— Nie, nie wrócisz. Co robiłabyś po treningach w stanie nieważkości? Twoja praca badawcza, twoje laboratorium, twój zespół, wszystko jest tutaj.
— Zacznę od nowa i zbuduję nowy zespół.
— A czy Adelia sfinansuje cię w takim stopniu, do jakiego przywykłaś na Ziemi? Oczywiście, że nie. Musisz przyznać, że Ziemia nie oszczędza na tobie — dostajesz to, co chcesz. Czy nie mam racji?
— Czy nie masz racji? Zdrajca! Nie powiedziałeś mi, że Ziemia ma hiperwspomaganie. Nie powiedziałeś mi także o odkryciu Sąsiedniej Gwiazdy. Pozwoliłeś mi wymądrzać się o nieprzydatności Sondy Rotora i nigdy nawet słowem nie wspomniałeś, że znaleźli coś innego oprócz paru paralaks. Siedziałeś tam i wyśmiewałeś się ze mnie jak bezduszny bandyta, którym jesteś.
— Powiedziałbym ci, Tesso, ale co by się stało, gdybyś nie zechciała przylecieć na Ziemię? Nie mogłem zdradzać cudzych tajemnic.
— A gdy już byłam na Ziemi?
— Gdy tylko zabrałaś się do pracy, do rzeczywistej pracy, powiedzieliśmy ci.
— Oni mi powiedzieli i wyszłam na zaskoczoną idiotkę. Mogłeś chociaż wspomnieć o tym i nie robić ze mnie kompletnej kretynki. Powinnam cię zabić, ale nie mogłam. Jesteś jak narkotyk i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. A co najgorsze, wiesz o tym, wiedziałeś już, gdy tak bezdusznie uwiodłeś mnie i zmusiłeś do przyjazdu na Ziemię.
Tessa bardzo lubiła prowadzić tę nie kończąca się grę, a Fisher znał swoja rolę.
— Uwiodłem cię? Sama tego chciałaś. Sama powiedziałaś, że jest to konieczne.
— Kłamca. Zmusiłeś mnie do tego. To był gwałt, perwersyjny, zboczony gwałt. Bez przerwy mnie gwałcisz. Teraz też tego chcesz — widzę to po twoich obleśnych, pożądliwych oczach.
Od dawna już nie grali w ten sposób. Fisher wiedział, że zdarza się to wtedy, gdy Tessa zadowolona jest z wyniku swojej pracy.
Gdy było już po wszystkim, zapytał:
— Postępy?
— Tak. tak chyba można to określić — oddychała ciężko.
— Jutro zorganizujemy pokaz dla twojego starożytnego, rozkładającego się Ziemianina, Tanayamy. Bezlitośnie domaga się tego.
— Tak, to bezlitosny facet.
— To głupi facet. Myślałam, że nawet społeczeństwo analfabetów wie coś niecoś na temat nauki, a przynajmniej jak się do niej zabrać. A oni dają ci kredyt w wysokości miliona rankiem, a wieczorem oczekują wyników. Mogliby chociaż zaczekać do następnego ranka i pozwolić popracować w nocy. Czy wiesz, co mi powiedział ostatnim razem, gdy się z nim widziałam, wtedy, gdy poinformowałam go, że być może będziemy mogli mu się pokazać?
— Nie, nie wiem. Nie wspominałaś o tym.
— Napierw powiem ci, co powinien był powiedzieć: „To wspaniale, że w przeciągu trzech lat udało wam się opracować coś tak niezwykłego i bezprecedensowego. Zasługujecie na olbrzymią nagrodę, a nasza wdzięczność dla was jest trudna do opisania”. Tak właśnie powinien powiedzieć.
— Nie, nawet gdybyś mu groziła śmiercią, nie zdobyłby się na takie słowa. A co powiedział naprawdę?
— Brzmiało to tak: „A więc w końcu coś wreszcie macie po całych trzech latach. Jak jeszcze długo mam żyć? Czy myślicie, że popieram was, płacę wam i karmię armie asystentów i robotników po to, byście wyprodukowali coś po mojej śmierci? Gdy już nic mi z tego nie przyjdzie?” Tak właśnie powiedział. A ja powiem ci teraz, że z chęcią odwlekłabym pokaz i poczekała aż umrze, to tak, dla własnej satysfakcji. Jednak praca jest ważniejsza.
— Czy naprawdę macie coś, co go zadowoli?
— Tylko lot superluminalny. Prawdziwa szybkość superiuminalna, nie jakieś bzdury z hiperwspomaganiem. Mamy coś, co otworzy nam drzwi do Wszechświata.
Miejsce, gdzie pracował zespół badawczy Tessy Anity Wendei z zamiarem wstrząśnięcia posadami Wszechświata, przygotowane zanim jeszcze Tessa zgodziła się przybyć na Ziemię. Kompleks na naukowy usytuowano w trudno dostępnym dla postronnych paśmie górskim. Tuż obok powstało prawdziwe miasto dla pracowników. I tutaj właśnie zjawił się Tanayama, siedzący obecnie w swoim zmotoryzowanym fotelu. Tylko jego oczy zachowały młodzieńcza żywotność i dyrektor rzucał szybkie spojrzenia to tu, to tam zza swoich wąskich powiek. Tanayama nie był oczywiście najważniejszą postacią w ziemskim rządzie, nie był nawet najważniejszy pośród obecnych, z pewnością był jednak główną siłą napędową całego projektu i wszyscy automatycznie ustępowali mu miejsca. Jedynie Wendel nie chciała być gorsza. Tanayama mówił zgrzytliwym szeptem:
— I co mi pani pokaże, pani doktor? Statek? W zasięgu wzroku nie było żadnego statku.
— Nie, dyrektorze — odpowiedziała Tessa. — Daleko nam jeszcze do statków. Będzie to tylko pokaz, ale zapewniam pana, że bardzo ekscytujący. Zobaczy pan pierwszą publiczną demonstrację prawdziwego lotu superluminalnego, czegoś, co znacznie przewyższa hiperwspomaganie.
— W jaki sposób to zobaczę?
— Wydawało mi się, dyrektorze, że poinformowano pana o tym wcześniej.
Tanayama zakaszlał straszliwie i przez chwilę łapał oddech.
— Próbowali mi coś powiedzieć — wykrztusił wreszcie — ale ja chcę usłyszeć wszystko od pani.
Spoglądał na nią ostro i jednocześnie nieszczęśliwie.
— Pani tu dowodzi — dodał. — To pani projekt i proszę mi go objaśnić.
— Nie mogę wyjaśniać panu teorii, zajęłoby to zbyt dużo czasu Zmęczyłby się pan, dyrektorze.
— Nie chcę żadnej teorii. Chcę wiedzieć, co zobaczę.
— Zobaczy pan dwa stożkowate, szklane pojemniki. Obydwa wypełnione są próżnią.
— Dlaczego akurat próżnią?
— Lot superiuminalny może rozpocząć się wyłącznie w próżni, dyrektorze. W innym wypadku obiekt mający poruszać się szybciej od światła ciągnąłby za sobą materię, a to zwiększyłoby wydatki energetyczne i zmniejszyło możliwości obiektu. Lot musi także zakończyć się w próżni, ponieważ mogłoby dojść do katastrofy ze względu…
— Zapomnijmy o tym „ze względu”. Jeśli ten pani lot superluminalny musi zacząć się i zakończyć w próżni, w jaki sposób będziemy mogli z niego korzystać?
— Na początku konieczne jest przeniesienie się w kosmos za pomocą zwykłego lotu, a potem wykonuje się skok do hiperprzestrzeni i pozostaje się w niej. Dolatuje się do wybranego miejsca i wchodzi się do zwykłej przestrzeni, po czym ląduje się znów normalnie.
— Na to potrzeba czasu.
— Na wszystko potrzeba czasu, nawet na loty superluminalne. Jeśli jednak będziemy mogli się przenieść z Układu Słonecznego do gwiazdy odległej o czterdzieści lat świetlnych w czterdzieści dni zamiast czterdziestu lat, to wydaje mi się, że niewdzięcznością byłoby narzekanie na czas.
— W porządku. Ma pani te dwa szklane pojemniki i co dalej?
— Są to projekcje holograficzne. W rzeczywistości pojemniki te znajdują się w odległości trzech tysięcy kilometrów od siebie — mierząc poprzez skorupę ziemską. Umieszczone są w schronach. Gdyby z jednego do drugiego pojemnika puścić promień świetlny — oczywiście poprzez próżnię — to promień ten podróżowałby 1/1000 sekundy, czyli jedną milisekundę. My, ze zrozumiałych i względów, nie będziemy używać światła. W pojemniku po lewej stronie, w samym jego środku, wisi maleńka kula podtrzymywana silnym polem magnetycznym. Kula ta jest w rzeczywistości niewielkim silnikiem hiperatomowym. Widzi ją pan, dyrektorze?
— Coś tam widzę — odpowiedział Tanayama. — Czy to jest wszystko, co macie?
— Jeśli przyjrzy się pan dokładnie tej kuli, zobaczy pan, że za chwilę zniknie. Odliczanie już się rozpoczęło.
Wszyscy powtarzali szeptem kolejne cyfry odliczania. Przy zerze kula zniknęła z jednego pojemnika i pojawiła się w drugim.
— Proszę pamiętać — powiedziała Tessa — że w rzeczywistości pojemniki oddalone są od siebie o trzy tysiące kilometrów. Mechanizm pomiarowy wykazuje, że od momentu zniknięcia do momentu pojawienia się kuli w drugim pojemniku upłynęło nieco ponad dziesięć mikrosekund, co oznacza, że przelot odbył się z szybkością sto razy większą od prędkości światła.
Tanayama spojrzał na Tessę.
— Skąd mogę wiedzieć? Cała rzecz mogła być sztuczką pomyślaną tak, aby oszukać starego, łatwowiernego człowieka.