Pozwól mężowi obejrzeć ten bałagan. Niech go posprząta. Niech poczuje się zakłopotany wobec dzieci. Ma prawo do upokorzenia. Zarobił na nie.
Gdy potępiasz jego samego, a nie jego chorobę, sprzyjasz chorobie. Zachowujesz się w sposób oskarżycielski, co daje mu pretekst, żeby się upić. Czuje się winny i równocześnie urażony. Może powiedzieć, że to przez Ciebie i wyjść się napić. Jeżeli zaakceptujesz fakt, że jest chory, będziesz winiła chorobę, nie zaś jego. Będziesz mogła mu współczuć. Oddzielasz wtedy jego od choroby. Kiedy łamie meble, wiesz, że nie czyni tego kochany przez Ciebie człowiek, tylko choroba. Człowiek, który wstaje weno i jest przerażony tym, do czego przywiodła go choroba jest Ci bliski. Cała złość mu przeszła i nawet on sam nie może uwierzyć, że mógł coś takiego zrobić. Jeżeli mu o tym opowiesz, pewnie będzie wolał traktować to jako przesadę. I coś w tym może być. Zareaguje też na Twój ton w podobnym tonie.
Gdy naprawdę oddzielisz osobę od choroby i oderwiesz się od tej jej części, zaczniesz nadawać na innej długości fali. Alkoholicy są ludźmi bardzo wrażliwymi. Czekają na Twoją reakcję. Jeżeli odczuwasz wrogość, to nawet gdy mówisz miłe słowa, wyczują tę wrogość i wykorzystają ją jako usprawiedliwienie picia. Pamiętaj, że pod tym względem są jak dzieci. Jeżeli naprawdę współczujesz i nie czują, że jesteś napięta, nie mają wymówki by pić. Nie oznacza to, że Twój mąż pozostanie w domu i zachowa trzeźwość, ale oznacza, że nie może powoływać się na Ciebie jako powód swojego picia. Musi przyznać, przynajmniej w minimalnym stopniu, że robi to z jakichś swoich powodów, a nie dlatego, że Ty coś powiedziałaś lub zrobiłaś.
Pamiętasz Beth? Całkiem możliwe, że nie potrzebowałaby dwudziestu sześciu szwów na ręku, gdyby dokonała takiego rozróżnienia. To rozróżnienie, o którym mówię, wymaga szalonej pracy, ale może zaoszczędzić Ci wielu przykrości. Nie wiem, co Beth powiedziała mężowi, gdy wszedł na górę i ją obudził, ale wiem, że na pewno była zła. Podchwycił jej ton i zadziałał reagując przeciwko niemu. Gdyby współczuła mężowi z powodu jego choroby, to nawet odmawiając wstania z łóżka, sygnalizowałaby swym tonem sympatię, a nie morderczą nienawiść. Nie miałby więc na co tak zareagować. Na razie może to nie wydawać Ci się zbyt realistyczne, ale czytaj dalej. Ta układanka sama się ułoży.
Każde Twoje zachowanie, które może mu posłużyć za usprawiedliwienie picia podtrzymuje chorobę. Płacz, wymyślanie, wzbudzanie poczucia winy – wszystko to stanowi dlań pretekst do picia. Obiecuje, że przestanie i przez jakiś czas panuje nad sytuacją, ale to nie może trwać długo, a Twoje nastawienie wzmacnia jego potrzebę picia.
Ukrywanie i wylewanie alkoholu, tylko zwiększa wydatki. Lepiej nauczy się ukrywać butelki. „Ona nie będzie mi tu decydować, czy w moim własnym domu mogę mieć alkohol”.
Jeżeli naprawdę chcesz, żeby wyzdrowiał, ważne jest to, abyś zupełnie ignorowała jego picie. Przeczytaj to jeszcze raz. Tak, dobrze zrozumiałaś. Jeżeli naprawdę troszczysz się o niego, nie będziesz wymyślać sposobów na ograniczenie jego picia. Każde Twoje działanie, które spowoduje, że będzie kontrolował picie, przedłuża jego chorobę. Alkoholicy (poza nielicznymi) muszą stać się bardzo chorzy, zanim wyzdrowieją. Im szybciej staną się bardzo chorzy, tym większe są szanse ich wyleczenia. Tak więc nie chowaj mu butelki ani nie zmuszaj do obietnic, że będzie się dobrze sprawował. On musi przestać pić „sam z siebie” i dla siebie. Musi osiągnąć punkt, w którym ból picia jest większy niż ból niepicia. I tylko on może ten punkt rozpoznać.
Zasadnicze znaczenie ma Twoja własna zdolność do pozostania w kontakcie z rzeczywistością. Gdy usprawiedliwiasz jego zachowania, nie pomagasz mu w poznaniu rzeczywistego obrazu sytuacji. Pomagasz mu zaprzeczać uzależnieniu. On nie chce w nie wierzyć i jeżeli kieruje Ciebie w myślenie: „Wszystko będzie dobrze” albo „Mogę to kontrolować”, kieruje także i siebie.
Picie z nim to rodzaj akceptacji jego zachowania. Hasło: „Jeżeli nie możesz kogoś pokonać, to przejdź na jego stronę” jest w najlepszym wypadku wątpliwe. Wiadomo, że pijesz z nim tylko po to, by mieć go na oku. Jeżeli będziesz z nim, może nie wypije tak dużo.
W coraz większym stopniu bierzesz na siebie jego obowiązki. Przejmujesz książeczkę czekową. Kosisz trawnik. Obawiasz się mu powierzyć różne czynności i sama robisz to wszystko. Dzięki temu on ma swobodę picia. Dzięki temu nie musi mieć do czynienia z bankiem. Dzięki temu nie musi patrzeć na zapuszczony trawnik. Możliwe, że robisz to dla siebie, że po prostu nie potrafisz zaniedbać tego wszystkiego. Powinnaś jednak zdać sobie sprawę, że takie Twoje zachowanie sprzyja chorobie. Przejmując owe obowiązki musisz być niezwykle pewna, że robisz to dla swojego własnego dobra i dla dobra całej rodziny. Męczennicy nie są doceniani za życia.
Wiem, że czytając ten rozdział wiele razy mówiłaś: „Tak, ale”. Słyszałam to. Nie, Twoja sytuacja nie jest inna. Nie, Twój mąż nie jest gorszy. Nie, nie obawiasz się bardziej niż ktokolwiek inny w takiej samej sytuacji.
Obawiasz się, że nie możesz z nim żyć. Obawiasz się, że bez niego nie możesz żyć. Obawiasz się, że straci pracę.
Obawiasz się, że zostanie zabity. Obawiasz się, że Cię zabije. Obawiasz się samotności.
Obawiasz się stu innych rzeczy, których nie możesz nawet nazwać. Co będzie jeżeli…? A jeżeli…? A jeżeli…?
Tego uczucia zamętu doświadczasz nie tylko Ty. I nie musisz być samotna. Można Ci pomóc. Jest Al-Anon. Al-Anon to grupa samopomocy dla rodziny i przyjaciół alkoholików. Gdy potrafisz zdobyć się na odwagę, zadzwoń tam. Nie będziesz musiała mówić o niczym, czego nie chcesz powiedzieć. Nie zapytają Cię nawet jak się nazywasz. Będą się cieszyć, że wyciągnęłaś rękę po pomoc. Poczujesz się jak w domu. Będziesz opowiadała tym kobietom i mężczyznom o wszystkich okropnościach, z jakimi tylko Ty żyjesz na co dzień, a oni będą kończyli za Ciebie zdanie. Jakby tam byli. Posłuchasz czyjegoś opowiadania i pomyślisz: „Mój Boże, on mówi o mnie”. Poczujesz, jakby ktoś zdjął Ci z pleców ogromny ciężar. Znów masz przyjaciół. Z tą różnicą, że przed tymi przyjaciółmi nie masz tajemnic. Żyją oni Twoim życiem, ponieważ związali się z ludźmi podobnymi do Twojego męża. Wiedzą jak się czujesz. Początkowo pomiędzy Tobą i nimi będzie istniała wyraźna różnica. Po bólu na Twojej twarzy i oczach pełnych łez poznają, że jesteś nowa. A Ty – po pogodnych oczach i umiejętności śmiechu – poznasz, kto nie jest nowy. Ty także to osiągniesz, a pomoże Ci w tym już następny rozdział.
V. JAK MOŻNA CI POMÓC?
Jest to trudne zadanie. Koncentrowanie się na sobie to dla Ciebie coś nowego. Nie stanowisz centrum swojego wszechświata. Krążysz na orbicie męża. Kręcisz się wokół niego.
Jesteś kimś, kto reaguje na niego. Jego reakcje w stosunku do Ciebie są reakcjami na Twoje reakcje w stosunku do niego. Przestałaś być sobą. W sumie przestajesz istnieć jako osoba.
Nie ma w tym nic dziwnego. Nawet w dobie ruchu wyzwolenia kobiet jeszcze wiele z nas wybiera życie w cieniu męża. Dla wielu kobiet jest to satysfakcjonujący sposób życia. W Twojej sytuacji jest on niezdrowy. Zniszczy Cię. W naszym społeczeństwie kobieta dość często określa siebie w odniesieniu do swego męża i dzieci. Jesteś żoną tego i tego, matką tego i tego. Sukcesy Twojego męża są Twoimi sukcesami. Ciągle jest nam bliski obraz kobiety żyjącej w cieniu mężczyzny. Aprobujesz siebie, gdy on Cię aprobuje.
Twój dzień ogniskuje się wokół jego wyjść i przyjść. Najważniejsze aby był zadowolony, więc nie chcesz go irytować. Ponieważ zaś zadowalanie go staje się coraz trudniejsze, gdy on coraz bardziej pogrąża się w chorobie, próbujesz coraz to usilniej. W rezultacie sama także stajesz się coraz bardziej chora. Stopniowo tracisz poczucie własnej wartości. Sama nie wiesz, co jesteś warta, więc gdy mąż stale Cię tłumi, tracisz poczucie własnego ja. To nie staje się z dnia na dzień. Proces erozji przebiega stopniowo, tak że przechodzi niezauważony. Wbrew swej woli pozwalasz aby choroba – alkoholizm. – decydowała o Twojej wartości jako istoty ludzkiej. Teraz, gdy stałaś się świadoma tego procesu, możesz rozpocząć pracę nad odsunięciem go w przeszłość. Nie będzie to łatwe. Rozpocznij od dzisiaj. Zacznij żyć teraźniejszością – żyć dniem dzisiejszym. Ta chwila – właśnie ta – należy do Ciebie. Pochwyć ją i wyciśnij z niej tyle, ile się da. Zrób to dla siebie.