Ekspiedycyi pieraadoleli sotni kiłamietraŭ u hłybini simietryjad, rasstavili sotni pryboraŭ-rehistrataraŭ, aŭtamatyčnyja kinakamiery; telepieradatčyki štučnych spadarožnikaŭ fiksavali zjaŭlennie mimoidaŭ i „daŭhunoŭ”, ich vyspiavannie i admirannie. Papaŭnialisia biblijateki, rasli archivy. Za heta nieadnojčy davodziłasia vielmi doraha płacić. Siemsot vasiemnaccać čałaviek zahinuli ŭ kataklizmach, bo nie paspieli vybracca z pryhavoranych da hibieli hihantaŭ, sto šesć z ich — tolki ŭ adnoj katastrofie, — u joj zahinuŭ i sam Hize, jakomu było ŭžo siemdziesiat hadoŭ. Pahibiel, zvyčajna ŭłascivaja asimietryjadam, zdaryłasia z utvarenniem, jakoje ŭiaŭlała nadzvyčaj vyraznuju simietryjadu. Vielizarny fantan hrazi za ličanyja siekundy zniščyŭ siemdziesiat dzieviać čałaviek u braniravanych skafandrach, mašyny i prybory, jon zbiŭ svaimi strumieniami i dvaccać siem piłotaŭ, jakija znachodzilisia ŭ latajučych aparatach nad miescam vyvučennia. Hetaje miesca — na skryžavanni sorak druhoj paraleli z vosiemdziesiat dzieviatym mierydyjanam — adznačana na mapach jak „Vyviaržennie sta šasci”. Ale tolki na mapach — na pavierchni Akijana nie zastałosia nijakaha sledu.
Tady ŭpieršyniu za ŭsiu historyju salarystyki prahučali hałasy, jakija patrabavali naniesci termajadzierny ŭdar. Pa sutnasci, heta bolš žorstka, čym lubaja pomsta: chacieli zniščyć toje, što nie mahli zrazumieć. Cankien, namiesnik načalnika reziervovaj hrupy Hize (u vyniku pamyłki aŭtamata-pieradatčyka, jaki niedakładna vyznačyŭ kaardynaty miesca dasledavannia, Cankien zastaŭsia žyvy, bo zabłudziŭsia nad Akijanam i zjaviŭsia na miesca litaralna praz niekalki chvilin pasla vybuchu, — kali padlataŭ, jon jašče ŭbačyŭ čorny hryb), kali abmiarkoŭvałasia pytannie, prystrašyŭ, što ŭzarvie Stancyju razam z saboj i inšymi vasiemnaccacciu asobami, jakija zastavalisia tam. Choć u aficyjnych krynicach ničoha nie havorycca, što hety ŭltymatum mieŭ upłyŭ na vyniki hałasavannia, adnak, vierahodna, było mienavita tak.
Ale časiny takich bujnych ekspiedycyj na płanietu daŭno minulisia. Samu Stancyju stvarali, nazirajučy za jaje budaŭnictvam sa spadarožnikaŭ. Ziamla mahła b hanarycca maštabami inžyniernaha zbudavannia, kali b Akijan za niekalki siekund nie naradžaŭ kanstrukcyi, jakija pa vieličyni pierabolšvali Stancyju ŭ milony razoŭ. Stancyja ŭiaŭlaje dysk dyjamietram dzviescie mietraŭ, čatyrochjarusny ŭ centry i dvuchjarusny pa krajach. Jana visić na vyšyni ad piacisot da tysiačy piacisot mietraŭ nad Akijanam dziakujučy hravitataram, jakija pracujuć na enierhii anihilacyi, i zabiaspiečana, akramia abstalavannia, jakoje zvyčajna byvaje na Stancyjach i vialikich Satełoidach, spiecyjalnymi radarnymi ŭstanoŭkami, što pry pieršych ža zmianienniach akijanskaj pavierchni mohuć uklučyć dadatkovyja mahutnasci, i, jak tolki zjaŭlajucca vieščuny naradžennia novaha žyvaŭtvarennia, stalny dysk nakiroŭvajecca ŭ stratasfieru.
Ciapier Stancyja amal što biazludnaja. Z toj pary, jak robaty pa nieviadomaj mnie pryčynie apynulisia pad zamkom u nižnich trumach, možna było doŭha chadzić pa pustych kalidorach, jak na drejfujučym karabli, abstalavannie jakoha pieražyło jaho ekipaž.
Kali ja pastaviŭ dzieviaty tom manahrafii Hize na palicu, mnie zdałosia, što stal, pakrytaja toŭstym słojem porystaha pienapłastu, zatrymcieła pad nahami. Ja nasciarožyŭsia, ale vibracyja nie paŭtaryłasia. Biblijateka była dobra izalavana ad usiaho korpusa, i vibracyja mahła ŭzniknuć tolki z adnaje pryčyny — sa Stancyi startavała rakieta. Hetaja dumka pracvieraziła mianie. Ja jašče nie viedaŭ, ci palaču, jak chacieŭ hetaha Sartoryus. Kali b ja pavodziŭ siabie tak, byccam padzialaju jaho płany całkam, moh by ŭ lepšym vypadku adterminavać sutykniennie; ja byŭ amal pierakanany, što sprava dojdzie da sutyčki, bo vyrašyŭ zrabić usio, na što ja zdatny, kab uratavać Chery. Sama hałoŭnaje, ci maje Sartoryus šancy na pospiech. U jaho była vialikaja pieravaha — jak fizik jon viedaŭ hetuju prablemu značna lepš, čym ja; ja moh različvać, jak heta ni dziŭna, tolki na biezdakornasć rašenniaŭ, jakija daryŭ nam Akijan.
Pasla ja cełuju hadzinu prasiadzieŭ nad mikrafilmami, sprabujučy vyłavić niešta razumnaje z mora praklataj matematyki, na movie jakoj havaryła fizika niejtrynnych pracesaŭ. Napačatku mnie zdavałasia heta marnaj spravaj, tym bolš što nievierahodna ciažkich teoryj niejtrynnaha pola było piać — jaskravy dokaz ich niedaskanałasci. U rešcie rešt mnie ŭdałosia znajsci što-kolviečy peŭnaje. Ja vypisvaŭ formuły, kali ŭ dzviery pastukali.
Ja chucieńka padyšoŭ da dzviarej i adčyniŭ ich, zaharodžvajučy svaim ciełam uvachod. Zjaviŭsia bliskučy ad potu tvar Snaŭta. Bolš nikoha ŭ kalidory nie było.
— A, heta ty, — skazaŭ ja i šyroka adčyniŭ dzviery. — Zachodź.
— Aha, heta ja, — adkazaŭ Snaŭt.
Hołas u jaho byŭ chrypły, vočy pačyrvanieli, pad imi zjavilisia miaški. Snaŭt byŭ u bliskučym humavym antyradyjacyjnym fartuchu na ełastyčnych šlejkach; z-pad fartucha byli vidać brudnyja kałošy štanoŭ, u jakich jon zaŭsiody chadziŭ. Jaho pozirk prabieh pa kruhłaj, zalitaj sviatłom zale i spyniŭsia, kali zaŭvažyŭ Chery, jakaja stajała la kresła. My imhnienna abmianialisia pozirkami; ja apusciŭ pavieki; tady Snaŭt adbiŭ pakłon, a ja pryjaznym hołasam pramoviŭ:
— Heta doktar Snaŭt, Chery. Snaŭt, heta… maja žonka.
— JA… siabra ekipaža… mianie ciažka sustreć, i tamu… — paŭza niebiaspiečna zaciahvałasia, — ja nie mieŭ mažlivasci paznajomicca…
Chery ŭsmichnułasia i praciahnuła jamu ruku, jon pacisnuŭ jaje, jak mnie padałosia, krychu znijakavieły, pamirhaŭ i ŭpieryŭsia pozirkam u Chery. Ja pakłaŭ ruku jamu na plačo.
— Vybačajcie, — skazaŭ Snaŭt, zviartajučysia da Chery. — Ja chacieŭ by pahavaryć z taboj, Kielvin…
— Kali łaska, — adkazaŭ ja sa svieckaj niazmušanasciu; usio heta nahadvała mnie fars, ale ničoha nie zrobiš. — Chery, darahaja, my tabie nie budziem zaminać? Nam z doktaram treba abmierkavać našy sumnyja spravy.
Ja za łokać padvioŭ Snaŭta da maleńkich kresłaŭ na supraćlehłym baku zały. Chery ŭsiełasia ŭ kresła, na jakim tolki što siadzieŭ ja, jana padsunuła jaho tak, što kali adkryvała hałavu ad knihi, to mahła bačyć nas.
— Jak spravy? — cicha spytaŭsia ja.
— Ja razvioŭsia, — adkazaŭ jon šeptam z prysvistam.
Kali b mnie niekali raskazali hetuju historyju, pieradali taki pačatak havorki, ja rassmiajaŭsia b, ale na Stancyi majo adčuvannie humaru atrafiravałasia.
— Kielvin, z učarašniaha dnia ja pražyŭ niekalki hadoŭ. Dy jakich hadoŭ! A ty?
— JA… ničoha… — pramoviŭ ja praz chvilinu, nie viedajučy, što kazać dalej.
Ja dobra adnosiŭsia da Snaŭta, ale adčuvaŭ, što zaraz mnie treba ascierahacca jaho, dakładniej, taho, što jon zbirajecca mnie paviedamić.
— Ničoha? — pierapytaŭ Snaŭt takim samym tonam, jak i ja. — Aha, navat tak?..
— Što ty maješ na ŭvazie?
Ja zrabiŭ vyhlad, što nie razumieju jaho. Snaŭt prymružyŭ pačyrvaniełyja vočy i nachiliŭsia da mianie tak blizka, što ja adčuŭ jaho dychannie. Jon zašaptaŭ:
— My zahrazli, Kielvin. Z Sartoryusam užo nielha zviazacca, ja viedaju tolki toje, što napisaŭ tabie i što jon skazaŭ mnie pasla našaj cudoŭnaj kanfierencyi…
— Ion vyklučyŭ videafon? — spytaŭsia ja.
— Nie, u jaho karotkaje zamykannie. Zdajecca, jon zrabiŭ jaho znarok, albo… Snaŭt machnuŭ kułakom, nibyta niešta razbivaŭ.
Ja moŭčki paziraŭ na jaho. Levy kutočak jaho vusnaŭ skryviŭsia ŭ niepryjemnaj usmiešcy.
— Kielvin, ja pryjšoŭ tamu… — Jon nie dahavaryŭ. — Što ty chočaš rabić?
— Ty maješ na ŭvazie toje piśmo? — pavoli pramoviŭ ja. — Zrablu, nie maju padstaŭ admaŭlacca, tamu ja i siadžu tut, chaču razabracca…
— Nie, — pierapyniŭ jon, — ja nie pra toje…
— A pra što? — spytaŭsia ja z naŭmysnym zdziŭlenniem. — Ja słuchaju.
— Sartoryus, — pramarmytaŭ jon, — jamu zdajecca, što jon znajšoŭ šlach… viedaješ…
Snaŭt nie spuskaŭ z mianie vačej. Ja siadzieŭ spakojna, sprabujučy zachavać abyjakavy vyraz tvaru.