– W poniedziałek.
– Tego akurat dnia zaginął Księżyc – zauważyłam.
Benny wychylił się do przodu.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że to Estelle porwała Księżyca.
Benny i Ziggy popatrzyli po sobie. Widocznie nie rozważali tej możliwości.
– Estelle nie robi takich rzeczy – powiedział w końcu Benny.
– Jak pojechała do Richmond? Wzięła limuzynę?
– Nie. Pojechała swoim wozem. W Richmond odwiedziła żonę Louiego D. Sophię, a potem pojechała do Norfolk. Mieszka tam nasza córka.
– Masz przypadkiem zdjęcie żony?
Benny wyciągnął portfel i pokazał mi zdjęcie Estelle. Nie wyglądała na obłąkaną. I nie miała kasztanowych włosów. Była miłą kobietą o krągłej twarzy i krótkich popielatych włosach.
– No dobra, mam serce, a twoje zadanie dowiedzieć się, kto ma Księżyca – oświadczyłam Benny'emu. Po czym wyszłyśmy z lokalu.
– Jasny gwint – rzuciła z podziwem Lula, kiedy wsiadłyśmy na motor. – Byłaś niesamowita. Przysięgłabym, że wiesz, co robisz. Jakbyś naprawdę miała to serce.
Wróciłyśmy do biura i w tym momencie odezwała się moja komórka.
– Jest z tobą babka? – chciała wiedzieć matka. – Poszła dziś rano do piekarni i do tej pory nie wróciła.
– Nie widziałam jej.
– Ojciec poszedł jej szukać, ale nie mógł znaleźć. Obdzwoniłam wszystkie przyjaciółki babki. Nie ma jej już kilka godzin.
– Ile dokładnie?
– Nie wiem. Kilka. To do niej niepodobne. Zawsze wraca z piekarni prosto do domu.
– Dobra, poszukam babki – obiecałam. – Zadzwoń, jak tylko się pokaże.
Rozłączyłam się, a mój telefon natychmiast zadzwonił. To był Eddie DeChooch.
– Masz jeszcze to serce? – spytał.
– Tak.
– Mam coś na wymianę.
Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku.
– Księżyca?
– Zgaduj dalej.
W słuchawce rozległy się jakieś szmery i usłyszałam głos babki.
– Co to za historia z tym sercem? – chciała wiedzieć.
– To nieco skomplikowane. Nic ci nie jest?
– Trochę mi dokucza reumatyzm w kolanie.
– Nie o to chodzi. Czy DeChooch dobrze de traktuje?
Usłyszałam, jak DeChooch instruuje babkę:
– Powiedz jej, że zostałaś uprowadzona. Powiedz, że odstrzelę ci głowę, jak nie odda mi serca.
– Nie powiem jej tego – odparła babka. – Jak by to wyglądało? I żadnych innych numerów. Zostałam uprowadzona, ale to nie znaczy, że jestem łatwa. Nie mam ochoty niczego z tobą robić, dopóki się nie zabezpieczysz. Nie będę ryzykowała jakiejś choroby.
DeChooch wziął słuchawkę.
– Sprawa wygląda tak. Pojedziesz ze swoją komórką i sercem Louiego D. do centrum handlowego Ouaker Bridge, a ja zadzwonię do ciebie o siódmej. I żadnej policji, bo twoja babcia straci życie.