Zobaczył Kauasza. Ciało Araba było szczupłe, ciemnobrązowe i bardzo skąpo owłosione. Ich oczy spotkały się wśród pary i, niczym kochankowie skrywający przed światem swe uczucie, ruszyli zgodnie obok siebie, nie patrząc jeden na drugiego, do oddzielnej kabiny z łóżkiem.
Borg z ulgą zszedł z publicznego widoku i pragnął jak najszybciej usłyszeć, co Kauasz ma do powiedzenia. Arab włączył mechanizm, który wprawił materac w wibrację. Jego szum był w stanie skutecznie zagłuszyć podsłuch, gdyby ktoś chciał się nim posłużyć. Dwaj mężczyźni stali blisko siebie i mówili przyciszonymi głosami – zażenowany Borg odwrócił się tyłem do Kauasza i musiał do niego mówić przez ramię.
– Mam człowieka w Kattarze – oznajmił Kauasz.
– Formidable – powiedział Borg, wymawiając to po francusku z wielką ulgą. – Twój departament nie jest nawet włączony do tego projektu.
– Mam kuzyna w wywiadzie wojskowym.
– Dobrze. Kim jest ten człowiek w Kattarze?
– Saman Husein, jeden z waszych.
– Dobrze, dobrze, dobrze. Czego się dowiedział.
– Prace konstrukcyjne są ukończone. Mają już budynek na reaktor, blok administracyjny, kwatery dla personelu i pas startowy. Są bardziej zaawansowani niż można to sobie wyobrazić.
– A co z samym reaktorem? Przede wszystkim to się liczy.
– Pracują teraz nad tym. Trudno powiedzieć, ile czasu to zabierze. Ta sprawa wymaga prawdziwie precyzyjnej roboty.
– I sądzą, że sobie z tym poradzą? – zainteresował się Borg. – Myślę o tych wszystkich skomplikowanych systemach kontroli…
– Kontrola nie musi być skomplikowana. Opóźniasz szybkość reakcji jądrowej przez umieszczenie prętów metalowych w stosie atomowym. Ale jest jeszcze inna sprawa. Saman odkrył miejsce, gdzie roi się od Rosjan.
– O, kurwa – powiedział Borg.
– Tak, że teraz, jak się domyślam, będą mieli wszystkie te elektroniczne cacka, których potrzebują.
Borg usiadł na krześle, zapominając o łaźni, wibrującym łóżku i swoim tłustym białym ciele.
– To złe wiadomości – powiedział.
– Gorzej, Dickstein jest spalony…
Borg spojrzał na Kauasza jak rażony piorunem.
– Spalony? – powtórzył jakby nie wiedział, co to słowo znaczy. – Spalony?
– Tak.
Borg czuł na przemian wściekłość i rozpacz.
– Jak to się stało, co zrobił ten… kutas? – powiedział po chwili.
– Został rozpoznany przez naszego agenta w Luksemburgu.
– Co robi teraz?
– To ty powinieneś wiedzieć.
– Dalej.
– Widocznie było to przypadkowe spotkanie. Agent nazywa się Jasif Hasan. To płotka. Pracuje dla banku libańskiego i ma oko na przyjeżdżających Izraelczyków. Oczywiście, naszym ludziom mówi coś nazwisko Dickstein.
– Czy używał prawdziwego nazwiska? – zapytał Borg z niedowierzaniem. Sprawa wyglądała coraz gorzej.
– Nie sądzę – powiedział Kauasz. – Ten Hasan znał go z dawnych czasów.
Borg powoli pokręcił głową.
– Trudno uwierzyć, że jesteśmy narodem wybranym. To dopiero pech.
– Wzięliśmy Dicksteina pod obserwację i poinformowaliśmy o tym Moskwę – ciągnął Kauasz. – Zgubił naszych agentów bardzo szybko, ale Moskwa dołoży większych starań, by go znaleźć.
Borg oparł twarz na dłoniach i gapił się nie widzącym wzrokiem w erotyczny fresk na ścianie. To było niczym ogólnoświatowy spisek zawiązany po to, by pokrzyżować mu plany. Miał ochotę rzucić to wszystko w diabły i wracać do Quebecu, walnąć Dicksteina w łeb tępym narzędziem, obić niewzruszoną, urodziwą twarz Kauasza.
Zrobił rękoma gest, jakby chciał coś od siebie odsunąć.
– Wspaniale – powiedział – Egipcjanie są do przodu ze swoim reaktorem. Rosjanie im pomagają. Dickstein jest spalony. KGB organizuje ludzi, by go inwigilowali. Możemy przegrać ten wyścig, uświadamiasz to sobie? Oni będą mieli bombę atomową, a my nie. Myślisz, że jej użyją? – Chwycił Kauasza za ramiona i trząsł nim. – To twój naród, powiedz mi, czy zrzucą bombę na Izrael? Możesz się założyć o własną dupę, że zrzucą!
– Nie wrzeszcz – powiedział Kauasz spokojnie. Zdjął ręce Borga ze swych ramion. – Jeszcze dużo czasu upłynie, zanim któraś ze stron wygra.
– Tak. – Borg znów się odwrócił.
– Musisz się skontaktować z Dicksteinem i ostrzec go – powiedział Kauasz. – Gdzie on teraz jest?
– Chuj go wie – powiedział Pierre Borg.