– Mam się wycofać?
– Co zrobisz, to twoja sprawa.
– Mam się wycofać? – powtórzył z naciskiem Myron.
Kelner przyniósł mrożoną herbatę. Win pociągnął mały łyk, odwrócił wzrok i stuknął palcem wskazującym w podbródek. Był to znak, że zakończył temat. Myron znał przyjaciela na tyle, by go nie naciskać.
– Dla kogo są pozostałe krzesła? – spytał.
– Urabiam dużą żyłę.
– Kroi ci się nowy klient?
– Mnie, prawie na pewno. Czy tobie, bardzo wątpliwe.
– Kto to?
– Tad Crispin.
Myronowi opadła szczęka.
– Jemy obiad z Tadem Crispinem? – spytał.
– Oraz z naszym starym znajomym, Normanem Zuckermanem, i jego najświeższą atrakcyjną młódką.
Norm Zuckerman, właściciel Zoomu, jednej z największych w kraju firm produkujących odzież i obuwie sportowe, należał do osób, które Myron lubił najbardziej.
– Jak dotarłeś do Crispina? Podobno sam załatwia swoje sprawy.
– Owszem, a jednak szuka doradcy finansowego.
Win mimo swoich trzydziestu kilku lat stał się na Wall Street bez mała legendą. Zwrócenie się do niego o usługi nie dziwiło.
– Crispin to bardzo bystry młody człowiek – ciągnął Win. – Niestety, wszystkich agentów uważa za złodziei. O moralności prostytutek uprawiających politykę.
– Prostytutek uprawiających, politykę? Tak się wyraził?
– Nie, sam to wymyśliłem. – Win uśmiechnął się. – Niezłe, co?
– Niezłe.
Myron skinął głową.
– W każdym razie ci z Zoomu lgną do niego jak muchy do miodu. Wprowadzają na grzbiecie młodego Crispina całkiem nową serię kijów i strojów golfowych.
Tad Crispin zajmował drugie miejsce w turnieju, tracąc sporo punktów do Jacka Coldrena. Myron był ciekaw, jak w Zoomie zapatrują się na możliwość, że Coldren spije ich śmietankę. Pewnie nie było im to w smak.
– Co myślisz o dobrym występie Jacka Coldrena? – spytał. – Jesteś zaskoczony?
Win wzruszył ramionami.
– Jackowi zawsze bardzo zależało na zwycięstwach.
– Długo go znasz?
– Tak – odparł Win z chłodem w oczach.
– Znałeś go, kiedy jako świeżo upieczony zawodowiec przegrał na tym polu?
– Tak.
Myron policzył w myślach. Win chodził wtedy do szkoły podstawowej.
– Jack Coldren dał do zrozumienia, że ktoś „dopomógł” mu w przegranej.
Win prychnął.
– Bzdury.
– Bzdury?
– Pamiętasz, co się stało?
– Nie.
– Coldren twierdzi, że jego asystent dał mu przy dołku szesnastym zły kij – odparł Win. – Poprosił go o „żelazną” szóstkę, a ten wręczył mu ponoć ósemkę. Piłka nie doleciała. A konkretnie wylądowała w kamiennym dole. Już się nie pozbierał.
– Ten asystent przyznał się do błędu?
– O ile wiem, nie skomentował zarzutu.
– Co zrobił Jack?
– Wyrzucił go.
– Co się z nim teraz dzieje? – spytał Myron, chwytając nowy trop.
– Nie mam zielonego pojęcia. To się stało przeszło dwadzieścia lat temu, a on nie był młody.
– Pamiętasz, jak się nazywał?
– Nie. Zamykam temat.
Nim Myron zdążył spytać dlaczego, czyjeś dłonie zakryły mu oczy.
– Zgadnij kto? – usłyszał znajomy śpiewny głos. – Dam ci kilka wskazówek: jestem mądry, przystojny i piekielnie utalentowany.
– O rany, gdyby nie ta podpowiedz, wziąłbym cię za Norma Zuckermana – odparł.
– A z tą podpowiedzią?
Myron wzruszył ramionami.
– Gdybyś dodał: „uwielbiany przez kobiety w każdym wieku”, pomyślałbym, że to ja.
Norm Zuckerman roześmiał się serdecznie. Pochylił się i głośno cmoknął Myrona w policzek.
– Jak się masz, meszugener?
– Świetnie, Norm. A ty?
– Fantastycznie, jak pingwin na odlocie.
Zuckerman powitał Wina głośnym „serwus” i entuzjastycznym uściskiem dłoni. Obiadujący popatrzyli na niego z niesmakiem. Lecz ich lodowate spojrzenia nie ostudziły Normana Zuckermana. Nie powstrzymałaby go nawet strzelba na słonie. Myron bardzo go lubił. Oczywiście, że w zachowaniu Norma było wiele aktorstwa. Ale aktorstwa szczerego. Zarażał radością życia. Był czystą energią. Kimś, kto zmusza cię do zastanowienia się nad sobą i pozostawia z uczuciem, że czegoś ci brak.
Norm wypchnął przed siebie młodą kobietę, która stała za nim.
– Pozwólcie, że przedstawię wam Esme Fong – powiedział. – Jedną z moich wiceprezesek do spraw marketingu. Promuje naszą nową serię golfową. Brylant. Ta dziewczyna to brylant czystej wody.
Najwyżej dwudziestopięcioletnia, ocenił Myron. „Atrakcyjna młódka” Esme Fong była Azjatką z leciutką domieszką krwi europejskiej. Filigranowa, z oczami w kształcie migdałów. Włosy długie, jedwabiste, jak czarny wachlarz z kasztanowym połyskiem. Beżowy tradycyjny kostium, białe pończochy. Poważna mina atrakcyjnej młodej kobiety, która boi się, że nie wezmą ją poważnie, bo jest młoda i atrakcyjna.
Skinęła im głową i przysunęła się bliżej.
– Miło mi pana poznać, panie Bolitar – powiedziała rzeczowym tonem, wyciągając rękę. – Miło mi, panie Lockwood.
– Ma silny uścisk, co? – spytał Zuckerman – Po co te wszystkie „pan”? Mów im Myron i Win. Do diaska, toż to prawie rodzina. Owszem, jak na mojego krewniaka Win ma w sobie ciut za dużo z goja. Jego przodkowie przypłynęli tu na „Mayflower”, a większość moich zwiała przed carskimi pogromami na statku towarowym. Ale i tak jesteśmy rodziną, prawda, Win?
– Święta.
– Usiądź, Esme. Twoja powaga działa mi na nerwy. Uśmiechnij się, dobrze? – Zuckerman wyszczerzył się w uśmiechu, wskazał swoje zęby, obrócił się w stronę Myrona i rozpostarł ręce. – Powiedz mi prawdę, Myron. Jak wyglądam?
Przekroczył sześćdziesiątkę. Jego powszedni krzykliwy strój, harmonizujący z osobowością, niemal wcale nie rzucał się w oczy po tym, co Myron zobaczył dziś w klubie. Cerę Norm miał ciemną, kostropatą, zapadłe oczy w czarnych oczodołach, rysy ostre jak na typowego Semitę przystało, a brodę i włosy długie i dość rozczochrane.
– Wyglądasz jak Jerry Rubin na procesie Chicagowskiej Siódemki – odparł Myron.
– Tak właśnie chciałem wyglądać. Retro. Supermodnie. Odjazdowo. To jest dzisiaj na topie.
– Tad Crispin się tak nie nosi – wytknął Myron.
– Ja nie mówię o golfie, ja mówię o prawdziwym świecie. Golfiarze nie mają pojęcia, co jest modne i odjazdowe. Już chasydzi są od nich bardziej podatni na zmiany, rozumiesz? Weź takiego Dennisa Rodmana. Czy on gra w golfa? A wiesz, czego chcą golfiarze? Tego samego, co u zarania marketingu sportowego: kopii Arnolda Palmera. Chcą Palmera, Nicklausa, Watsona – porządnych białych chłopców. – Zuckerman wskazał kciukiem Esme Fong. – To ona załatwiła nam Crispina. To jej chłopiec.
Myron spojrzał na Esme.
– Duża sprawa – skomplementował ją.
– Dziękuję – odparła.
– Jak duża, zobaczymy – rzekł Zuckerman. – Zoom wchodzi w golfa na dużą skalę. Wielką. Potężną. Gigantyczną.
– Ogromną.
– Olbrzymią.
– Kolosalną.
– Tytaniczną.
– Gargantuiczną.
– Brobdignańską – zakończył z uśmiechem Win.
– Oooo! To dobre! – pochwalił Myron.
Zuckerman pokręcił głową.
– Jesteście, chłopcy, zabawniejsi od Trzech Frajerów, bez łysego „Kędziora” Howarda. Tak czy siak to kampania na osiem fajerek. Prowadzi ją dla mnie Esme. Dla panów i pań. Pozyskała dla nas nie tylko Crispina, ale również najlepszą golfistkę na świecie.
– Lindę Coldren? – spytał Myron.
– No proszę! – Norm klasnął w dłonie. – Żydowski koszykarz zna się na golfie! Przy okazji, Myron, jak członek narodu wybranego może się nazywać Bolitar?
– To długa historia – odparł Myron.
– Dzięki Bogu, bo nie jestem ciekaw. Spytałem przez grzeczność. Na czym to skończyłem? – Zuckerman zarzucił nogę na nogę, rozsiadł się na krześle, uśmiechnął i rozejrzał się po tarasie. Rumiany mężczyzna przy sąsiednim stoliku łypnął na niego groźnie. – Moje uszanowanie – rzekł Norm i lekko skinął ręką. – Dobrze pan wygląda.
Mężczyzna fuknął i odwrócił wzrok.
Zuckerman wzruszył ramionami.
– Myślałby kto, że nie widział dotąd Żyda.