I co z tego?
– Kathy…
Zadzwonił telefon.
Christian zerwał się z łóżka. Serce biło mu jak królikowi. Szybkie reakcje czasem szkodzą. Spokojnie, to tylko telefon. Może dzwoni Charles albo Eddie z zaproszeniem na imprezę. Obaj załapali się na kontrakty. Charles w drugiej rundzie do Dallas, a Eddie w piątej do Rams.
– Halo? – powiedział do słuchawki.
Nikt się nie odezwał.
– Halo? – powtórzył.
Cisza trwała, ale telefonujący nie odłożył słuchawki. Trzymał ją przy uchu.
– Kto dzwoni? Żadnej reakcji.
Christian przerwał połączenie. Już się kładł, gdy telefon zadzwonił ponownie.
– Halo?
Pilniej wsłuchał się w ciszę. Nic. A może… czyżby to był oddech? Spłoszył się. Nie umiał powiedzieć dlaczego. Jakiś kawalarz dzwonił na jego zastrzeżony numer. Być może Eddie lub Charles. Nie powinien się denerwować.
A jednak się denerwował.
Odchrząknął.
– Czego chcesz? – spytał.
Cisza.
– Zadzwonisz jeszcze raz, to zawiadomię policję.
Z trzaskiem odłożył słuchawkę. Drżała mu ręka. Już miał się położyć, kiedy o czymś sobie przypomniał.
Gwiazdka. Sześć. Dziewięć.
Coś mu dzisiaj przysłali z telefonów. W telewizji były reklamy z kobietą w ciąży. Szła przez pokój do dzwoniącego telefonu, który w chwili, gdy do niego docierała, milkł. A potem? Podnosiła słuchawkę i Cliff Robertson lub ktoś o podobnym głosie mówił zza kadru coś takiego:,,Nie zdążyłaś podnieść słuchawki? Czy to był ważny telefon? Dzwonił ktoś, z kim chciałaś rozmawiać? Jest sposób, żeby to sprawdzić. Wciśnij gwiazdkę, a następnie sześć i dziewięć”. Po czym, na wypadek, gdyby ktoś nie wiedział, jak obchodzić się z telefonem, demonstrowano to na ekranie, a głos dodawał: „Połączymy cię z osobą, która dzwoniła, nawet jeśli jej numer jest w tej chwili zajęty. Będziemy wykręcali go za ciebie, nie blokując ci linii i innych rozmów”.
A potem dzwonił telefon i kobieta w ciąży łączyła się z mężem, pracującym przy desce kreślarskiej.
Christian wystukał gwiazdkę, szóstkę i dziewiątkę.
Telefon zadzwonił.
Christian potarł brodę. Po chwili usłyszał nagrany głos telefonistki:
– W tej chwili numer jest zajęty. Oddzwonimy, kiedy linia będzie wolna. Dziękuję.
Odłożył słuchawkę, usiadł prosto i czekał. Imprezy w akademiku trwały w kilku miejscach. Ktoś krzyknął: „Jahuuuu!”. Trzasnęło rozbite okno. Rozległy się wiwaty. Jego koledzy z drużyny zabawiali się w rzucanie puszkami piwa, którymi ciskali tak, jak się rzuca dyskiem.
Na dźwięk dzwonka Christian chwycił słuchawkę niczym zgubioną piłkę z murawy. Połączono go – tak jak ciężarną kobietę z reklamy – z numerem, z którego telefonowano. Po czwartym dzwonku rozległ się głos.
Nagrany na sekretarkę.
– Cześć. W tej chwili nie ma nas w domu. Po sygnale proszę zostawić wiadomość, na pewno oddzwonimy. Dziękuję.
Słuchawka wypadła Christianowi z ręki. Na karku poczuł pieszczotliwy dotyk lodowatej dłoni. Zakrztusił się. Próbował coś powiedzieć, ale nie mógł.
Nagrany na sekretarkę głos należał… do Kathy.
5
Myron wszedł do biura, nieprzytomny z niewyspania. Zeszłej nocy nie położył się do łóżka. Próbował czytać, ale słowa rozpływały mu się przed oczami. Włączył telewizor. Na jednym kanale szedł program kulturalny, który miał tyle wspólnego z kulturą co ser w aerozolu z serem. A na drugim przez trzy godziny kolejne odcinki komediowego westernu Pogranicznik, w którym Larry Storch w roli kaprala Agarna demonstrował najwyższy kunszt aktorski. Kto by przypuszczał, że uderzanie kogoś wielkim kapeluszem może być takie śmieszne?
Nawet tak wyrafinowana rozrywka nie pozwoliła mu przestać myśleć o Jesś. Wróciła. I nie był to – Win miał rację – przypadek.
Matka, ubrana w szlafrok zeszła o północy na dół.
– Dobrze się czujesz? – spytała.
– Tak, mamo.
– Cały wieczór byłeś roztargniony.
– To nic. Mam dużo pracy.
Obrzuciła go niedowierzającym spojrzeniem matki, która wie swoje.
– Skoro tak mówisz.
Trzydziestojednoletni Myron nadal mieszkał z rodzicami. Co prawda, miał własny kąt – sypialnię i łazienkę w przyziemiu. Fakt pozostawał faktem, że wciąż mieszkał z mamą i tatą.
Pięć minut po powrocie matki do łóżka Myron odebrał telefon od Christiana Steele’a. Osobny aparat na dole dzwonił cicho, by nie budzić rodziców, którzy mieli lekki sen. Christian powiadomił go o dziwnych telefonach.
Myron znał usługę zwaną oddzwanianiem, za którą operator liczył sobie siedemdziesiąt pięć centów. Niestety, nie obejmowała ona podania numeru, z którego telefonowano, i ograniczała się wyłącznie do jego wybrania. Natomiast wciśnięcie gwiazdki, piątki i siódemki uruchamiało „wyszukiwanie numeru”, tyle że lokalna firma telefoniczna ujawniała ów numer jedynie uprawnionym władzom.
Myronowi pozostawało więc zasięgnąć języka u jej pracowników, jego starych znajomych. Usługa „oddzwaniania” była dostępna tylko lokalnie, a więc do Christiana telefonowano z miasta. Był to jakiś punkt zaczepienia. Lepsze to niż nic. Do aparatu telefonicznego Christiana można podłączyć „identyfikator dzwoniącego”. Pluskwy najnowszej generacji nie działały tak jak te z seriali telewizyjnych, których bohaterowie, chcąc ustalić numer, celowo przedłużali rozmowy. Robiły to automatycznie. Identyfikator wyświetlał numer, zanim podniosłeś słuchawkę.
Wszystko to jednak nie dawało odpowiedzi na najważniejsze pytania:
Czy głos, który usłyszał Christian, rzeczywiście należał do Kathy? A jeśli tak, to co z tego wynikało?
Mnóstwo pytań. Mało odpowiedzi.
– Co słychać? – spytał Esperanzę.
Popatrzyła na niego niechętnie, z dezaprobatą pokręciła głową i przeniosła wzrok na biurko.
– Wróciłaś do bezkofeinowej?
Posłała mu kolejne złe spojrzenie. Wzruszył ramionami.
– Ktoś dzwonił?
Potrząsnęła głową i coś mruknęła. Zdaje się, że nazwała go po hiszpańsku „kutafonem”.
– Co cię ugryzło?
– Tak jakbyś nie wiedział – odparła zgryźliwie.
– Nie wiem.
Znów przeszyła go złym spojrzeniem. Kobiety miały talent do takich spojrzeń. A Esperanza wprost wyjątkowy.
– Zostawmy to. Połącz mnie z Ottonem Burkiem.
– W tej chwili? Nie będziesz zajęty? – spytała tonem ociekającym sarkazmem.
– Połącz mnie z nim, dobrze? Zaczynasz mnie wkurzać.
– O-ho-ho. Już się trzęsę.
Myron pokręcił głową. Nie miał czasu na znoszenie jej humorów. Przeszedł przez sekretariat, otworzył drzwi i stanął jak wryty.
– Cześć.
Odchrząknął i zamknął drzwi.
– Cześć, Jessico – powiedział.
Najczęściej sportowa sława przygasa stopniowo, pomyślała Jessica. Jednak dla garstki pechowców gaśnie nagle jak reflektor po awarii prądu, pogrążając ich w kompletnych ciemnościach.
Tak było w przypadku Myrona.
Marzenia sportowców rozwiewają się powoli. Ktoś, kto był gwiazdą w drużynie szkolnej, na studiach grzeje ławę. Światła przygasają. Grający w drużynie akademickiej uświadamia sobie, że nie będzie jej asem. Światła przygasają. Do gwiazdora drużyny uniwersyteckiej dociera, że nie trafi w szeregi zawodowców. Światła przygasają. I tylko jeden na milion z garstki nielicznych, którzy, by posłużyć się określeniem Toma Wolfe’a, mają „to, co trzeba”, zostaje profesjonalistą.
Sława oślepia tych, którzy patrzą jej prosto w oczy, na zawsze uszkadzając wzrok. Właśnie dlatego tak ważne jest, by przygasała powoli. Sportowiec ma czas przyzwyczaić się do jej stopniowej utraty. Z niedoświadczonego żółtodzioba zmienia się w gracza u szczytu możliwości, a na koniec w starego Wyjadacza, którego kariera pomału się kończy.
Z Myronem stało się inaczej.
Należał do garstki wybrańców, skąpanych w najsilniejszym „lasku, który zdaje się bić nie tylko z zewnątrz, lecz z nich samych. Jego talent do koszykówki ujawnił się już w szóstej klasie. W odwiecznym szkolnym bastionie tej gry, jakim jest hrabstwo Essex w New Jersey, Myron pobił wszelkie rekordy zdobytych koszy i zbiórek. Jak na napastnika był niski, miał programowe metr osiemdziesiąt osiem wzrostu (w rzeczywistości metr osiemdziesiąt trzy), za to siłę i posturę byka i – jak na białego – dysponował wspaniałym wyskokiem. Chciało go pozyskać wiele uczelni. Wybrał Duke w Karolinie Północnej i w ciągu czterech lat zdobył z tą drużyną dwa tytuły mistrzowskie.