— Dlaczego mówi mi pan to wszystko, dyrektorze?
— Ponieważ wiemy, że masz na nią duży wpływ. Możesz nią pokierować, jeśli będziesz wystarczająco silny.
— Chyba przecenia pan moje możliwości, dyrektorze.
— Z pewnością nie. Ciebie również badano i doskonale wiemy, jak bardzo przywiązana jest do ciebie nasza dobra pani doktor — bardziej niż może ci się wydawać. Wiemy także, że jesteś lojalnym synem Ziemi. Mogłeś odlecieć z Rotorem, zostać z żoną i córką, lecz wróciłeś na Ziemię kosztem utraty rodziny. Co więcej wróciłeś na Ziemię zdając sobie sprawę, że mój poprzednik Tanayama uzna twoją misję za fiasko, ponieważ nie przywiozłeś ze sobą żadnych materiałów na temat hiperwspomagania, i że twoja kariera legnie w gruzach. Wierzę, że mogę ci zaufać w nadzorowaniu doktor Wendel, wierzę, że sprowadzisz ją na Ziemię tak szybko, jak to będzie możliwe, i że tym razem przywieziesz potrzebne informacje.
— Spróbuję, dyrektorze.
— Mówisz tak, jakbyś w to nie wierzył — powiedział Koropatsky. — Zrozum, proszę, znaczenie tego, do czego cię zobowiązuję. Musimy wiedzieć, co robią, czy są silni, jak wygląda planeta. Wiedząc to wszystko, zastanowimy się, co mamy zrobić, czy mamy być silni i do jakiego rodzaju życia musimy się przygotować. Ponieważ, Fisher, musimy mieć planetę i musimy ją mieć już teraz. I nie mamy wyboru, jak tylko zabrać planetę Rotora.
— Jeśli istnieje — powiedział szorstko Fisher.
— Lepiej, żeby tak było — odpowiedział Koropatsky — bo od tego zależy przetrwanie Ziemi.
Rozdział 27
ŻYCIE
Siever Genarr otworzył oczy i zamrugał, reagując na światło. Początkowo nie mógł rozróżnić kształtów znajdujących się w jego polu widzenia.
Po chwili jednak obraz nabrał ostrości. Genarr rozpoznał Ranay D’Aubisson, naczelnego neurologa Kopuły.
— Marlena? — zapytał słabym głosem. D’Aubisson spojrzała poważnie na Sievera.
— Nic jej nie jest. W tej chwili martwię się o ciebie. Poczuł strach i postanowił zdusić go w zarodku za pomocą czarnego humoru.
— Musi być ze mną gorzej, niż przypuszczam, jeśli moimi przypuszczeniami rządzi anioł Plagi.
D’Aubisson nie odpowiedziała. Genarr zapytał wprost:
— Czy tak?
Jej twarz ożyła. Ranay D’Aubisson była wysoką, niezbyt ładną kobietą. Gdy pochyliła się nad nim. dostrzegł głębokie zmarszczki wokół jej świdrujących, niebieskich oczu, wpatrujących się w niego z bliska.
— Jak się czujesz? — zapytała tak, jak gdyby nie usłyszała jego poprzedniego pytania.
— Jestem zmęczony. Bardzo zmęczony. Poza tym w porządku. tak mi się wydaje? — podniósł głos, chcąc dać jej do zrozumnienia, że ponawia pytanie.
— Spałeś przez pięć godzin — powiedziała wymijająco. Genarr jęknął.
— Mimo to jestem zmęczony. I muszę iść do łazienki — zaczął się podnosić.
D’Aubisson dala ręką znak i do łóżka podszedł szybko młody człowiek. Z respektem chwycił Genarra pod pachy, lecz natychmiast został odepchnięty.
— Pozwól sobie pomóc — powiedziała D’Aubisson. — Nie postawiliśmy jeszcze diagnozy.
Po dziesięciu minutach Genarr był z powrotem w łóżku.
— Nie ma jeszcze diagnozy? — zapytał ponuro. — Zrobiliście badanie mózgu?
— Oczywiście. Natychmiast.
— I co?
Wzruszyła ramionami.
— Nie znaleźliśmy niczego istotnego. Byłeś pogrążony we śnie. Teraz, po przebudzeniu, zrobimy ci jeszcze jedno badanie. Musimy także zatrzymać cię na obserwacji.
— Po co? Czy badanie mózgu nie wystarczy? Uniosła siwe brwi.
— Sądzisz, że wystarczy?
— Skończmy tę zabawę. Do czego zmierzasz? Powiedz mi to prosto z mostu. Nie jestem dzieckiem.
D’Aubisson westchnęła.
— Przypadki Plagi, jakie mieliśmy do tej pory wykazywały ciekawe zmiany podczas badania mózgu, nigdy jednak nie udawało nam się porównać tych zmian ze standardem sprzed stanu chorobowego, ponieważ żaden z chorych nie był poddany badaniom przed zachorowaniem. Zanim udało nam się opracować powszechny program badań dla całej populacji Kopuły, Plaga cofnęła się. Wiedziałeś o tym?
— Nie próbuj złapać mnie w pułapkę — powiedział rozdrażniony Genarr. — Oczywiście, że wiedziałem. Myślisz, że straciłem pamięć? Domyślam się — widzisz, potrafię jeszcze domyślać się — że porównując wyniki moich wcześniejszych badań z obecnymi nie znaleźliście nic istotnego. Mam rację?
— Rzeczywiście trudno doszukać się jakichś poważnych różnic, ale równie dobrze możemy mieć do czynienia z sytuacją podkrytyczną.
— Ale nie znaleźliście niczego?
— Mogliśmy przeoczyć jakąś subtelną zmianę, tym bardziej, że nie wiemy, czego szukamy. Straciłeś przytomność — a to nie zdarzało ci się do tej pory, dowódco.
— Zróbcie więc następne badanie i jeśli rzeczywiście zmiany są tak subtelne, jak twierdzisz, to mogę chyba z nimi żyć. Powiedz mi teraz, co z Marlena? Jesteś pewna, że nic jej nie jest?
— Na to wygląda, dowódco. W przeciwieństwie do ciebie, jej zachowanie nie odbiega od normy. Nie straciła przytomności.
— Jest w Kopule?
— Tak. Sama przyprowadziła ciebie, zanim straciłeś przytomność. Nie pamiętasz?
Genarr zaczerwienił się i wymamrotał coś pod nosem.
— Chciałabym wiedzieć dokładnie, co pamiętasz? — powiedziała z sardonicznym uśmieszkiem D’Aubisson. — Powiedz mi wszystko, dowódco. To może być ważne.
Genarr poczuł niepokój. Usiłował sobie przypomnieć, co zaszło. Wszystko wydawało mu się bardzo odległe, niewyraźne jak sen.
— Marlena zdejmowała skafander. Tak?
— Zgadza się. Wróciła bez skafandra. Musieliśmy wysłać kogoś, by przyniósł go do Kopuły.
— Chciałem ją powstrzymać. Widziałem, co robi. Usłyszałem w słuchawkach krzyk Insygny i to mnie zaalarmowało. Marlena stała w pewnej odległości ode mnie, nad strumieniem. Chciałem krzyknąć do niej, ale na skutek szoku nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Chciałem dostać się do niej, próbowałem… próbowałem…
— Podbiec — pomogła mu D’Aubisson.
— Tak, ale… ale…
— Stwierdziłeś, że nie możesz biec. Poczułeś się sparaliżowany. Mam rację?
Genarr kiwnął głową.
— Tak. Czułem się tak jakoś… Chciałem biec, ale… Miałaś kiedyś taki sen, taki koszmar, że ktoś cię goni, a ty w żaden sposób nie możesz oderwać nóg od ziemi?
— Tak. Wszyscy miewamy takie koszmary. Zazwyczaj wtedy, gdy nasze nogi i ręce zapłaczą się w pościeli.
— To było jak sen. W końcu udało mi się odzyskać głos. Krzyknąłem do niej, ale bez skafandra nie mogła mnie usłyszeć.
— Było ci słabo?
— Nie, chyba nie. Czułem się jedynie bezsilny i nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem biec. I wtedy Martena zobaczyła, co się dzieje, podbiegła do mnie. Zorientowała się chyba, że mam kłopoty.
— Ona nie miała żadnych problemów z poruszaniem się. Czy tak?
— Nie, o ile wiem, to nie. Dostała się jakoś do mnie. A potem… Mówiąc uczciwie, Ranay. nie pamiętam, co było potem.
— Wróciliście razem do Kopuły — powiedziała spokojnie D’Aubisson. — Ona pomogła ci utrzymać się na nogach. Tutaj na miejscu straciłeś przytomność. Resztę już znasz.
— Myślisz, że to jest Plaga?
— Myślę, że doświadczyłeś czegoś nienormalnego. Jednak twoje wyniki są w porządku, dlatego jestem bardzo zdziwiona. To wszystko.
— To na pewno szok spowodowany pewnym potencjalnym zagrożeniem Marleny. Po co miałaby zdejmować skafander, jeśli… — przerwał gwałtownie.
— Jeśli nie z powodu Plagi? To chciałeś powiedzieć?
— Coś w tym rodzaju.
— Ale nic jej nie jest. Chciałbyś się jeszcze przespać?
— Nie, jestem rozbudzony. Zróbmy to następne badanie mózgu, a ty dopilnuj, żeby wyniki okazały się negatywne, bo czuję się znacznie lepiej. Ulżyło mi. Biorę się do roboty, ty jędzo.
— Nawet jeśli wyniki będą pomyślne, zostaniesz w łóżku przez następne dwadzieścia cztery godziny, dowódco. Obserwacja, rozumiesz?