Maksym Rudin pochylił się nad stolikiem kawowym, na którym leżał rosyjski przekład odpowiedzi prezydenta Matthewsa dostarczonej przez ambasadora Donaldsona, i popatrzył badawczo na swoich trzech gości. Za oknami była już noc, a i w prywatnym apartamencie Rudina w północnej części kremlowskiego Arsenału panował, zgodnie z upodobaniami gospodarza, głęboki półmrok.
– To szantaż! – zawołał ze złością Pietrow. – Obrzydliwy szantaż.
– Oczywiście – mruknął Rudin. – A czego oczekiwałeś? Wyrazów sympatii?
– Czuję w tym robotę Poklewskiego – włączył się Ryków. – Ale to na pewno nie jest ostatnia odpowiedź Matthewsa. Ich Kondory i nasza oferta zakupu pięćdziesięciu pięciu milionów ton z pewnością powiedziały im wszystko o naszej sytuacji.
– A więc będą jednak negocjować? – spytał Iwanienko.
– O tak, w końcu zgodzą się na rozmowy – odparł Ryków. – Ale będą zwlekać, najdłużej jak się da, będą wykręcać kota ogonem, będą czekać, aż głód stanie się dotkliwy. Wtedy sprzedadzą nam to zboże… na upokarzających warunkach.
– Mam nadzieję, że nie będą zbyt upokarzające – mruknął Iwanienko. – Chodzi mi przede wszystkim o to, że mamy w Biurze przewagę zaledwie jednego głosu…
– Dla mnie to też jest największy problem – przerwał mu Rudin. – Prędzej czy później będę musiał wysłać Dymitra Rykowa na negocjacje. Będzie tam walczył o nasze interesy… a ja nie mam niestety żadnych istotnych argumentów.
31 sierpnia Drake odleciał z Londynu do Aten, by zaokrętować się na statku płynącym do Odessy. Tego samego dnia mała furgonetka, przekształcona w dwułóżkowy domek na kółkach, jakiego zwykli używać studenci w czasie wakacji po Europie, ruszyła z Londynu do Dover, pokonała na pokładzie promu Kanał i przez Francję pojechała na południe, w kierunku Aten. Pod podłogą była ukryta cała broń, amunicja i noktowizor. Pomyślną okolicznością było to, że główny obiekt zainteresowania współczesnych celników – narkotyki – wędruje niemal zawsze w przeciwnym kierunku, z Bałkanów do Francji i Anglii. Toteż kontrola celna furgonetki w Dover i Calais była raczej pobieżna.
Za kierownicą siedział Azarnat Krim – ze swym kanadyjskim paszportem i międzynarodowym prawem jazdy. Obok niego, z nowymi, choć nie całkiem legalnie zdobytymi dokumentami brytyjskimi, jechał Myrosław Kamynski.