– Jedno i drugie hobby jest godne uwagi.

– Lubię towarzystwo pięknych kobiet, zwłaszcza inteligentnych. Ale dla mnie przeszłość to więcej niż hobby. – Aguirrez wyglądał, jakby zamierzał poderwać się z krzesła. – To moja pasja. Jak sam pan powiedział, Baskowie byli wielkimi ludźmi morza. Pionierami rybołówstwa i wielorybnictwa u wybrzeży Ameryki Północnej. Docierali tam dziesiątki lat przed Kolumbem. Mój przodek, Diego Aguirrez, zrobił na tym majątek.

– Byłby dumny, że poszedł pan w jego ślady.

– Bardzo pan uprzejmy, panie Austin. Diego był bardzo odważny i miał żelazne zasady. Naraził się hiszpańskiej inkwizycji. Zwłaszcza jednemu z najbardziej bezwzględnych inkwizytorów.

– I został stracony?

Aguirrez uśmiechnął się.

– Był też bardzo zaradny. Wysłał żonę i dzieci w bezpieczne miejsce. Jestem w linii prostej potomkiem jego najstarszego syna. Diego uciekł podobno jednym ze swoich statków, ale nic nie wiadomo o jego losie.

– Morze jest pełne nierozwiązanych zagadek.

Aguirrez przytaknął.

– Zostawił jednak ślady, które wskazują, że zamierzał znaleźć się daleko poza zasięgiem inkwizycji. Tradycyjna trasa Basków do Ameryki Północnej prowadziła przez Wyspy Owcze. Zacząłem więc iść tym tropem. Zna pan pochodzenie nazwy Skaalshavn?

– To podobno Port Czaszki.

Aguirrez uśmiechnął się, wstał od stołu i wyjął z szafki ozdobnie rzeźbioną drewnianą skrzynkę. Otworzył wieko, wyciągnął czaszkę i wziął ją do ręki jak Hamlet rozmyślający o Joriku.

– Pochodzi z jednej z tamtych grot. Dałem ją do zbadania ekspertom. Ma wyraźne cechy baskijskie. – Rzucił czaszkę Austinowi jak piłkę, zapewne w nadziei, że go zaszokuje.

Austin złapał ją zgrabnie i obrócił w dłoni niczym geograf oglądający globus.

– Może to pański przodek Diego. – Odrzucił czaszkę z powrotem.

– Pomyślałem to samo i zleciłem zrobienie testów DNA. Niestety ten dżentelmen i ja nie jesteśmy spokrewnieni. – Aguirrez schował czaszkę do skrzynki i wrócił do stołu. – To moja druga wyprawa tutaj. Za pierwszym razem spodziewałem się, że groty będą dostępne z lądu. Okazało się jednak, że teren obejmujący jaskinie i port zakupiono na hodowlę ryb. Odnalazłem specjalistę od materiałów wybuchowych, który pracował przy budowie hodowli. Powiedział, że w czasie wysadzania skał, by zbudować magazyn, przebili się do grot. Prosiłem właścicieli, żeby pozwolili mi przeprowadzić badania archeologiczne w jaskiniach, ale odmówili. Próbowałem to załatwić różnymi drogami. Niestety, mimo moich znajomości, nie udało się przekonać Oceanusa. Więc wróciłem tutaj, żeby znów się temu przyjrzeć.

– Jest pan bardzo uparty.

– Ta sprawa stała się moją obsesją. Dlatego interesuje mnie pańska przygoda. Podejrzewałem, że z morza można dostać się do grot, ale wody wokół nich okazały się zbyt niebezpieczne dla naszych łodzi. Pan najwyraźniej znalazł drogę.

– Głupi ma szczęście – odparł krótko Austin.

Aguirrez zachichotał.

– Wątpię, żeby to była tylko kwestia szczęścia. Proszę mi opowiedzieć, co pan tam widział. Przekupię pana dolewką wina.

Strzelił palcami. Wszedł kelner z nową butelką, otworzył ją i napełnił kielichy.

– Łapówka nie jest potrzebna – odrzekł Austin. – Niech pan potraktuje to jako częściowy rewanż za pańską gościnność i doskonałą kolację. – Łyknął wina, napawając się narastającą atmosferą. – Ma pan rację, pod tym łukiem skalnym znajduje się droga do grot. Miejscowi nazywają to wejście Wrotami Syreny. Sieć jaskiń jest bardzo rozległa. Widziałem tylko jej część.

Austin opowiedział szczegółowo o rysunkach na ścianach, ale przemilczał wyprawę na teren hodowli ryb. Aguirrez chłonął każde słowo.

– Podobne obrazy z okresu paleolitu, sprzed dwunastu tysięcy lat, znaleziono na ścianach grot w Kraju Basków – mruknął w pewnym momencie. – Tutejsze rysunki wskazują, że z jaskiń musieli korzystać ludzie z zaawansowanej cywilizacji.

– Takie odniosłem wrażenie. Uważa się, że Wyspy Owcze nie były zamieszkane, dopóki nie osiedlili się tu irlandzcy mnisi i wikingowie. Może historycy się mylą.

– Nie byłbym zaskoczony. Naukowcy nie mają pojęcia, skąd pochodzi mój naród. Nasz język nie ma korzeni w Europie ani Azji. Wśród Basków jest najwyższy na świecie procent ludzi z grupą krwi Rh minus i dlatego niektórzy spekulują, że jesteśmy w prostej linii potomkami człowieka z Cro-Magnon. – Aguirrez uderzył lekko pięścią w stół. – Dałbym wszystko, żeby dostać się do tutejszych grot.

– Widział pan, jak ciepło mnie przyjęli.

– Jak szerszenie, kiedy potrąci się ich gniazdo. Kiedy pan spał, przypłynęli tu z lądu łodziami patrolowymi. Zażądali, by wpuszczono ich na pokład. Oczywiście odmówiliśmy.

– W łodzi, którą widziałem, było paru ludzi z bronią automatyczną.

Aguirrez machnął ręką w kierunku ściany z obrazami.

– Kiedy zobaczyli, że moi ludzie mają nad nimi przewagę ogniową i liczebną, szybko się wycofali.

– Dysponują też helikopterem uzbrojonym w rakiety.

– Moi ludzie pokazali ręczną wyrzutnię pocisków woda – powietrze i przestał nas niepokoić.

Pociski rakietowe i broń automatyczna. Uzbrojenie jak na okręcie wojennym.

Aguirrez jakby czytał w myślach Austina.

– Bogaci ludzie mogą stać się celem porywaczy. Dlatego postarałem się, żeby “Navarra” nie była całkiem bezbronna. Otoczyłem się lojalnymi i dobrze uzbrojonymi ludźmi.

– Jak pan przypuszcza, dlaczego Oceanus tak gwałtownie reaguje, kiedy ktoś wtyka nos w jego sprawy? – zapytał Austin. – Przecież chodzi o hodowlę ryb, nie o kopalnię diamentów.

Aguirrez wzruszył ramionami.

– Też zadaję sobie to pytanie.

Do jadalni wszedł jeden z mężczyzn, którzy wcześniej eskortowali Austina. Wręczył Aguirrezowi plastikową torbę i szepnął mu coś do ucha. Aguirrez skinął głową i powiedział:

– Dziękuję za relację z wizyty w grotach, panie Austin. Mogę jeszcze w czymś pomóc?

– Nie odmówiłbym, gdyby zaproponował mi pan transport do miasteczka.

– Załatwione. Mój człowiek poinformował mnie, że mijamy komin skalny i za kilka minut powinniśmy rzucić kotwicę. – Aguirrez podał Austinowi torbę. – Pańskie rzeczy są już suche.

Austina zaprowadzono do kajuty, gdzie mógł się przebrać. W plastikowej torbie znalazł też swój portfel z legitymacją NUMA. Aguirrez musiał wiedzieć, że Kurt nie pracuje w ratownictwie morskim, ale nie zdradził się z tym. Włożył do torby własną wizytówkę z numerem telefonu. Austin schował ją do portfela.

Aguirrez czekał na pokładzie, żeby się pożegnać.

– Dzięki za gościnność – powiedział Austin i uścisnął mu dłoń. – Przepraszam, że uciekam od razu po obiedzie.

– Nic nie szkodzi – odrzekł Aguirrez z enigmatycznym uśmiechem. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy znów się spotkali.

– Zdarzają się różne dziwne rzeczy.

Po chwili Austin był w motorówce płynącej przez cichy port.

14

Sześćset metrów nad portem w Skaalshaven helikopter Bell 206 Jet Ranger, który śledził jacht płynący wzdłuż wybrzeża, zawisnął w powietrzu i skierował kamerę obserwacyjną Wescam o wysokiej rozdzielczości na łódź płynącą do brzegu. Mężczyzna w fotelu pilota wpatrzył się w monitor wideo. Przyglądał się, jak samotny pasażer motorówki schodzi na ląd.

Pilot helikoptera miał okrągłą twarz i wystające kości policzkowe z pionowymi tatuażami. Kruczoczarne włosy z grzywką nad niskim czołem mogłyby sugerować przypadkowemu obserwatorowi, że to mieszkaniec północnej tundry. Jednak na jego twarzy, zamiast wesołego uśmiechu, typowego dla Eskimosów, widniało okrucieństwo. Czarne oczy, które powinny błyszczeć naiwnym humorem, miały spojrzenie twarde jak diament. Brązowawa cera była ospowata, jakby porami skóry sączyło się wewnętrzne zepsucie. Jego niesamowity wygląd podkreślał opatrunek przyklejony pospiesznie w poprzek zmiażdżonego nosa.

– Cel w polu widzenia – powiedział pilot. Mówił archaicznym językiem, który zrodził się pod zorzą polarną.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: