– Jesteś gotowa? – zapytała. – Dennis będzie wyglądał dokładnie jak facet, który cię zgwałcił, chyba że moja metodologia jest zupełnie do dupy.
Lisa pokiwała ponuro głową.
– Jestem gotowa.
Główna brama otworzyła się, żeby wpuścić dostawczą ciężarówkę, i przez nikogo nie niepokojone weszły do środka. Mimo drutu kolczastego, pomyślała Jeannie, nie przestrzegano tutaj zbyt rygorystycznie zasad bezpieczeństwa. Były oczekiwane. Strażnik sprawdził ich tożsamość i poprowadził przez spalony przez słońce dziedziniec, na którym kilku czarnych młodzieńców w więziennych drelichach rzucało piłkę do kosza.
W budynku administracji działała klimatyzacja. Jeannie i Lisa weszły do gabinetu dyrektora, Johna Temoigne'a. Miał na sobie koszulę z krótkim rękawem i krawat, w popielniczce tkwiły niedopałki cygar.
– Jestem doktor Jean Ferrami z Uniwersytetu Jonesa Fallsa – przedstawiła się Jeannie, podając mu rękę.
– Cześć, Jean.
Temoigne należał najwyraźniej do mężczyzn, którzy nie potrafią odezwać się do kobiety po nazwisku.
– A to moja asystentka, pani Hoxton – dodała Jeannie, celowo nie wymieniając imienia Lisy.
– Cześć, złotko.
– Napisałam panu, na czym polega nasza praca, ale jeśli ma pan jakieś pytania, z przyjemnością na nie odpowiem. – Musiała zamienić z nim kilka słów, mimo że nie mogła się wprost doczekać, żeby rzucić okiem na Dennisa Pinkera.
Musi pani pamiętać, że Pinker jest agresywnym i niebezpiecznym osobnikiem – oświadczył Temoigne. – Zna pani szczegóły jego zbrodni?
– Próbował podobno zgwałcić kobietę w kinie i zabił ją, kiedy mu się opierała.
– Jest pani blisko. Było to w starym kinie Eldorado w Greensburgu. Puszczali jakiś horror. Pinker zszedł do piwnicy i wyłączył dopływ prądu. A potem, kiedy zapadła ciemność i wszyscy wpadli w panikę, zaczął obmacywać dziewczyny.
Jeannie i Lisa spojrzały na siebie zaskoczone. To, o czym opowiadał Temoigne, przypominało do złudzenia wypadki, które zaszły w niedzielę na Uniwersytecie Jonesa Fallsa. Umyślny sabotaż spowodował zamieszanie i panikę i dostarczył okazji sprawcy. Oba scenariusze łączył również element młodzieńczych fantazji: obmacywanie dziewcząt w ciemnym kinie i oglądanie biegających po szatni nagich kobiet. Jeśli Steve Logan był jednojajowym bliźniakiem Dennisa, wyglądało na to, że popełnili bardzo podobne zbrodnie.
– Jedna z kobiet próbowała całkiem nierozsądnie stawiać opór i zadusił ją – stwierdził Temoigne.
– Gdyby Pinker obmacywał pana – żachnęła się Jeannie – czy nie próbowałby pan nierozsądnie stawiać oporu?
– Nie jestem kobietą – odparł Temoigne z uśmiechem człowieka, który wie, że trzyma w ręku atutową kartę.
– Powinnyśmy już zacząć, doktor Ferrami – wtrąciła się taktownie Lisa. – Mamy mnóstwo roboty.
– Masz rację.
– Normalnie powinna pani rozmawiać z więźniem przez kratę – oznajmił Temoigne. – Zależało jednak pani specjalnie, żeby przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, i otrzymałem polecenie, aby to pani umożliwić. Mimo to chcę, żeby się pani jeszcze zastanowiła. To niebezpieczny i agresywny przestępca.
Jeannie poczuła, jak przechodzi ją dreszcz, ale nie dała po sobie nic poznać.
– Przez cały czas będzie nam towarzyszył uzbrojony strażnik.
– Zgadza się. Ale byłbym spokojniejszy, gdyby od więźnia oddzielała panią stalowa siatka. – Temoigne uśmiechnął się lubieżnie. – Mężczyzna nie musi być psychopatą, żeby nachodziły go zdrożne myśli w obecności dwóch takich atrakcyjnych dziewcząt.
Jeannie wstała z krzesła.
– Doceniam pańską troskę, dyrektorze, naprawdę. Musimy jednak wykonać pewne określone czynności, takie jak pobranie krwi, sfotografowanie badanego i tak dalej i nie można tego zrobić przez kraty. Co więcej, część naszych pytań ma intymny charakter i uważam, że wszelkie dzielące nas sztuczne bariery mogłyby mieć niekorzystny wpływ na wyniki badań.
Temoigne wzruszył ramionami.
– Mam nadzieję, że nic się paniom nie stanie. Odprowadzę panie na miejsce.
Wyszli z budynku administracyjnego i stąpając po spieczonej ziemi, ruszyli w stronę dwupiętrowego betonowego bloku. Strażnik otworzył stalowe drzwi i wpuścił je do środka. Było tam tak samo gorąco jak na zewnątrz.
– Od tej chwili będzie się wami opiekował tu obecny pan Robinson – oznajmił Temoigne. – Gdybyście czegoś potrzebowały, dziewczęta, po prostu krzyczcie.
– Dziękuję, dyrektorze – odparła Jeannie. – Bardzo nam pan pomógł.
Robinson był budzącym zaufanie wysokim czarnym mężczyzną koło trzydziestki. U pasa miał pistolet w zapinanej kaburze i potężną pałkę. Zaprowadził je do pozbawionej okien sali widzeń ze stołem i sześcioma stojącymi przy ścianie krzesłami. Na stole stała popielniczka, w kącie źródełko z wodą i na tym kończyło się całe wyposażenie. Podłoga wyłożona była szarym plastikiem, ściany pomalowane na ten sam kolor.
– Pinker zaraz tu przyjdzie – powiedział Robinson. Pomógł Jeannie i Lisie przysunąć krzesła do stołu, a potem wszyscy usiedli.
Chwilę później otworzyły się drzwi.
16
Berrington Jones umówił się z Jimem Proustem i Prestonem Barckiem w Monocle, restauracji położonej tuż obok biur Senatu w Waszyngtonie. Był to lokal, gdzie podczas lunchu zapadały decyzje o kluczowym znaczeniu i gdzie spotykali się ich znajomi: kongresmani, polityczni konsultanci, doradcy i dziennikarze. Berrington zdecydował, że nie ma sensu kryć się po kątach. Byli zbyt dobrze znani, zwłaszcza senator Proust zwracający uwagę swoją łysą czaszką i wielkim nosem. Gdyby wybrali mało znany lokal, jakiś reporter mógł ich zobaczyć i napisać, że spotykają się potajemnie. Lepiej było pójść tam, gdzie rozpozna ich trzydzieści osób i wszyscy uznają, że spotkali się, aby porozmawiać na temat prowadzonych wspólnie legalnych interesów.
Berrington zdecydowany był nie dopuścić do zerwania kontraktu z Landsmannem. Zgoda, transakcja była od samego początku ryzykowna, a Jeannie Ferrami mogła jej poważnie zagrozić. Ale poddając się teraz, zaprzepaściliby wszystkie swoje marzenia. Istniała tylko jedna szansa, aby uratować Amerykę i przywrócić jej rasową integralność. Nie było na to za późno, jeszcze nie. Wizja praworządnej, bogobojnej, ceniącej wartości rodzinne Ameryki mogła zostać urzeczywistniona. Wszyscy trzej mieli już jednak prawie sześćdziesiątkę; następna taka okazja mogła im się już po prostu nie trafić.
Jim Proust zawsze robił wokół siebie dużo szumu, i chociaż często irytował Berringtona, można go było łatwo przekabacić. Kulturalny Preston, o wiele bardziej sympatyczny, był również znacznie bardziej uparty.
Berrington miał dla nich złe wieści i przedstawił je na samym wstępie.
– Jeannie Ferrami pojechała dzisiaj do Richmond zobaczyć się z Dennisem Pinkerem.
Jim skrzywił się.
– Dlaczego jej, do diabła, nie powstrzymałeś? – Głos miał głęboki i zachrypnięty od wydawania rozkazów przez wiele lat.
Jego arogancki ton jak zwykle wyprowadził z równowagi Berringtona.
– A co miałem zrobić, związać ją?
– Jesteś chyba jej szefem?
– To jest uniwersytet, a nie pierdolona armia, Jim.
– Nie wydzierajcie się tak głośno – zwrócił im uwagę podenerwowany Preston. Na nosie miał wąskie okulary w czarnych oprawkach; nosił takie same od roku 1959 i Berrington zauważył, że ostatnio znowu wracają do mody. – Wiedzieliśmy, że to może się kiedyś wydarzyć. Moim zdaniem powinniśmy przejąć inicjatywę i do wszystkiego się przyznać.
– Przyznać się? – powtórzył z niedowierzaniem Jim. – Uważasz, że zrobiliśmy coś złego?
– Niektórzy ludzie mogą to tak widzieć.
– Może już zapomniałeś, że po przedstawieniu przez CIA raportu, od którego wszystko się zaczęło, „Nowe osiągnięcia sowieckiej nauki”, sam prezydent Nixon stwierdził, że to najbardziej niepokojące wieści z Moskwy, odkąd Sowietom udało się rozbić atom.
– Ten raport nie musiał być wcale prawdziwy – mruknął Preston.