– A co to ma wspólnego z morderstwem?

– Może nic. Jednak zawsze uważałem, że okoliczności związane z załamaniem nerwowym Valerie były trochę niepokojące.

– Dlaczego?

– Grała gorzej, to prawda. Jej trener, ten sławny jegomość, który grał z wszystkimi znakomitościami…

– Pavel Menansi.

– Niech będzie. Wciąż wierzył, że Valerie może wrócić i znów wygrywać. Wciąż to powtarzał.

– W ten sposób wywierając na nią jeszcze większą presję.

Win zastanowił się.

– Możliwe – rzekł powoli. – Jest jednak jeszcze coś. Pamiętasz morderstwo Alexandra Crossa?

– Syna senatora?

– Z Pensylwanii – dorzucił Win.

– Został zabity przez włamywaczy w swoim klubie. Pięć lub sześć lat temu.

– Przed sześcioma laty. W klubie tenisowym.

– Znałeś go?

– Oczywiście – odparł Win. – Horne’owie znają każdego liczącego się w Pensylwanii polityka od czasów Williama Penna. Byliśmy równolatkami. Chodziliśmy razem do Exeter.

– A co to ma wspólnego z Valerie Simpson?

– Alexander i Valerie byli… można by rzec, że coś ich łączyło.

– Coś poważnego?

– Dosyć. Mieli ogłosić zaręczyny, kiedy Alexander został zamordowany. Nawiasem mówiąc, właśnie tamtego wieczoru.

Myron pośpiesznie policzył w myślach. Sześć lat temu. Valerie miała osiemnaście lat.

– Niech zgadnę. Załamanie nerwowe Valerie nastąpiło zaraz po jego śmierci.

– Właśnie.

– Czegoś jednak nie rozumiem. Morderstwo Crossa przez wiele tygodni nie schodziło z pierwszych stron gazet. Jak to się stało, że nigdy nie wymieniono jej nazwiska?

– Właśnie dlatego – odparł Win, uderzając w następną piłkę – uważam te okoliczności za niepokojące.

Zamilkli.

– Powinniśmy porozmawiać z rodziną Valerie – powiedział Myron. – Może z senatorem też.

– Owszem.

– To twój świat. Jesteś jednym z nich. Z tobą chętniej będą rozmawiali.

Win pokręcił głową.

– W żadnym razie. Jako „jeden z nich”, jak to ujmujesz, jestem na z góry przegranej pozycji. Przy mnie będą mieć się na baczności. Natomiast rozmawiając z tobą, nie będą tak dbać o pozory. Uznają cię za kogoś, kto się nie liczy, kogoś gorszego i niżej stojącego od nich. Za zero.

– O rany, to mi pochlebia.

Win uśmiechnął się.

– Taki już jest ten świat, przyjacielu. Wiele rzeczy się zmienia, lecz ci ludzie wciąż uważają się za jedynych prawdziwych Amerykanów. Ty i tacy jak ty są tylko służbą, przysłaną z Rosji, Europy Wschodniej czy też innego getta lub gułagu.

– Mam nadzieję, że nie zranią moich uczuć – zauważył Myron.

– Umówię cię na spotkanie z matką Valerie.

– Myślisz, że zechce się ze mną spotkać?

– Jeśli o to poproszę, owszem.

– Świetnie.

– Istotnie. – Win przymierzył się do uderzenia. – A co twoim zdaniem powinniśmy zrobić, zanim z nią porozmawiasz?

Myron spojrzał na zegarek.

– Mniej więcej za godzinę na korcie zagra jeden z protegowanych Pavela Menansiego. Pomyślałem, że mógłbym złożyć mu wizytę.

– A pour moi?

– Valerie przez ostatni tydzień mieszkała w hotelu Plaza – powiedział Myron. – Chciałbym, żebyś rozejrzał się tam i dowiedział, czy ktoś zapamiętał coś niezwykłego. Sprawdź jej rozmowy telefoniczne.

– Na przykład, czy naprawdę dzwoniła do Duane’a Richwooda?

– Właśnie.

– A jeśli tak?

– Wtedy tym również będziemy musieli się zająć – odparł Myron.

5

Nowy obiekt, na którym odbywają się międzynarodowe mistrzostwa USA w tenisie, umieszczono pomiędzy największymi atrakcjami dzielnicy Queens: stadionem Shea (gdzie grają New York Mets), Flushing Meadows Park (gdzie w latach 1964-1965 odbywała się wystawa światowa) oraz lotniskiem La Guardia (gdzie samoloty z reguły mają planowe spóźnienia).

Zawodnicy narzekali na przelatujące nad kortami samoloty, których ryk upodabniał stadion do kosmodromu podczas startu rakiety Apollo. Były burmistrz David Dinkins, znany ze swojej wrażliwości na tego rodzaju wołającą o pomstę do nieba krzywdę, natychmiast podjął odpowiednie działania. Wykorzystując swoje wpływy polityczne, dawny burmistrz Nowego Jorku – który w wyniku fascynującego i przedziwnego zbiegu okoliczności był również zagorzałym miłośnikiem tenisa – doprowadził do zamknięcia pasów startowych La Guardii na czas trwania turnieju. Tenisowi milionerzy byli mu bardzo wdzięczni. Wyrażając swój głęboki szacunek i podziw, burmistrz David Dinkins odwzajemnił ich wdzięczność, pokazując się na trybunach codziennie podczas trwającego dwa tygodnie turnieju, chyba że – w wyniku kolejnego przedziwnego zbiegu okoliczności – był to akurat rok kolejnych wyborów.

Wieczorne mecze odbywały się na dwóch kortach: Stadium Court i przylegającym do niego Grandstand Court. Myron uważał, że rozgrywki w dzień są o wiele bardziej interesujące. Odbywało się jednocześnie piętnaście lub szesnaście meczów. Można było kręcić się wokół kortów, natrafić na piękny pięciosetowy pojedynek na którymś z bocznych boisk, odkryć wschodzącą gwiazdę, oglądać w blasku słońca pojedynki w grze pojedynczej, w deblu i par mieszanych. Tymczasem wieczorem siedziało się prawie cały czas w jednym miejscu i oglądało mecz przy sztucznym świetle. Podczas pierwszych paru dni turnieju Open zwykle był to mecz, w którym któryś z czołowych zawodników roznosił w pył pretendenta.

Myron zostawił samochód na parkingu przed stadionem Shea i przeszedł po kładce dla pieszych nad torami. Ktoś rozstawił stoisko z pistoletem radarowym, za pomocą którego kibice mogli mierzyć prędkość swoich serwów. Interes kwitł. Koniki również miały pełne ręce roboty. Tak samo jak faceci sprzedający tanie podkoszulki z napisem „US Open”. Te tandetne podkoszulki sprzedawali po pięć dolarów, podczas gdy podobne na stadionie szły po dwadzieścia pięć. Pozornie prawdziwa okazja. Oczywiście, po pierwszym praniu taki podkoszulek mogła włożyć tylko lalka Barbie, ale co tam…

Pavel Menansi siedział w jednej z lóż zawodników, tej samej, którą kilka godzin wcześniej zajmowali Myron i Win. Była 18:45. Ostatni dzienny mecz właśnie się skończył. Pierwszy wieczorny, w którym miała wystąpić najnowsza protegowana Pavela, czternastoletnia Janet Koffman, miał rozpocząć się dopiero o 19:15. Ludzie kręcili się wokół, wykorzystując przerwę, żeby rozprostować nogi. Myron zauważył sędziego dziennego turnieju.

– Jak leci, panie Bolitar? – zapytał arbiter.

– Świetnie, Bill. Chciałem tylko przywitać się ze znajomym.

– Jasne, nie ma sprawy, proszę wejść.

Myron ruszył schodami w górę. Nagle drogę zastąpił mu mężczyzna w blezerze i czarnych okularach. Mocno zbudowany, miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i ważył co najmniej dziewięćdziesiąt pięć kilo, tak więc był prawie w tej samej kategorii wagowej, co Myron. Starannie przyczesane włosy odsłaniały twarz o miłym uśmiechu, lecz stanowczym wyrazie. Wypiął pierś, zagradzając drogę Myronowi.

– W czym mogę panu pomóc?

Słowa były uprzejme, lecz ton głosu wyraźnie mówił „Spadaj, koleś”. Myron zmierzył go wzrokiem.

– Czy ktoś powiedział panu kiedyś, że wygląda pan jak Jack Lord?

Żadnej reakcji.

– No wie pan – drążył Myron. – Jack Lord. Ten z serialu o Hawajach.

– Będę musiał pana prosić o opuszczenie trybuny.

– To nie jest zniewaga. Wielu ludzi uważa Jacka Lorda za bardzo przystojnego faceta.

– Proszę pana, po raz ostatni uprzejmie pana proszę.

Myron uważnie przyglądał się jego twarzy.

– Ma pan nawet ten kwaśny uśmiech Jacka Lorda. Pamięta pan?

Myron zademonstrował ten uśmiech na wypadek, gdyby tamten nigdy nie oglądał serialu. Osiłkowi zadrgały mięśnie policzka.

– W porządku, koleś, już cię tu nie ma.

– Ja tylko chciałem zamienić kilka słów z panem Menansim.

– Obawiam się, że to w tej chwili jest niemożliwe.

– Och, w porządku. – Myron podniósł głos. – Zatem powiedz panu Menansiemu, że agent Duane’a Richwooda chciał omówić z nim pewną ważną sprawę. Skoro jednak nie jest tym zainteresowany, pójdę z tym gdzie indziej.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: