Nic. Cisza. Max była tego pewna. Jej palce natrafiły na włącznik światła. Pogładziła go delikatnie, po czym wcisnęła.

Czarną łazienkę zalało jasne światło. Jakie to dziwne.

W pierwszej chwili chciała uciec – ale wydało jej się to głupie. Przecież była sama. Weszła więc do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Na zamek.

Wtedy zobaczyła siebie w lustrze.

Drobną dziewczynkę ze skrzydłami tak pięknymi, jakich nikt nigdy jeszcze nie miał. Nigdy.

Musnęła dłonią włosy. Nachyliła się lekko do lustra.

– Jestem piękna – szepnęła. – Naprawdę. Jestem dobrą i ładną dziewczynką. Dlaczego więc ci ludzie chcą mnie zabić?

ROZDZIAŁ 20

Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu Gillian.

– Nie podoba mi się to, że siedzisz tam w górach sama jak palec. Dobrze się czujesz, Frannie?

– Tak, oczywiście. Która godzina? Skąd dzwonisz?

– Ze szpitala, a niby skąd. Jest ósma. Dobrze spałaś?

– Jak niemowlę, Gil.

– Kłamiesz.

– Znasz mnie jak nikt – powiedziałam i parsknęłam śmiechem. Już prawie się obudziłam. Za oknem było pięknie.

– Cieszę się – odparła Gillian.

Kazałam jej wrócić do pracy, a kiedy odłożyłam słuchawkę, uderzyła mnie pewna myśl – może irracjonalna, ale bardzo niepokojąca. Zaczęłam się obawiać, że coś złego może spotkać Gillian, że wszystkim moim przyjaciołom grozi jakieś nieokreślone niebezpieczeństwo.

Wiedziałam, że to nie ma sensu. Ale mimo to lęk mnie nie opuszczał.

Pojechałam w miejsce, gdzie w nocy zatrzymałam samochód. Gdzie coś widziałam, a może coś sobie uroiłam… cóż to było?

Byłam bardzo wzruszona, może na lekkim kacu, może nawet nieco natchniona. Najbardziej zaintrygował mnie ten kac. Czyżbym wczoraj się upiła?

Czyżby śmierć Franka McDonougha wywarła tak silny wpływ na moją poranioną psychikę?

Szkopuł w tym, że im usilniej próbowałam wmówić sobie, iż nie widziałam tej małej, tym bardziej byłam przekonana, że zobaczyłam ją naprawdę.

Do głowy przyszły mi dwie myśli.

Wady wrodzone.

I nowy wspaniały świat biotechnologii.

Znałam się trochę na obydwu dziedzinach, więc jeżdżąc suburbanem po okolicy w poszukiwaniu mojej skrzydlatej znajomej przystąpiłam do chłodnej analizy. Weźmy pod uwagę nieprawidłowości genetyczne, wady, zaburzenia i wszelkiego rodzaju odchylenia od normy, pomyślałam. Przypomniałam sobie, że kiedyś z Davidem rozmawialiśmy o tym pół dnia. Skontaktowaliśmy się nawet z prestiżowym Mutter Museum, wchodzącym w skład filadelfijskiego college’u lekarzy.

Ludzie z Mutter przesłali nam materiały na temat przypadków deformacji, z jakimi zetknęli się w ostatnich latach. Meksykańscy chłopcy z małpią sierścią pokrywającą całe ciało, dzieci z dodatkowymi częściami ciała, ofiary zaburzeń w działaniu przysadki mózgowej jak karły czy giganci, czy też ludzie z chorobami skóry, bardziej przypominający jaszczurki niż ludzi.

Nie pamiętam dokładnie, dlaczego tak nas to zaintrygowało, ale wiem, że siedzieliśmy nad tym przez kilka weekendów. David nawet wyszukał w swojej bibliotece książkę pod tytułem „Anomalie i dziwy medycyny”. Zdaje się, że wciąż leżała gdzieś w domu, ale dziś rano nie udało mi się jej znaleźć. Może została w domku myśliwskim, razem z neandertalczykiem XX wieku, Kitem Harrisonem.

Krążąc po Bear Bluff i pobliskim Clayton, starałam się puścić wodze fantazji. Nie wykluczałam żadnej możliwości. Myślałam nawet o „pozaziemskich gościach”. W końcu wybiłam sobie z głowy spotkanie z kolejnym E.T., ale może nie powinnam tego zrobić.

Mam doskonałą pamięć. W liceum byłam najlepszą uczennicą w klasie; teraz odgrzebałam w pamięci więcej informacji niż się tego spodziewałam. Kiedyś miałam okazję badać hermafrodytę, dziecko z męskimi i kobiecymi narządami płciowymi. Zetknęłam się też z ludźmi i zwierzętami urodzonymi bez niektórych części ciała, a także z takimi, którzy tych części mieli za dużo. Widziałam dziewczynkę o dwu uszach po jednej stronie głowy. Chłopca z sześcioma palcami u nóg. Dziewczynkę z czterema piersiami. W szkole weterynaryjnej zobaczyłam na własne oczy, co substancje toksyczne i pestycydy mogą zrobić z bydłem. Jest to widok, jaki się nieprędko zapomina.

Widziałam też wiele zdjęć. Na jednym z nich pokazane były rogi wyrastające z ludzkiej głowy. Inne przedstawiało pasożytnicze ciało konia wyrastające ze zdrowego. Oglądałam również zdjęcie cielęcia o dwóch łbach. Czytając o dawnym Babilonie, natknęłam się na proroctwo: „Gdy na świat przyjdzie dziecię z głową lwa, oznaczać to będzie, że król nie ma przeciwników”. Kiedyś widziałam dziecko o lwich uszach.

Ale nigdy jeszcze nie widziałam dziewczynki z pięknymi srebrzystobiałymi skrzydłami! Może naprawdę była nie z tej ziemi.

Oczywiście, pozostawała jeszcze biotechnologia oraz inżynieria genetyczna. To, czym zajmował się David.

W tej dziedzinie nie mogłam się wykazać doskonałą pamięcią. David i ja w zasadzie nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale on nigdy nie lubił opowiadać o swojej pracy.

Teraz nagle wydało mi się to dziwne. Po powrocie do domu David zdawał się zapominać o pracy. Tymczasem ja zawsze lubiłam rozmawiać o „Zwierzyńcu”, czy na przykład o pięknym źrebaku, któremu o czwartej nad ranem pomogłam przyjść na świat.

Cóż więc wiedziałam o biotechnologii? Najogólniej rzecz biorąc, chodziło o uzyskanie kontroli nad naturalnymi procesami biologicznymi zachodzącymi w komórkach roślinnych i zwierzęcych. Badania nad krzyżowaniem gatunków także mieściły się w ramach biologii molekularnej. David był właśnie biologiem molekularnym, i to dobrym, choć fortuny na tym nie zbił.

Przypomniałam sobie parę rzeczy, o których mówił, a które mogłyby w jakiś sposób odnosić się do małej dziewczynki z – no, Frannie, wyduś to z siebie – pięknymi srebrzystobiałymi skrzydłami. Kiedy w kinie w Boulder obejrzeliśmy Park Jurajski, David powiedział mi, że genetyczne krzyżowanie gatunków jest o wiele bardziej realne od rekonstruowania dinozaurów. Mówił, że w niezależnych laboratoriach prowadzi się wiele takich eksperymentów. Niektóre z nich były nielegalne.

Biotechnologia stała się bez wątpienia nowym wyzwaniem dla nauki. Osiągnięcia w tej dziedzinie mogą gwałtownie przyspieszyć ewolucję i z pewnością do tego doprowadzą. Trzeba tylko zadać sobie pytanie, czy jesteśmy gotowi, emocjonalnie i moralnie, na to, co wkrótce człowiekowi uda się stworzyć. David w końcu przyznał, iż najpoważniejsze badania wciąż prowadzone są na muszkach owocowych, a mnie wtedy kamień spadł z serca.

David powiedział też coś, co mogło być interesujące w świetle tego, co wydarzyło się ostatniej nocy. Otóż stwierdził, że przy manipulacji genetycznej „zawsze coś idzie nie po myśli badaczy. Cały czas tak się dzieje, Frannie. To wkalkulowane ryzyko”.

Zawsze coś idzie nie po myśli badaczy.

ROZDZIAŁ 21

Tego dnia Kit miał ręce pełne roboty. Znów stał się agentem FBI działającym w terenie. Czuł się doskonale. Co prawda pracował w pojedynkę, ale udało mu się zerwać z długiej smyczy FBI, ograniczającej jego ruchy.

Postanowił zaryzykować i przesłuchał wdowę po Franku McDonoughu. Barbara McDonough zdawała się wiedzieć tyle, co wszyscy, ale im dłużej Kit z nią rozmawiał, tym bardziej był przekonany, że doktor McDonough został zamordowany. Zmarły był doskonałym pływakiem, gwiazdą college’u w pływaniu. Poza tym, ponoć skręcił sobie kark skacząc do płytkiej wody, ale jego żona twierdziła, że nigdy nie skakał do basenu.

Następnie Kit porozmawiał z trzema współpracownikami McDonougha ze szpitala komunalnego w Boulder. Poprosił też o przysługę swojego starego kumpla z Quantico; chciał, by ten sprawdził, którzy lekarze z okolic Boulder mieli cokolwiek wspólnego z McDonoughem. Kit szukał jakichś solidnych powiązań; pierwszego dnia niewiele więcej mógł dokonać.

Po powrocie z Boulder zauważył za domem Frannie O’Neill. Szła przez las. Była prawie piąta po południu.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: