ROZDZIAŁ 10. W ciemnościach wieczoru
Jupiter potrząsnął głową.
– Hank Morton mógł biec przez dżunglę z rozmaitych powodów. To wcale nie jest dowód, że wypuścił goryla. Może przyjdzie nam coś do głowy, kiedy obejrzymy klatkę.
– Dobra, chłopaki, jesteście detektywami. Może uda wam się coś odkryć. – Mike ruszył przodem na wzgórze. – A gdzie ten rolls-royce, którym mieliście przyjechać?
– Został poniżej wzgórza – odparł Bob. – Worthington przywykł już do długiego czekania.
Mike roześmiał się.
Doszli do małej polany koło domu. Wszystkie okna jarzyły się światłami, rozpraszając częściowo mrok. Chłopcy zobaczyli na polanie dużą, pustą klatkę.
– Przesyłkę dostarczono zaraz po waszym odjeździe. Tym razem były to dwie klatki i…
– Dwie klatki? – przerwał Mike'owi Jupe. W tym momencie rozległo się długie, ostre warknięcie i Jupe podskoczył przerażony. Bob i Pete cofnęli się.
– Rany, co to było? – jęknął Bob.
Mike skierował światło latarki na tonący w mroku narożnik domu,
– Chyba powinienem był was uprzedzić – powiedział. – Popatrzcie. Czyż to nie piękność?
Pod odległym o jakieś sześć metrów narożnikiem domu stała druga klatka i majaczył w niej jakiś niewyraźny kształt. Wydał ponowne warknięcie, gdy zbliżyli się ostrożnie.
– To czarna pantera. Jak wam się podoba?
Spoza grubych, żelaznych prętów wpatrywały się w nich szeroko otwarte, żółte oczy. Zrobili krok naprzód i pantera z sykiem otworzyła paszczę, pokazując długie ostre zęby. Chłopcy cofnęli się pospiesznie.
Bob przełknął głośno ślinę.
– Bardzo mi się podoba, zwłaszcza dobrze zamknięta w klatce.
– O rany, co za muskuły! – powiedział Pete. – Gdyby się ktoś pytał, to dla mnie pantera wygląda dużo groźniej od staruszka George'a.
Jakby w odpowiedzi na jego słowa, pantera rzuciła się z impetem na kraty, warcząc. Chłopcy cofnęli się jeszcze o krok, nie odrywając oczu od czarnego kota.
– To by była dopiero walka – powiedział Mike – pantera z lwem. Taka pantera to już właściwie lampart. Atakuje jak błyskawica. Ma pazury równie ostre jak zęby. Ale nie daj się zwieść, Pete, ociężałości George'a i jego łagodnemu zachowaniu. To jednak lew, i to potężny. Waży ponad dwieście kilogramów. Jest po prostu zbyt duży i silny w porównaniu z panterą. Nie słyszałem jeszcze, żeby pantera pokonała lwa. Czasem udawało się tego dokonać tygrysowi.
Pantera krążyła niespokojnie po klatce. Chłopcy patrzyli na nią zafascynowani.
– Do pewnego stopnia zgadzam się z Pete'em – odezwał się Bob. – W porównaniu z lwem to maleństwo wygląda groźniej i niebezpieczniej. Co sądzisz, Jupe? Jupe? – powtórzył rozglądając się wokół.
Pierwszy Detektyw stał przy pustej klatce goryla. Przywołał ich skinieniem ręki.
– O co chodzi, Jupe? – zapytał Bob.
– Ktoś manipulował przy tej klatce. Nie wiem, czy to Mank Morton pomógł gorylowi uciec, ale ktoś to zrobił na pewno.
– Skąd wiesz? – spytał Pete.
Jupe wskazał klatkę dramatycznym gestem.
– Widzicie? W tym miejscu usunięto jeden pręt. Dwa sąsiednie są wygięte. Pręty są osadzone co mniej więcej piętnaście centymetrów. Usunięcie jednego dało gorylowi możność wygięcia sąsiednich i wydostania się. Mówiłeś, Mike, że jest duży. Jak duży?
– Nie jest zupełnie dorosły, ale dość duży. Mniej więcej naszego wzrostu. Ale nie o wielkość tu chodzi. Goryl jest dwa razy silniejszy od dorosłego mężczyzny.
– Skąd on pochodzi? – zapytał Jupe.
– Z Rwandy, w Afryce Środkowej. Spodziewaliśmy się młodego goryla. Czekaliśmy na niego od dawna. Wujek Cal polował na niego w Rwandzie, Kongo i Ugandzie, w górach zamieszkanych przez goryle. Wreszcie dał nam znać z Rwandy, że schwytał go, ale ma trudności z wysłaniem go z Afryki. Goryle należą do ginących gatunków. Niewiele ich już zostało i tylko ogrody zoologiczne i naukowcy mogą uzyskać zezwolenie na wywóz ich z kraju. Calowi zajęło sporo czasu przekonanie władz, że park-dżungla jest rodzajem zoo.
– Nie było więc prościej postarać się o inny gatunek goryla? – zapytał Pete.
– Na goryle nizinne jest również embargo. Nie wiem zresztą, jakiego gatunku jest goryl, którego nam w końcu przystał Cal.
– To młody goryl górski – usłyszeli czyjś głos. Po chwili w krąg światła wszedł Jim Hall i przywitał się z chłopcami. Jego pokryta kurzem twarz nosiła oznaki zmęczenia.
– Znaleźliście go? – zapytał Mike.
Jim potrząsnął głową.
– Właśnie doniesiono mi, że widziano go w kanionie. Chciałem sprawdzić, czy tu wszystko w porządku, nim tam pojadę.
– Jak tam pan Eastland? – zapytał Jupe. – Czy George rzeczywiście zaatakował Rocka Randalla?
– Bzdury! – zaśmiał się cierpko Jim Hall. – Prawdopodobnie Randall wdał się w jakąś bójkę i upadł na kamienie, których pełno na planie filmowym. Był pokaleczony i pokrwawiony i istotnie wyglądał jak poturbowany przez lwa. Ale doktor, który go badał, orzekł, że skaleczenia nie mogły być zadane przez zwierzę. Tak więc uniknęliśmy kłopotów, by zaraz wpaść w następne. Cieszę się, że tu jesteście, chłopcy. Jak widzicie, pan Hitchcock nie przesadzał. Nie brak kłopotów w parku-dżungli.
Rozległy się nawoływania. Jim Hall machnął ręką.
– Przepraszam was, chłopcy, ale muszę już iść. Trzeba schwytać goryla nim coś się stanie.
– Jakby się tak na niego napatoczyć, czy może być niebezpieczny? – zapytał Pete.
– Pewnie jest wystraszony tym całym zamieszaniem. Gdybyś przypadkiem wpadł na niego, nie przejmuj się. Po prostu zejdź mu z drogi.
– Co? – zdumiał się Bob. – Wpaść na goryla twarzą w twarz i nie przejmować się? Jak to zrobić?
Jim Hall roześmiał się.
– Goryle prawie nigdy nie zachowują się agresywnie. Och, krzyczą, udają, że nacierają, ale to blef. Starają się tak odstraszyć każdego, w kim widzą zagrożenie. Z natury to spokojne zwierzęta, nie wadzące nikomu. Dla przykładu: dzielą żerowiska ze słoniami i nigdy nie dochodzi do konfliktów między nimi.
– Jak to możliwe? – zapytał Bob.
Pan Hall wzruszył ramionami.
– Po prostu ignorują się nawzajem.
Zatrąbił klakson samochodu i Jim spojrzał na zegarek.
– To Dawson – skinął im na pożegnanie i odszedł.
Zobaczyli go jeszcze, gdy przejeżdżał koło nich otwartym jeepem. Obok niego siedział szczupły, wąsaty weterynarz ze strzelbą w rękach. Mike uśmiechnął się.
– Wiedziałem, że poczciwy Dawson przyjdzie z pomocą. On ma bzika na punkcie zwierząt.
– Jeśli tak kocha zwierzęta, po co mu strzelba? – zauważył Pete.
– To specjalna strzelba – powiedział Mike. – Wystrzeliwuje naboje ze środkiem usypiającym.
– Teraz już na pewno znajdą goryla – odezwał się Jupiter. – Proponuję rozejrzeć się tymczasem po okolicy. Może uda nam się odkryć, co stoi za tymi dziwnymi ucieczkami zwierząt, najpierw George'a i teraz goryla.
– Z George'em na razie wszystko w porządku – powiedział Mike. – Doktor zaaplikował mu zastrzyk przeciwtężcowy i środek uspokajający. Śpi teraz w domu. Dawson opatrzył mu ranę i George będzie mógł stawić się rano przed kamerą.
– Czy George też ma klatkę? – zapytał Jupiter.
– Nie. Pozbyliśmy się jego klatki ponad miesiąc temu. Śpi z nami w domu. Ma swój pokój, ale woli być z Jimem.
– Mówiłeś, że ktoś go musiał wypuścić z domu. Czy to się nie może powtórzyć?
Mike wyjął z kieszeni klucz.
– Tym razem dom jest dobrze zamknięty i tylko Jim i ja mamy klucze.
– Mówiłeś, Mike, że George robi się niespokojny wieczorem – powiedział Jupe po namyśle. – Może dobrze byłoby obejść najbliższe otoczenie domu i tam próbować znaleźć przyczyny jego nerwowości.
– Dobry pomysł – zgodził się Mike. – Jak widzicie, dom stoi na polanie, wieńczącej wzgórze. Ta szopa jest na narzędzia i drewno na opał. Mogłaby służyć jako garaż, ale Jim parkuje na dworze. Droga u stóp wzgórza prowadzi na północ i krzyżuje się z wieloma innymi drogami.
Oprowadził chłopców wokół domu. Cisza zaległa teraz okolicę, a na bezchmurne niebo wzeszedł księżyc.
Wrócili na miejsce, gdzie stały klatki. Pantera leżała spokojnie, uderzając miarowo długim ogonem i patrząc na nich smutno.
Ruszyli następnie w dół wzgórza, w głąb dżungli.
– Po drodze powiem wam, jak rozplanowany Jest park-dżungla – mówił Mike, prowadząc Trzech Detektywów. – Następnym razem dacie sobie tu radę beze mnie.
– Jak duży jest ten park? – zapytał Bob. – Wydaje mi się tak rozległy, że czuję się zupełnie zagubiony.
– Ma około stu akrów i kształt rombu – odparł Mike. – To dużo, ale nigdy nie mieliśmy problemów z utrzymaniem nad wszystkim kontroli.
– A gdzie kręci film Jay Eastland? – zapytał Pete.
– Stąd na północ, około pięciu minut drogi samochodem. My idziemy teraz na wschód, wprost do najbliższego ogrodzenia.
Schodzili stromo w dół, ścieżką wijącą się wśród zarośli, skał i rozpadlin. Przesączające się przez konary drzew światło księżyca kładło jasne łaty na ich drodze.
– Kanion, w którym widziano goryla, jest też chyba na północ? – zapytał Bob. – Tam jechał twój wujek.
– Tak, ale potem musiał skręcić w inną drogę. Kanion położony jest na północny zachód, o piętnaście minut drogi. Poniżej rozciąga się kilka akrów terenu przypominającego afrykański step. Płaski i trawiasty. Tam znajdują się słonie. Teren jest otoczony fosą, poza którą nie mogą wyjść. Ale słychać je – Mike uśmiechnął się. – Lubię ich trąbienie.
– Teraz, gdy wiem, że nie mogą stamtąd wyjść, też je polubiłem – powiedział Pete.
– W przeciwnej stronie, daleko na zachód – kontynuował Mike – znajduje się nasza główna atrakcja dla turystów. W zasadzie główną atrakcją powinna być dżungla i zwierzęta, ale okazało się, że większość turystów ściąga tu tak zwany Dziki Zachód. Zbudowano tam osiedle pierwszych osadników, rzekomy cmentarz i wymarłe miasto. Dla dzieci jest przejażdżka dyliżansem. Obok tego obiektu trzymamy konie.
Wejście do parku jest na południu i całą tę część stanowi dżungla. Pośrodku znajduje się jezioro i za nim dalej na północ rozciąga się dżungla. Tam kręci swój film Eastland. Na północnym krańcu park otaczają góry, z jedną głęboką przepaścią. Wykorzystywano ją w wielu filmach. Na przykład bohater spadał ze skalnej ściany. W tamtej części znajduje się też lecznica Dawsona.