Przerwał mu nagły wybuch skrzekliwego jazgotu i pohukiwań. Trzej Detektywi spojrzeli pytająco na swego przewodnika.
– To małpy i sowy – wyjaśnił Mike. – W północno-wschodniej części mamy także terrarium dla węży. Nie wydają żadnych dźwięków, ale trzymamy je w najodleglejszym zakątku, gdyż najtrudniej je znaleźć, w razie gdyby się któreś wymknęły. Jest tam niezła kolekcja grzechotników, południowoamerykański jadowity wąż i duży królewski wąż.
– Jak daleko jesteśmy od domu, Mike? – zapytał Jupe, wpatrując się w mroczną dżunglę za nimi.
– Około pięciuset metrów. Ten stok kończy się ogrodzeniem, za…
– Czekaj! – przerwał Mike'owi Pete.
– Co to?
Przystanęli nasłuchując. Miarowy, zgrzytliwy stukot roznosił się wokół echem. Narastał, jakby zbliżał się do nich. Wtem zawtórował mu inny dźwięk. Początkowo był to niski jęk, ale wznosił się coraz wyżej, aż przeszedł w uporczywy pisk.
– Nie podoba mi się to – powiedział Pete schrypniętym głosem. – Może powinniśmy zawrócić?
Jupiter słuchał pełen lęku, ale równocześnie był zaintrygowany.
– Ten dźwięk… To jak… – szukał odpowiedniego określenia, a pisk był coraz bardziej ogłuszający. Zdawał się być wszędzie, otaczać ich.
– lii – ooo – iii! lii – ooo – iii!
– Zabierajmy się stąd! – krzyknął Bob.
Trzej Detektywi zawrócili na pięcie i rzucili się do ucieczki.
– Czekajcie! – zawołał Mike i wybuchnął śmiechem.
Zatrzymali się zdumieni.
– Nie ma się czego bać! – wołał Mike. – To tylko rozdrabniarka metali!