– Pierwsza grupa, a nagroda byle jaka – powiedziałam do Marii. – Zgodnie z tym, co się dzieje, powinien przyjść Białas, który normalnie schowałby konia, czekając na imienną Ale może go schować dla swoich prywatnych potrzeb. W domu zgadłam, co tu przyjdzie, ale teraz nie mam pojęcia.

– U mnie wygrywa trójka.

– A Oliwka? Liczę na Szczudłowskiego. Co ty się tak czepiasz tego Zameczka, ja go wyrzuciłam.

– Ty masz jakieś zahamowania. Przecież Zameczek leci! Obsesja!

Co do zahamowań i obsesji, mogłam się z nią zgodzić, wciąż jeszcze tkwiła we mnie niechęć do gry na Zameczka i stajnię Dwójnickiego. Lubiłam za to Szczudłowskiego i stajnię Wągrowskiej. Nieszczęściem mojego życia była gra nie na to, co powinno przyjść, tylko na to, co ja bym chciała, żeby przyszło. Typowało mi się nawet całkiem nieźle, za to grało kretyńsko, miałam tu Oliwkę i Białasa na Nerce, zlekceważyłam kompletnie Zameczka na trójce i ósemkę, faworyta toru, Galerię Wróblewskiego na Bolku Kujawskim.

– Samego Zameczka masz?

– Nie, dwa konie. Trójkę i ósemkę.

– Wygracie wobec tego, bo mnie się musi złamać. Chyba, że Białas pójdzie. Mięciu, dokąd się wybierasz?

Miecio zatrzymał się obok fotela i obejrzał na mnie z oburzeniem.

– Czy ja muszę publicznie mówić takie rzeczy? Wybieram się w celach prywatnych oraz intymnych i co cię obchodzi, dokąd. A może przy okazji chcę zagrać? Bo co?

– Bo nic. Mam pilnować, żeby cię nie zabili do poniedziałku.

Miecio, który już ruszył przed siebie, zatrzymał się znów.

– A we wtorek co?

– Wtorek mnie nie obchodzi. Wszyscy mają nadzieję, że w poniedziałek okażesz odrobinę rozumu, więc wtorek mało ważny. Czekaj, też idę…

– Za głowę mnie w toalecie trzymać nie będziesz, wypraszam sobie!

– Wzajemnie. Umysł ci się mąci…

Monika Gąsowska zdenerwowała mnie nad wyraz, wybierając z paddocku cztery konie, dwa wetknięte przeze mnie do tripli i dwa wyrzucone. Byłam zmuszona zagrać sześć porządków, ona zagrała trzy, dokładając Nerkę do Galerii i Juniora. Nerkę uważała za najlepszego konia w stawce, ale ostrzegłam ją przed obyczajami Białasa, który wygrywał wyłącznie gonitwy prestiżowe i wysoko nagradzane, usiłując w dodatku czynić to na fuksach. Nie mógł pokazać tej Nerki, jeśli chciał z niej wyciągnąć jakiś zysk.

Przyszli jak powinni, Zameczek ze Szczudłowskim, porządek trafiłam średni, a triplę mi diabli wzięli. Białas był czwarty, za Kujawskim. W dalszym ciągu zgadzało mi się wszystko.

Do końca dnia sytuacja nie uległa zmianie. Powygrywały najlepsze konie, dotychczas traktowane rozmaicie do tego stopnia, że Marina, klacz wielkiej klasy, piąta w Derbach, w których szła jako lider, okazała się fuksem-monstre i nie zgadł jej nawet Miecio. Rowkowicz wygrał na niej bez najmniejszego trudu, puścił ją po prostu i nic więcej nie musiał robić, a trafiła porządek wyłącznie Monika Gąsowska. Pan Zdzisio skończył kwintę, wpadł w euforię i z łatwością pogodził się z otrzymaniem ośmiu milionów zamiast miliarda. Rozczarowania finansowe jakoś nie przydeptywały mu psychiki.

– Miałaś rację – powiedziała w zadumie Maria po ostatniej gonitwie. – Oboje z Mięciem mieliście rację. Coś im się stało i jadą uczciwie…

* * *

Zawiejczyk znalazł się w miejscu mało oryginalnym, mianowicie we własnym mieszkaniu, zamkniętym na zwyczajny zamek zatrzaskowy. Doniosła o nim sprzątaczka, przychodząca raz na tydzień.

Leżał w przedpokoju na podłodze, zdaniem lekarza, od ubiegłej soboty. Sprzątaczka przychodziła w piątki, w ten piątek akurat spóźniła się i przyszła nie rano, tylko po południu, po czym chyba miała pecha, bo długo jeszcze latała ze swoim donosem. Najpierw usiłowała zawiadomić o znalezisku sąsiadów i dozorcę, nikogo akurat nie zastała w domu, powahała się w progu mieszkania Zawiejczyka, bo ciężko jej było przekroczyć zwłoki, żeby dostać się do telefonu, zrezygnowała i poleciała szukać automatu. Trzy kwadranse zmarnowała bezowocnie, po czym udała się osobiście do najbliższego komisariatu. Kierunek wybrała odwrotny, niż należało, i w rezultacie, zdenerwowana do szaleństwa, zatrzymała przejeżdżający radiowóz drogówki. Około osiemnastej informacja dotarła wreszcie do właściwej komórki, ja zaś dowiedziałam się o wszystkim dopiero w sobotę wieczorem, po powrocie z wyścigów.

Samochód denata z miejsca nabrał szalonego znaczenia i został szczegółowo zbadany już w sobotę rano. Odnaleziono też jednego jedynego świadka, który widział powrót Zawiejczyka do domu. Sąsiad mianowicie, wychodzący z psem, spotkał dwóch ludzi, z których jeden robił wrażenie bardzo pijanego, a drugi go troskliwie prowadził. Było już ciemno, więc żadnego z nich dokładnie nie obejrzał, ale ten pijany robił na nim wrażenie Zawiejczyka, poza tym wysiedli z jego samochodu. Drugiego rozpoznać nie podejmował się w żadnym wypadku i za żadne skarby świata.

Z samochodu zdołano wydedukować, że właściciel był nim wieziony na tylnym siedzeniu. Na przednim, przy kierownicy, siedział koc Moniki, prawdopodobnie wypełniony facetem w rękawiczkach i czystym obuwiu. Koc zostawił wyraźne ślady. Na nim z kolei może i mogły objawić się ślady faceta, ale zniknął.

Wedle opinii lekarza, Zawiejczyk został najpierw oszołomiony jakimś gazem, a potem rzetelnie i umiejętnie rąbnięty w kark, od czego umarł od razu. Humanitarnie dosyć. Rąbnięto go już w domu, w tym przedpokoju i nigdzie nie przenoszono. Przedmiotu, użytego do zbrodniczych celów, nie znaleziono, z czego należało mniemać, iż rozsądny zabójca zabrał go ze sobą.

– Józio uważa, moim zdaniem słusznie, że powinni udawać idiotów – powiadomił mnie Janusz. – Symulować niesłychanie niezdarne i niemrawe śledztwo. Już widać, że tkwi w tym ktoś bystry i doskonale zakamuflowany. Śladów po sobie nie zostawia, cała nadzieja w tym, że zlekceważy nieudolną policję i popełni jakiś błąd.

Odebrałam od niego wypożyczone materiały wyścigowe, troskliwie sprawdzając, czy zwrócili mi wszystko.

– Przez tydzień musieliście już chyba dużo się dowiedzieć? Portki zabójcy, portkami zabójcy, ale rozmawialiście przecież z paroma osobami? l co?

– I wygląda na to, że wszyscy byli i są przekonani, że całością kieruje łomżyńska mafia, co jest o tyle dziwne, że to prymityw. Każdy widzi ich poziom umysłowy i wręcz trudno zrozumieć wiarę w tę kierowniczą rolę. Dwoma elementami dysponują, przemoc fizyczna i pieniądze, posłuszny dostanie forsę, oporny wycisk, metoda mało skomplikowana…

– Einsteina do niej nie potrzeba – zgodziłam się krytycznie. – Może to i skuteczne. Ich ciuchy obejrzano?

– Żaden z pewnością nie chodził w zarośla, wyliczeni są na tamten sobotni poranek z dokładnością do jednej minuty. Ale i tak na ogół załatwiają te rzeczy przez posły. Pozostałe sitwy składają się z trzech osób każda i powinnaś to wiedzieć lepiej, niż my…

– Sarnowski, Białas i Wiśniak to jedna, a druga inostrańcy. Włóczka, Głuszkin i taki jeden, w tym roku doszedł. Jak mu tam… a, Babaliew, ale on źle jeździ. O tym wszyscy wiedzą. Indywidualnie traktują sprawę Zameczek i Rowkowicz, także Szczudłowski, żeby pękł. Ciągle go grywam, a on nie przychodzi. Uczniowie biorą w tym udział od przypadku do przypadku… A, właśnie! Taki Wiórkowski mógłby się wam przydać.

– Wiórkowski? Dlaczego?

– Spieszony. Chodzi i płacze, że dał się namówić na kretyńskie pięć milionów i kariera mu przepadła. Miał jedną gonitwę do awansu, nie chciał brać forsy, zamierzał wygrać, ale wparli w niego i miał pecha, komisja nagle przejrzała na oczy, Wiśniaka, który cofnął faworyta, nie zauważyli wcale, Wiórkowskiego natomiast dostrzegli od razu i przywalili mu spieszenie do końca sezonu. W rozgoryczeniu i pod wpływem napojów wyskokowych może mógłby wyjawić więcej niż inni.

– Nie mogłaś tego wcześniej powiedzieć?

– Myślałam, że sami dojdziecie. Poza tym, prawdę mówiąc, wyleciał mi z głowy. Malinowski coś mówi?


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: