– Ach, ty kawalarzu! – zawołał pan Kleks. – Niewiele jednak odbiegłeś od prawdy. Multiflora nie zostanie z twojej łaski królową, będzie jednak matką królowej. Też nieźle. Co zaś do pana Lewkonika, to całe szczęście, że nie schudł, bo straciłby swój największy wdzięk. Przecież on jest rozkoszny z tym swoim brzuszkiem.
– To jeszcze nie wszystko – ciągnął Alojzy. – Powiedziałem też pani Multiflorze, że wynalazłem kleksyczny pobudzacz wzrostu roślin i że dzięki niemu pan Lewkonik wyhodował w Alamakocie krzaki róż wielkości palmy. I to właśnie zainteresowało ją najbardziej. Teraz będzie klops.
Pan Kleks roześmiał się i rzekł ironicznie:
– Mogłeś również dobrze powiedzieć, aby mnie do reszty skompromitować, że pan Lewkonik urósł jak baobab i zrobił się rozłożysty jak drzewo figowe albo że panny Lewkonikówny zamieniły się w żyrafy. Ale twoja fanfaronada już się skończyła, mój Alojzytronie. Dawne czasy nie wrócą.
– Do usług, panie profesorze – powiedział z uśmiechem Alojzy. – Może pan na mnie polegać jak na własnej brodzie!
– A teraz idziemy spać – oświadczył pan Kleks i dziarsko pomaszerował wzdłuż pokładu. Rezeda, spokojna już o los matki, zgodziła się również zejść do kajuty.
– Czeka nas pięć godzin snu – zauważył Weronik. – Dozorca, który musi w nocy otwierać bramę, nigdy nie sypia więcej.
Na posterunku został tylko niezmordowany Pierwszy Admirał Floty.
Tak, dzieło pana Kleksa było naprawdę największym osiągnięciem ludzkiego umysłu.