inšaj cyvilizacyjaj. Voś jon, hety kantakt! Pavialičanaja jak pad mikraskopam naša strašennaja brydota, naša fihlarstva i soram!!!
Hołas Snaŭta ažno trapiataŭ ad złosci.
— Značyć, ty ličyš, što heta… Akijan? Što heta jon? Ale navošta? Zaraz ja mienš za ŭsio cikaŭlusia miechanizmam dziejannia, ale chaj Boh kryje, navošta?! Niaŭžo ty ŭsurjoz ličyš, što jon zabaŭlajecca z nami?! Albo karaje nas?! Heta ž sapraŭdnaje čarnaknižža! Płanieta, jakuju zavajavaŭ niejki djabal-vielikan, i voś zaraz jon, zychodziačy sa svajho djabalskaha adčuvannia humaru, padkidvaje siabram navukovaj ekspiedycyi hetkija brydoty! Sama sapraŭdny idyjatyzm. Niaŭžo ty sam vieryš u heta?!
— Hety djabal nie taki durny, — pracadziŭ Snaŭt praz zuby.
Ja zdziŭlena pahladzieŭ na jaho. Urešcie ŭ jaho mahli nie vytrymać niervy, padumaŭ ja, navat kali toje, što adbyvajecca na Stancyi, nielha vytłumačyć varjactvam. Reaktyŭny psichoz?.. — pramilhnuła ŭ mianie dumka, kali Snaŭt pačaŭ cichieńka smiajacca.
— Znoŭ staviš mnie dyjahnaz? Nie spiašajsia. Pa sutnasci ty sutyknuŭsia z hetym u takoj lohkaj formie, što ničoha nie zrazumieŭ!
— Aha! Djabal zlitavaŭsia z mianie.
Razmova pačynała niervavać.
— Što ty, ułasna, chočaš? Kab ja skazaŭ tabie, što rychtujuć suprać nas iks bilonaŭ kubamietraŭ mietafaryčnaj płazmy? Mahčyma, ničoha.
— Jak heta ničoha? — spytaŭsia ja zdziŭlena.
Snaŭt pa-raniejšamu ŭsmichaŭsia.
— Ty ž viedaješ: navuka zajmajecca tolki tym, jak adbyvajecca štości, a nie tym, čamu adbyvajecca. Jak? Usio pačałosia praz vosiem abo dzieviać dzion pasla ekspierymientu z apramieńvanniem renthienam. Mahčyma, Akijan adkazaŭ na naša apramieńvannie niejkim svaim, mahčyma, praščupvaŭ pramianiami naš mozh i vyvodziŭ z jaho peŭnyja psichičnyja pracesy, tak by mović — inkapaliravanyja.
— Inkapaliravanyja? Heta mianie zacikaviła.
— Tak, pracesy, adarvanyja ad usiaho inšaha, zamknutyja ŭ sabie, scisnutyja, zamuravanyja, niejkija zapalnyja astraŭki pamiaci. Jon paličyŭ ich za prajekt… za recept… Bo ty ž viedaješ, jakoje padabienstva majuć pamiž saboj asimietryčnyja kryštali chramasom i tych nukleinavych spałučenniaŭ carabrazidaŭ, jakija zjaŭlajucca asnovaj pracesaŭ zapaminannia… Spadčynnaja płazma heta płazma „zapaminannia”. Značyć, jon zdabyŭ heta z nas, zarehistravaŭ, a pasla — sam viedaješ, što było pasla. Ale čamu jon heta zrabiŭ? O! Va ŭsiakim vypadku nie dziela taho, kab zniščyć nas. Zniščyć nas možna značna prasciej. Naohul — z jaho technałahičnymi mahčymasciami — jon moh zrabić usio, što chacieŭ, naprykład, zamianić nas dvajnikami.
— Aha! — vyhuknuŭ ja. — Voś čamu ty tak spałochaŭsia mianie tym pieršym viečaram!
— Tak. Zrešty, — dadaŭ Snaŭt, — mahčyma, što jon tak i zrabiŭ. Adkul ty viedaješ, što ja sapraŭdy toje staroje dobraje Myšania, jakoje prylacieła siudy dva hady tamu…
Snaŭt chichiknuŭ, nibyta mieŭ asałodu ad majoj razhublenasci, ale adrazu ž staŭ surjozny.
— Nie, nie, — pramarmytaŭ jon, — i tak chapaje ŭsiaho, až zanadta… Vidać, adroznienniaŭ značna bolš, ale ja viedaju adno: i mianie i ciabie možna zabić.
— A ich nielha?
— Navat nie sprabuj. Strašny malunak!
— Ničym?
— Nie viedaju. Va ŭsiakim vypadku ich nielha ni atrucić, ni zarezać, ni zadušyć…
— A kali atamnym raskidalnikam pramianioŭ?
— A ty zdoleŭ by?
— Nie viedaju. Kali ličyć, što jany nie ludzi…
— U peŭnym sensie jany ludzi. Subjektyŭna jany ludzi. Jany nie razumiejuć sensu… svajho… pachodžannia. Ty, vidać, zaŭvažyŭ heta?
— Tak, zaŭvažyŭ. Ale… jaki heta maje vyhlad?
— Jany rehienierujuć u nievierahodnym tempie. U niemažlivym tempie, prosta na vačach, pavier mnie, i znoŭ pačynajuć pavodzić siabie jak… jak…