– Na wypadek gdyby trzeba było jechać motorem – wyjaśniła.
Superdziewczyna ubrana w czarny strój ze skóry powoduje zamieszanie na autostradzie. Robią się kilometrowe korki, gdyż kierowcy bezustannie się oglądają.
– Lepiej usiądź, bo mam informacje o DeChoochu – poradziła Connie.
Popatrzyłam na Lulę.
– Wesz o tym?
Na twarzy Luli pojawił się uśmiech.
– Owszem, Connie mi powiedziała, jak tylko przyszłam rano. Ma rację, lepiej usiądź.
– Wiedzą o tym tylko ludzie z rodziny – uprzedziła Connie. – Rzecz jest trzymana w tajemnicy, więc zachowaj to dla siebie.
– O jakiej rodzinie mówimy?
– O “tej" rodzinie.
– Załapałam.
– No więc posłuchaj…
Lula już chichotała, nie mogąc się opanować.
– Przepraszam, ale to niesamowite – tłumaczyła się. – Poczekaj, sama spadniesz z krzesła, jak to usłyszysz.
– Eddie DeChooch ustawia interes na kontrabandę papierosów – zaczęła Connie. – Wykombinował sobie, iż to mała sprawa i że sam sobie poradzi. Wynajmuje więc ciężarówkę i jedzie do Richmond po kartony z fajkami. Kiedy tam przebywa, Louie D. dostaje akurat ataku serca. Jak zapewne wiesz, Louie D. pochodzi z Jersey. Spędził tu całe życie, a kilka lat temu przeniósł się do Richmond, żeby pokierować jakimiś operacjami finansowymi. Więc kiedy Louie D. wyciąga kopyta, DeChooch chwyta za słuchawkę i od razu powiadamia rodzinę w Jersey. A pierwsza osoba, do której dzwoni, to oczywiście Anthony Thumbs. – Connie przerwała i nachylając się, spytała przyciszonym głosem: – Wiesz, o kogo chodzi, kiedy mówię Anthony Thumbs?
Przytaknęłam. Anthony Thumbs kontroluje Trenton. Co, jak sądzę, jest wątpliwym zaszczytem, gdyż Trenton nie stanowi centrum mafijnej aktywności. Naprawdę Anthony nazywa się Thumbelli, ale wszyscy nazywają go Anthony Thumbs. Ponieważ Thumbelli to we Włoszech dość rzadkie nazwisko, przypuszczam, że zostało powołane do życia na Ellis Island. Podobnie było z moim pradziadkiem, który z Plumerriego stał się Plumem za sprawą jakiegoś przemęczonego urzędnika imigracyjnego.
– Anthony Thumbs nigdy specjalnie nie przepadał za Louiem D. – ciągnęła Connie – ale Louie D. jest w jakiś niejasny sposób związany z rodziną, a jej siedziba to Trenton. Więc Anthony Thumbs postępuje słusznie jako głowa rodziny i mówi DeChoochowi, żeby sprowadził Louiego D. do Jersey na pogrzeb. Tyle że Anthony Thumbs, który nie uchodzi za najbardziej elokwentnego faceta na świecie, powiada do DeChoocha, który nie słyszy za cholerę: “Przywieź mi jego stare truchło". Cytuję słowo w słowo. Anthony Thumbs mówi do Eddiego DeChoocha: “Przywieź mi jego stare truchło". DeChooch wie, że między Louiem D. a Anthonym Thumbsem nigdy nie było wielkiej miłości, i kombinuje sobie, że chodzi tu o jakąś wendetę i że Anthony Thumbs powiedział:
“Przywieź mi jego serducho".
Otworzyłam usta ze zdumienia.
– Co?
Connie uśmiechała się szeroko, a Luli po policzkach spływały łzy śmiechu.
– Kapitalne – powiedziała Lula. – To po prostu kapitalne.
– Przysięgam na Boga – zapewniła Connie. – DeChooch sądził, że Anthony Thumbs chce mieć serce Louiego D. Więc DeChooch włamuje się nocą do domu pogrzebowego, rozcina z wprawą ciało nieboszczyka i usuwa mu serce. Musiał z pewnością połamać przy okazji kilka żeber. Właściciel domu pogrzebowego powiedział… – Connie urwała na chwilę, by się opanować -…powiedział, że nigdy jeszcze nie widział równie fachowej roboty.
Lula i Connie tak się zarykiwały ze śmiechu, że musiały przytrzymać się biurka, by nie upaść na podłogę.
Zasłoniłam sobie usta dłonią, nie wiedząc, czy mam się śmiać, czy też puścić pawia.
Connie wysmarkała nos i otarła łzy chusteczką higieniczną.
– Dobra, więc DeChooch wsadza serce do przenośnej lodówki i zawozi razem z papierosami do Trenton. Zjawia się z pojemnikiem u Anthony'ego Thumbsa, dumny jak paw, i oświadcza mu, że ma serce Louiego D. Anthony dostaje oczywiście szału i mówi DeChoochowi, by zawiózł pieprzone serce z powrotem do Richmond i kazał przedsiębiorcy pogrzebowemu wsadzić je w zewłok zmarłego. Wszyscy składają ślub milczenia, bo nie chodzi tylko o to, że sprawa jest delikatna, ale rzecz dotyczy stosunków między dwiema rodzinami, które nigdy nie darzyły się specjalną sympatią, nawet w najlepszych czasach. W dodatku żona Louiego D., kobieta bardzo religijna, wścieka się nie na żarty, bo doszło do zbezczeszczenia zwłok męża. Sophia DeStephano, jako strażniczka nieśmiertelnej duszy Louiego, chce, by pochowano go w całości. I stawia DeChoochowi ultimatum, albo wsadzi serce z powrotem do ciała, albo zamieni się za jej sprawą w hamburger.
– Hamburger?
– Louie miał między innymi przetwórnię mięsa.
Wzdrygnęłam się odruchowo.
– I tu pojawia się problem. DeChooch jakimś cudem gubi serce.
To wszystko wydawało się tak dziwaczne, że nie byłam wcale pewna, czy Connie mówi prawdę, czy też wymyśliły to z Lulą jako żart.
– Zgubił serce – powiedziałam w zamyśleniu. – Jak mógł zgubić serce?
Connie podniosła bezradnie ręce, jakby sama nie mogła w to uwierzyć.
– Wiem to wszystko od cioci Flo, nic więcej nie umiała mi powiedzieć.
– Nic dziwnego, że DeChooch ma depresję.
– Pieprzona sprawa – skomentowała Lula.
– Co ma z tym wspólnego Loretta Ricci?
Connie znów rozłożyła bezradnie ręce.
– Nie wiem.
– A Księżyc i Dougie?
– Tego też nie wiem.
– Więc DeChooch szuka serca Louiego D.
Connie wciąż się uśmiechała. Naprawdę jej się to podobało.
– Na to wygląda. Zastanawiałam się przez chwilę.
– W którymś momencie DeChooch doszedł do wniosku, że to Dougie ma serce – powiedziałam. – Potem uznał, że ma je Księżyc.
– Tak – odezwała się Lula. – A teraz myśli, że ty je masz.
Przed oczami zatańczyły mi czarne kropki, a w głowie odezwały się dzwony.
– Oho, coś nietęgo wyglądasz – zauważyła Lula. Wsunęłam dłonie między kolana i próbowałam odetchnąć głęboko.
– Myśli, że mam serce Louiego D.! – zawołałam. – Myśli, że chodzę po mieście z sercem. Mój Boże, co za człowiek może się szwendać po mieście z sercem martwego faceta? Myślałam, że chodzi o narkotyki. Że mam przehandlować jakąś kokę za Księżyca. Jak, u licha, powinnam dokonać wymiany serca?
– Nie warto się chyba tym martwić, skoro DeChooch nie ma ani Księżyca, ani Dougiego.
Opowiedziałam im o limuzynie i Księżycu.
– Wszystko się zgadza – oświadczyła Lula. – Jakaś stara dama porwała Księżyca. Może to żona Louiego D. próbuje odzyskać serce męża.
– Módl się, żeby to nie była ona – ostrzegła Connie. – Przy niej babka Morellego wygląda na całkiem normalną osobę. Sophia uznała kiedyś podobno, że sąsiadka jej nie szanuje. Następnego dnia znaleźli kobietę martwą, w dodatku z wyciętym językiem.
– Kazała mężowi zabić tę biedaczkę?
– Nie – odparła Connie. – Louiego nie było wtedy w domu. Wyjechał w interesach.
– Rany boskie.
– Tak czy siak, to chyba nie Sophia, bo jak słyszę, siedzi zamknięta w domu od śmierci małżonka i tylko pali świeczki, modli się i przeklina DeChoocha. – Connie zastanawiała się przez chwilę. – Wiesz, kto jeszcze mógł porwać Księżyca? Siostra Louiego D., Estelle Colucci.
Nie miałaby żadnych kłopotów z porwaniem Księżyca. Wystarczy mu zaoferować skręta, a pójdzie za tobą na koniec świata.
– Może przejedziemy się do Estelle Colucci? – podsunęłam Luli.
– Jestem gotowa – oświadczyła.
Benny i Estelle Colucci mieszkają w zadbanym bliźniaku w Burg. Bogiem a prawdą, wszystkie domy w Burg są zadbane. To warunek przetrwania. Upodobania dotyczące wystroju mogą się różnić, ale niech ręka boska broni, żeby okna były brudne.
Zaparkowałam motocykl przed domem, podeszłam do drzwi i zapukałam. Cisza. Lula wcisnęła się w krzaki pod oknami frontowymi i zajrzała do środka.
– Nikogo nie widać – powiedziała. – Światło zgaszone. Telewizory nie grają.
W następnej kolejności sprawdziłyśmy w klubie. Tu też nie było Benny'ego. Podjechałam dwie przecznice do Hamilton i rozpoznałam jego wóz na skrzyżowaniu z Grand. Stał przed barem kanapkowym Tip-Top. Zajrzałyśmy przez szybę do środka. Benny i Ziggy raczyli się właśnie późnym śniadaniem.
Tip-Top to wąska, wciśnięta między budynki knajpka, która serwuje domowe jedzenie za rozsądną cenę. Zielono-czarne linoleum na podłodze jest popękane, lampy pod sufitem przyciemnione od tłuszczu, siedzenia ze skaju w boksach połatane taśmą klejącą. Mickey Spritz służył w wojsku jako kucharz podczas konfliktu koreańskiego. Otworzył Tip-Top przed trzydziestu laty, kiedy go zdemobilizowano, i od tej pory niczego w lokalu nie zmienił. Ani podłogi, ani menu, ani siedzeń. Gotują wszystko sami razem z żoną. Pookie Potter, nieco opóźniony w rozwoju osobnik, sprząta ze stolików i zmywa.
Benny i Ziggy koncentrowali się właśnie na spożywaniu jajek, kiedy do nich podeszłyśmy.
– Jezu – powiedział Benny, podnosząc wzrok znad talerza i gapiąc się na Lulę w skórzanym rynsztunku. – Skąd ty wytrzaskujesz tych ludzi?
– Wstąpiłyśmy do ciebie po drodze – wyjaśniłam. – Ale nikogo nie było w domu.
– Nic dziwnego. Przecież jestem tutaj.
– A Estelle? Jej też nie było.
– Mieliśmy śmierć w rodzinie – odparł Benny. – Estelle wyjechała na parę dni.
– Przypuszczam, że chodzi d o Louiego D. – powiedziałam. – I o tę aferę. Obaj nadstawili uszu.
– Wiesz o aferze? – spytał Benny.
– Wiem o sercu.
– Jezu Chryste – jęknął Benny. – Myślałem, że blefujesz.
– Gdzie jest Księżyc?
– Mówię ci, że nie wiem, gdzie on jest, ale moja żona doprowadza mnie do szału z tym sercem. Musisz mi je oddać. O niczym innym nie słyszę… tylko o tym sercu. Mam już tego dosyć.
– Benny nie czuje się najlepiej – pośpieszył z wyjaśnieniami Ziggy. – Ma dolegliwości. Powinnaś oddać mu serce, żeby miał wreszcie spokój. Tak należy postąpić.
– Pomyśl też o Louiem D., który leży tam bez serca – dodał Benny. – To niezbyt miłe. Człowiek powinien mieć serce, jak go składają do ziemi.
– Kiedy Estelle wyjechała do Richmond?