Kab nie hety vyhlad, jaki paralizavaŭ mianie, ja ŭciok by. Chery kanvulsiŭna chapała pavietra, biłasia hałavoj ab majo plačo, jaje vałasy rastrapalisia. Abniaŭšy Chery, ja adčuŭ, što jaje cieła abmiakła ŭ maich rukach. Ja pracisnuŭsia praz razbityja dzviery i zanios jaje ŭ pakoj, pakłaŭ na łožak. Paznohci ŭ Chery byli pałamanyja i skryvaŭlenyja, skura na dałoniach zdziortaja. Ja pahladzieŭ na jaje tvar, raspluščanyja vočy pazirali na mianie praz mianie.

— Chery!

Jana štości pramarmytała.

Ja padnios palec da jaje vačej. Vieka zapluščyłasia. Ja pajšoŭ da škapčyka z lekami. Łožak zarypieŭ. Ja paviarnuŭsia. Chery siadzieła prama, sa stracham pazirajučy na svaje skryvaŭlenyja ruki.

— Krys, — prastahnała jana, — ja… ja… što sa mnoj stałasia?

— Ty paraniłasia, kali vydzirała dzviery, — sucha adkazaŭ ja.

Huby nie słuchalisia mianie, nižniuju kałoła jak ihołkami. Ja prykusiŭ jaje zubami.

Niejki čas Chery razhladvała ščarbatyja kavałki płastyku, jakija zvisali z vušakoŭ, pasla pieraviała pozirk na mianie. Jaje padbarodak zatrymcieŭ, ja zaŭvažyŭ, z jakim namahanniem jana starajecca pieramahčy strach.

Ja parezaŭ marlu na kavałki, dastaŭ sa škapčyka lakarstva i padyšoŭ da łožka. Usio vypała z maich ruk, šklanaja butelečka z kałodyjem razbiłasia, ale ja navat nie nahnuŭsia. Jana była ŭžo niepatrebnaja.

Ja padniaŭ ruku Chery. Vakol paznohciaŭ zapiakłasia kroŭ, ale rany znikli, dałoń zaciahnułasia maładoj, ružovaj skurkaj, parezy hailisia prosta na vačach.

Ja sieŭ, pahładziŭ Chery pa tvary i pasprabavaŭ usmichnucca joj, ale nie mahu skazać, što mnie heta ŭdałosia.

— Chery, našto ty heta zrabiła?

— Nie. Heta… ja?

Jana vačyma pakazała na dzviery.

— Tak, ty. CHiba nie pamiataješ?

— Nie. Ja zaŭvažyła, što ciabie niama, spałochałasia i…

— I što?

— Pačała šukać ciabie, padumała, što ty, mažliva, u dušavoj…

Tolki zaraz ja ŭbačyŭ, što šafa, jakaja začyniała ŭvachod u dušavuju, adsunuta.

— A pasla?

— Ja pabiehła da dzviarej.

— I što?

— Nie pomniu. Štości adbyłosia?

— Što?

— Nie viedaju.

— A što ty pomniš? Što było pasla?

— Ja siadzieła tut, na łožku.

— CHiba ty nie pomniš, jak ja pieranios ciabie siudy?

Chery vahałasia. Kutočki jaje vusnaŭ apuscilisia, tvar staŭ napružanym.

— Zdajecca… Mahčyma. Sama nie viedaju.

Jana ŭstała, padyšła da razłamanych dzviarej.

— Krys!

Ja abniaŭ jaje za plečy. Chery dryžała. Raptam jana paviarnułasia, šukajučy moj pozirk.

— Krys, — šaptała jana, — Krys.

— Supakojsia,

— Krys, niaŭžo, Krys, niaŭžo ŭ mianie epilepsija?

Epilepsija, o Božuchna! Mnie stała smiešna.

— Nie, kachanaja. Prosta dzviery tut takija, što… tak, tut hetkija dzviery…

My vyjšli z pakoja, zasłanki iluminatara z praciahłym viskam padnialisia, i pakazaŭsia soniečny dysk, jaki apuskaŭsia ŭ Akijan.

Ja nakiravaŭsia na nievialikuju kuchniu, što znachodziłasia ŭ druhim kancy kalidora. My haspadaryli razam z Chery, viali pošuki ŭ škapčykach i chaładzilniku. Chutka ja zrazumieŭ, što Chery nie nadta ŭmieje kucharyć, a zdolnaja tolki adčyniać kansiervy, heta ŭmieŭ i ja. Ja prahłynuŭ zmiesciva dzviuch takich blašanak i vypiŭ niekalki filižanak kavy. Chery taksama jeła, ale jeła, jak časam jaduć dzieci, jakija nie chočuć rabić prykrasci darosłym, — navat nie z prymusam, a miechanična i abyjakava.

Pasla my pajšli ŭ nievialiki apieracyjny pakoj, pobač z radyjostancyjaj; u mianie byŭ siaki-taki płan. Ja skazaŭ Chery, što chaču na ŭsialaki vypadak jaje absledavać. Ja sieŭ na składnoje kresła i dastaŭ sa sterylizatara špryc i ihołki. Ja viedaŭ amal na pamiać, dzie što znachodzicca, bo tak vymuštravali nas na Ziamli, na trenažory. Ja ŭziaŭ kroplu kryvi z palca Chery i zrabiŭ mazok, vysušyŭ jaho ŭ ekspikatary, apracavaŭ ionami sierabra ŭ vysokim vakuumie.

Realnasć hetaj pracy supakojvała. Chery, ležačy na paduškach raskładzienaha kresła, razhladvała apieracyjny pakoj, zastaŭleny roznymi aparatami.

Cišyniu pierapyniła marmytannie ŭnutranaha telefona. Ja ŭziaŭ trubku.

— Kielvin słuchaje, — pramoviŭ ja, nie zvodziačy vačej z Chery, jakaja z peŭnaha času stała apatyčnaj, nibyta za apošnija hadziny jaje ŭsiu vyčarpali.

— Ty ŭ apieracyjnaj? Narešcie! — pačuŭ ja ŭzdych palohki.

Heta byŭ Snaŭt. Ja čakaŭ, prycisnuŭšy trubku da vucha.

— U ciabie „hosć”, praŭda?

— Praŭda.

— I ty zaniaty.

— Tak.

— Siakija-takija dasledavanni?

— A što? Ty chacieŭ zhulać partyju ŭ šachmaty?

— Nie błaznuj, Kielvin. Sartoryus choča z taboj sustrecca. Dakładniej, z nami.

— Voś dyk navina, — zdziviŭsia ja. — A što z… — Ja nie zakončyŭ, a pasla dadaŭ: — Jon adzin?

— Nie. Ja niedakładna skazaŭ. Jon choča z nami parazmaŭlać. Zviažamsia ŭtroch, pa videatelefonie, ale tolki zasłonim ekran.

— Ach, tak? Čamu jon nie pazvaniŭ adrazu mnie? Jamu soramna?

— Niešta nakštałt hetaha, — pramarmytaŭ Snaŭt. — Nu jak?

— Značyć, nam treba damovicca? Davaj praz hadzinu. Dobra?

— Dobra.

Na maleńkim, nie bolšym za dałoń, ekranie ja bačyŭ tolki jaho tvar. Snaŭt dapytliva paziraŭ mnie ŭ vočy. U trubcy traščali razrady.

Pasla Snaŭt rašuča pramoviŭ:

— Jak ty maješsia?

— Znosna. A ty?

— Liču, krychu horaj za ciabie. Ja moh by?..

— Ty chočaš pryjsci da mianie? — zdahadaŭsia ja.

Ja zirnuŭ na Chery. Jana zviesiła hałavu z paduški i lažała, zakinuŭšy nahu na nahu, ad samoty padkidvała srebny šaryk, jakim zakančvaŭsia łancužok la poručnia kresła.

— Pakiń heta, čuješ? Pakiń! — pačuŭsia hučny hołas Snaŭta.

Ja ŭbačyŭ na ekranie jaho profil. Bolš ja ničoha nie pačuŭ, jon zakryŭ rukoj mikrafon, ja bačyŭ tolki jaho huby, jakija šavialilisia.

— Nie, ja nie mahu pryjsci. Mo pasla. Praz hadzinu, — chutka skazaŭ jon, i ekran patuch.

Ja paviesiŭ trubku.

— Chto heta byŭ? — abyjakava spytałasia Chery.

— Tak sabie, adna asoba. Snaŭt. Kibiernietyk. Ty jaho nie viedaješ.

— Jašče doŭha čakać?

— A tabie chiba sumna? — spytaŭsia ja.

Ja zakłaŭ pieršuju sieryju preparataŭ u kasietu niejtrynnaha mikraskopa i pačaŭ naciskać kalarovyja knopki vyklučalnikaŭ. Siłavyja pali hłucha zahuli.

— Zabaŭ tut niama, a kali majho scipłaha tavarystva tabie nie chapaje, to sprava dreń, — havaryŭ ja nibyta miž inšym, z vialikimi paŭzami, apuskajučy rukami vialikuju čornuju hałoŭku, u jakoj sviaciŭsia akular mikraskopa, i prykładvajučy miakkuju humavuju ablamoŭku da vačej.

Chery niešta skazała, ja nie razabraŭ što. Nibyta z vialikaj vyšyni ja bačyŭ biazmiežnuju pustyniu, zalituju srabrystym blaskam. Na joj lažali achutanyja lohkaj imhłoj, patreskanyja, vyvietranyja plaskatyja kruhlaki kamianioŭ. Heta byli čyrvonyja kryvianyja cielcy. Nie advodziačy vačej ad škielcaŭ, ja pavialičyŭ rezkasć i ŭsio hłybiej i hłybiej apuskaŭsia ŭ pałajučaje sierabrystaje pole. Levaj rukoj ja kruciŭ ručku rehulatara stolika, a kali adzinokaje, jak vałun, cielca apynułasia na pierasiačenni čornych rysačak, ja dadaŭ pavieličennia. Zdavałasia, što abjektyŭ najazdžaje na biasformienny, uvahnuty pasiaredzinie erytracyt, jaki mieŭ vyhlad kratera vułkana, z čornymi rezkimi cieniami ŭ pahłyblenniach kołcapadobnaha bieražka. Hety bieražok, pakryty kryštalovym nalotam ionaŭ sierabra, nie zmiaščaŭsia ŭ fokusie. Zjavilisia ćmianyja, bačnyja nibyta praz mihatlivuju vadu, abrysy spłaŭlenych, sahnutych łancužkoŭ białku; złaviŭšy na čornym skryžavanni adno z pataŭščenniaŭ białkovych reštkaŭ, ja pavoli pakručvaŭ ručku pavieličalnika, usio pakručvaŭ i pakručvaŭ; voś-voś musiŭ nastupić kaniec hetaha padarožža ŭhłybiniu. Raspluščany cień malekuły zapoŭniŭ usio pole i… raptam raspłyŭsia ŭ tumanie!

Ničoha, adnak, nie stałasia. Ja pavinien byŭ ubačyć milhannie dryhotkich sciudzianistych atamaŭ, ale ich nie było. Ekran sviaciŭsia niezatumanienym srebram. Ja dakruciŭ ručku da kanca. Hnieŭny hul mikraskopa ŭzmacniŭsia, ale ja pa-raniejšamu ničoha nie bačyŭ. Dryhotki sihnal, jaki paŭtaraŭsia, papiaredžvaŭ, što aparatura pierahružana. Ja jašče raz zirnuŭ na srebnuju pustyniu i vyklučyŭ tok.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: