Wyciągnął się na drewnianym leżaku i wpatrzył w niebo, jakby szukał w gwiazdach odpowiedzi na to, co kryje się za wydarzeniami ostatnich kilku dni. Niemiłe przygody na Wyspach Owczych i w Kopenhadze byłyby jak sen, gdyby nie swędzenie gojącej się rany po dźgnięciu nożem w pierś i boląca przy dotyku opuchlizna na głowie po uderzeniu kijem baseballowym. Sabotaż na statku SOS niewątpliwie miał bezpośredni związek z napadem w cichej kopenhaskiej uliczce. Ktoś zorganizował dywersję, żeby uziemić Strażników Morza. Komuś zależało, żeby ta organizacja zniknęła ze sceny. Kiedy Austin zaczął węszyć, stał się celem. Najpierw w Skaalshavn, potem w Kopenhadze.

Sytuację można było podsumować krótko: ilekroć ktoś zbliży się za bardzo do firmy Oceanus, skutki są fatalne. Austin wrócił myślami do hodowli ryb na Wyspach Owczych i stworzenia w zbiorniku, które go tak cholernie wystraszyło. Nad działaniami Oceanusa wydawały się unosić opary samego zła. Jak to określił Jorgensen? Coś niesamowitego. Jest jeszcze baskijski potentat Balthazar Aguirrez i jego donkiszotowskie poszukiwania. O co w tym wszystkim chodzi?

Austin rozmyślał o wydarzeniach ostatnich kilku dni, dopóki nie zaczęły mu opadać powieki. Dopił drinka, wspiął się po schodach do sypialni w wieżyczce wieńczącej mansardowy dach i położył się do łóżka. Dobrze się wyspał i wczesnym rankiem wstał wypoczęty. Ubrał się i na pobudzenie wypił mocną kawę Kona. Zatelefonował do starego przyjaciela w CIA, żeby go uprzedzić o swojej wizycie. Potem zadzwonił do swojego biura w NUMA, że się spóźni.

W przeciwieństwie do swojego kolegi Dirka Pitta, który kolekcjonował zabytkowe auta i rozkoszował się ich prowadzeniem, Austinowi było obojętne, czym jeździ. Usiadł za kierownicą sedana z garaży NUMA, niewyróżniającego się niczym poza turkusowym kolorem, i wyruszył do Langley. Pojechał trasą, którą dobrze znał z czasów pracy w CIA. Zaparkował obok licznych samochodów rządowych. Po 11 września 2001 roku wzmocniono środki bezpieczeństwa w całym wielkim kompleksie.

Uprzedzony telefonicznie Herman Perez czekał w pomieszczeniu dla gości. Był szczupłym mężczyzną o oliwkowej cerze i ciemnobrązowych oczach, taki sam kolor miały jego przerzedzone włosy. Przyspieszył procedurę kontrolną i poprowadził Austina labiryntem korytarzy do gabinetu bez jednego skrawka papieru leżącego na wierzchu. Na biurku stały tylko komputer, telefon i zdjęcie atrakcyjnej kobiety z dwojgiem ładnych dzieci.

– Cieszę się, że mogę znów cię widzieć, Kurt! – powiedział Perez i wskazał Austinowi krzesło. – Myślisz o wyskoczeniu ze statku Sandeckera i powrocie do Firmy? Powitalibyśmy cię z otwartymi rękami. W Langley znów docenia się takich speców od tajnych operacji, jak ty. Byłeś w tym naprawdę dobry.

– Admirał Sandecker miałby tu coś do powiedzenia. Ale przyznam, że wciąż wspominam, jaką zabawę mieliśmy przy ostatniej robocie.

Perez wyszczerzył zęby w chłopięcym uśmiechu.

– Mówisz o odzyskaniu tajnego pocisku w pobliżu Gibraltaru? Chłopie, to dopiero było coś!

– Myślałem o tym w drodze tutaj. Ile to już lat?

– Cholernie dużo, Kurt. Zbyt dużo. Wiesz, że jeszcze słyszę tamte tancerki flamenco, ilekroć piję hiszpańskie wino? – Perez zrobił rozmarzoną minę. – Chryste, to były czasy, co?

Austin przytaknął.

– Od tamtej pory świat bardzo się zmienił.

Perez roześmiał się.

– Nie dla ciebie, stary! Czytałem o twojej wspaniałej akcji ratowniczej u wybrzeży Wysp Owczych. Nic się nie zmieniłeś, stary wilku morski. Ciągle ten sam bohaterski Austin.

Austin jęknął.

– W dzisiejszych czasach na każdą minutę mojego bohaterstwa przypada godzina siedzenia za biurkiem nad raportami.

– Rozumiem cię. Mnie też papierki nie są potrzebne do szczęścia, choć odkąd jestem ojcem, nawet polubiłem robotę od dziewiątej do siedemnastej. Dwójka dzieciaków, dasz wiarę? Bycie urzędasem nie jest wcale takie złe. Możesz kiedyś spróbować.

– Nie, dzięki. Prędzej dałbym sobie wytatuować oczy.

Perez roześmiał się.

– No, dobra. Nie przyszedłeś tu, żeby wspominać stare dobre czasy. Mówiłeś przez telefon, że potrzebujesz informacji o Balthazarze Aguirrezie. Dlaczego on cię interesuje, jeśli wolno spytać?

– Natknąłem się na niego na Wyspach Owczych. Fascynujący facet. Wiem, że jest magnatem okrętowym, ale podejrzewam, że kimś jeszcze.

– Poznałeś go?

– Był na rybach, jak ja.

– No oczywiście – odrzekł Perez. – Kłopoty przyciągają kłopoty.

– Jaki jest z nim kłopot?

– Co wiesz o baskijskim ruchu separatystycznym?

– Istnieje od dawna. Co jakiś czas terroryści baskijscy wysadzają w powietrze budynki publiczne lub zabijają niewinnych urzędników państwowych.

– Dość trafne podsumowanie – przyznał Perez. – Od kilkudziesięciu lat mówi się o oddzielnym państwie baskijskim, które miałoby powstać pomiędzy Hiszpanią i Francją. Najbardziej radykalna grupa separatystyczna, ETA, zaczęła walczyć o autonomiczne państwo baskijskie w 1968 roku. Po śmierci Franco w 1975 roku nowy rząd hiszpański dał Baskom większą niezależność, ale ETA chce cały tort. Od początku walki o swoją sprawę zabili ponad osiemset osób. Kto nie jest z nimi, jest przeciwko nim.

– Historia znana w różnych częściach świata.

– Polityczne skrzydło ruchu separatystycznego to partia Batasuna. Niektórzy porównują ten układ do Sinn Fein i IRA. Po kolejnych zamachach i wykryciu dużych zapasów broni ETA, władze hiszpańskie straciły cierpliwość. Z autonomii nic nie wyszło, więc zdelegalizowały Batasunę i zabrały się do rozbijania całego ruchu separatystycznego.

– A co Aguirrez ma wspólnego z tym krwawym obrazem?

– Masz rację, że jest nie tylko magnatem okrętowym. To główna podpora Batasuny. Rząd hiszpański oskarża go o finansowanie terroryzmu.

– Polubiłem go. Nie wygląda na terrorystę – powiedział Austin, przypominając sobie zachowanie i maniery swojego dobroczyńcy.

– Jasne, Józio Stalin też wyglądał jak dobry dziadek.

Austin przypomniał sobie ochroniarzy na jachcie i ciężkie uzbrojenie “Navarry”.

– Więc te zarzuty są słuszne?

– Aguirrez chętnie przyznaje się do wspierania Batasuny, ale zaznacza, że kiedy dawał partii pieniądze, działała legalnie. Władze hiszpańskie podejrzewają, że nadal pompuje forsę w ruch separatystyczny. Nie mają dowodu, a Aguirrez jest zbyt ustosunkowany, żeby postawić go przed sądem na podstawie mętnych poszlak.

– Co o nim myślisz?

– W czasie mojego wieloletniego pobytu w Hiszpanii nie miałem okazji go poznać, dlatego byłem zaskoczony, że tobie się udało. Uważam, że jest zwolennikiem umiarkowanej linii i pokojowego rozwiązania kwestii separatyzmu. Jednak zamachy ETA niweczą jego starania. Obawia się, że represje zaostrzą konflikt i narażana niebezpieczeństwo spokojnych obywateli. Może mieć rację.

– Wygląda na to, że balansuje na bardzo cienkiej linie.

– Niektórzy twierdzą, że z powodu presji traci równowagę. Mówi o jakimś sposobie zdobycia poparcia europejskiej opinii publicznej dla narodu baskijskiego. Nie zdradził ci przypadkiem, co mu chodzi po głowie? – Perez zmrużył ciemne oczy. – Chyba nie rozmawialiście tylko o wędkowaniu?

– Zrobił na mnie wrażenie bardzo dumnego ze swojego baskijskiego rodowodu. Jego jacht nazywa się “Navarra”. Nie powiedział ani słowa o polityce. Rozmawialiśmy głównie o archeologii. To jego hobby. Interesuje się bardzo swoimi przodkami.

– Słuchając cię, można by pomyśleć, że to jakiś nawiedzony profesor. Ale ostrzegam cię, przyjacielu. Policja hiszpańska nie może się doczekać, kiedy go przygwoździ. Nie mają bezpośredniego dowodu jego powiązań z terrorystami, ale jak coś znajdą, lepiej żeby cię nie było na ich drodze.

– Będę o tym pamiętał. Dzięki za informacje.

– Przynajmniej tyle mogłem zrobić dla dawnego towarzysza broni.

Zanim Perez zdążył wrócić do wspomnień, Austin zerknął na zegarek.

– Muszę lecieć. Dzięki, że znalazłeś dla mnie czas.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: