– Chyba zgubiłem obcinacz do cygar. Nie macie panowie scyzoryka? Nie szkodzi. – Sięgnął do tyłu i położył na blacie miecz w pochwie. – Może to wystarczy.

Balthazar z niedowierzaniem wytrzeszczył oczy. Drżącymi rękami wyciągnął miecz z pochwy i uniósł go wysoko nad głowę, jakby wzywał do boju rycerzy Karola Wielkiego.

– Durendal – wyszeptał.

– Róg otrzyma pan za kilka dni razem ze szczątkami pańskiego przodka – powiedział Sandecker. – Pomyślałem, że może pochowa pan te bezcenne relikwie z ich prawowitym właścicielem.

Balthazar wsunął miecz z powrotem do pochwy i podał synom.

– Prawowitym właścicielem jest naród baskijski. Wykorzystam miecz i róg Rolanda do zapewnienia Baskom suwerenności. – Uśmiechnął się. – Ale w pokojowy sposób.

Niebieskie oczy Sandeckera błyszczały wesoło. Był wyraźnie zadowolony, że udał mu się ten teatralny spektakl. Uniósł wysoko kieliszek.

– Wypijmy za to.

Później, tego samego dnia, do Austina zadzwonił Ryan. Wrócił już do Waszyngtonu. Poprosił o spotkanie w “zwykłym miejscu”. Austin przyjechał na Roosevelt Island kilka minut wcześniej. Czekał pod pomnikiem, kiedy zobaczył nadchodzącego Ryana. Ryan był jeszcze blady i wymizerowany po postrzale. Nie miał tego aroganckiego wyrazu twarzy, który tak drażnił Austina.

Uśmiechnął się i wyciągnął rękę.

– Dzięki, że przyszedłeś, Kurt.

– Jak się czujesz?

– Tak, jak musi się czuć tarcza strzelnicza.

– Nie jesteś przyzwyczajony – odrzekł Austin, myśląc o swoich bliznach po nożu i kulach. – Ale świadomość, że pokrzyżowałeś Barkerowi plany, powinna łagodzić ból. Gratuluję.

– Nie udałoby mi się bez pomocy Bena, Chucka i Diego Aguirreza.

– Nie bądź taki skromny.

– To ty jesteś skromny. Słyszałem o twoich przygodach na pokładzie zeppelina.

– Mam nadzieję, że nie założymy towarzystwa wzajemnej adoracji – odparł Austin. – Nie chciałbym psuć naszej wspaniałej znajomości.

Ryan roześmiał się.

– Zaproponowałem to spotkanie, żeby cię przeprosić. Wiem, że byłem zarozumiały i apodyktyczny.

– Zdarza się najlepszym z nas.

– Jest jeszcze coś. Próbowałem wykorzystać Therri do uzyskania twojej pomocy.

– Wiem. Ale Therri jest zbyt niezależna, żeby ją wykorzystać.

– W każdym razie musiałem cię przeprosić, zanim się pożegnamy.

– Mówisz, jakbyś zamierzał zniknąć na zawsze za horyzontem.

– Za kilka dni wyjeżdżam na Bali, żeby zobaczyć, czy SOS uda się przeszkodzić w nielegalnym handlu żółwiami morskimi. Potem muszę pomóc w ratowaniu lwów morskich w Afryce Południowej i sprawdzić, co możemy zrobić z kłusownictwem w Parku Narodowym Galapagos. Jednocześnie będę zbierał fundusze na następcę “Sentinela”.

– Ambitne plany. Życzę szczęścia.

– Będzie mi potrzebne. – Ryan spojrzał na zegarek. – Przepraszam, ale muszę lecieć. Trzeba ustawić ludzi.

Poszli razem na parking. Uścisnęli sobie ręce.

– O ile wiem, w tym tygodniu będziesz się widział z Therri.

– Wybieramy się na kolację, kiedy tylko uporamy się z robotą biurową.

– Obiecuję, że nie przeszkodzę wam jak w Kopenhadze.

– Nie ma obawy – odrzekł Austin. Zerknął na niebo i uśmiechnął się tajemniczo. – Tam, gdzie ją zabiorę, nikt nam nie przeszkodzi.

41

– Mogę dolać szampana, mademoiselle? – zapytał kelner.

Therri uśmiechnęła się.

– Bardzo proszę.

Kelner zręcznie napełnił kryształowy kieliszek. Potem skłonił się i wrócił na swoje miejsce, gotów na każde wezwanie. Był nienagannie ubrany, jego czarne, zaczesane do tyłu włosy lśniły od brylantyny, górną wargę zdobił cienki wąsik.

– Jest cudowny – szepnęła Therri. – Skąd go wziąłeś?

– Prosto z Orient Expressu – odrzekł Austin. Na widok powątpiewającej miny Therri dodał: – Powiem prawdę. Wypożyczyłem go z działu obsługi gastronomicznej NUMA. Pracował jako maitre d’hótel w La Tour d’Argent w Paryżu, zanim Sandecker ściągnął go do NUMA.

– Wykonał kawał dobrej roboty, organizując naszą kolację – zauważyła Therri.

Siedzieli przy dwuosobowym stoliku nakrytym białym wykrochmalonym obrusem. Zastawa stołowa i sztućce były w stylu art deco. Ubrali się wieczorowo. Therri włożyła zapierającą dech czarną sukienkę bez ramiączek, Austin nowy smoking, który zastąpił poprzedni, zniszczony podczas wyścigu psich zaprzęgów w Waszyngtonie. Kwartet smyczkowy grał Mozarta. Therri wskazała głową muzyków.

– Przypuszczam, że są z Narodowej Orkiestry Symfonicznej.

Austin uśmiechnął się nieśmiało.

– To koledzy z działu konstrukcyjnego NUMA. Zbierają się w weekendy. Całkiem dobry zespół, prawda?

– Tak. Jedzenie też. Nie wiem, kto jest szefem kuchni, ale… – Therri urwała, widząc spojrzenie Austina. – Niech zgadnę. Też jest z NUMA.

– Nie. To mój przyjaciel, St. Julien Perlmutter. Koniecznie chciał przyrządzić nam dziś kolację. Później ci go przedstawię.

Nagle Therri straciła humor.

– Przepraszam, ale nie mogę przestać myśleć o Barkerze i potworach, które stworzył. To jakiś koszmar.

– Chciałbym, żeby to był tylko zły sen. Jednak Barker i spółka istnieli naprawdę. Frankenfishe też.

– Co za koszmarny typ. Pewnie nigdy nie dowiemy się, jak taki geniusz mógł się stać takim zbrodniarzem.

– Tym bardziej zaskakujące, że jego przodek był porządnym człowiekiem. Kiedy kapitan Frederick Barker zobaczył, że Eskimosi głodują, próbował powstrzymać swoich kolegów wielorybników przed zabijaniem morsów.

– Coś się musiało stać z jego genami.

– Wyobraził sobie, że jest ucieleśnieniem złego ducha.

Therri zamyśliła się.

– Co za ironia losu – powiedziała po chwili. – Barker był produktem wypaczenia genów. Taki sam proces wykorzystywał w swojej pracowni do tworzenia potworów z normalnych, łagodnych ryb. Za każdym razem, kiedy myślę o tych biednych, zdeformowanych stworzeniach, dostaję dreszczy. – W jej oczach pojawił się niepokój.

– Mam nadzieję, że ta sprawa na tym się zakończy.

Austin przytaknął.

– Barker rzeczywiście był geniuszem. Nic nie zapisywał. Wszystkie dane do swoich genetycznych eksperymentów miał w głowie. Ta wiedza umarła razem z nim.

– Nie ma żadnej gwarancji, że inny geniusz nie pójdzie w jego ślady.

– Nie, ale luki w prawie wkrótce znikną. Do Stanów nie będzie można sprowadzać bioryb. Europejczycy też są zdecydowani wykluczyć ze swojego menu Frankenfishe z frytkami. Bez rynku zniknie bodziec.

– A co z innymi ludźmi z plemienia Kiolya?

– Część aresztowano, część nie żyje, reszta uciekła. Bez Barkera ta banda przestała być groźna. Holdingi Barkera są rozgrabiane. Wilki rozrywają jego gigantyczną korporację na kawałki. A teraz pozwól, że o coś cię zapytam. Jaką widzisz dla siebie przyszłość w SOS?

– Rozstajemy się. Uznałam, że rajdy komandosów nie są w moim stylu. Zaproponowano mi stanowisko doradcy senatora Grahama do spraw ochrony środowiska.

– Cieszę się, że będziesz w pobliżu.

Kelner przyniósł do stolika czarny telefon.

– Pan Zavala chciałby z panem mówić.

Kurt usłyszał głos Joego:

– Przepraszam, że przeszkadzam w kolacji. Ale chcę cię zawiadomić, że niedługo zaczynamy schodzić w dół.

– Dzięki, że mnie uprzedziłeś. Ile mamy czasu?

– Wystarczy na jeden bardzo długi taniec.

Austin uśmiechnął się i odłożył słuchawkę.

– Joe dzwonił z kabiny sterowniczej. Niedługo lądujemy.

Therri popatrzyła przez wielkie okno na światła daleko w dole.

– Piękny widok. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Ale jakim cudem udało ci się załatwić zeppelina na naszą randkę?

– Musiałem pociągnąć za kilka sznurków. Niemcy gorączkują się, żeby odzyskać pierwszy statek powietrzny, który wylądował na biegunie północnym. Kiedy usłyszałem, że zeppelin ma przylecieć z Kanady do Waszyngtonu, zaproponowałem usługi doświadczonego pilota i w zamian za to zarezerwowałem na kilka godzin jadalnię. To był chyba jedyny sposób, żeby nikt nam nie przeszkodził w kolacji. – Spojrzał na zegarek. – Pilot powiedział, że mamy czas na jeden taniec.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: