– Udało się! – mruknął Pete. – Co teraz?
– Na razie ukryjemy się tu – powiedział Jupiter, z trudem łapiąc oddech. – To da nam czas na obmyślenie jakiegoś planu.
– Może to jest odpowiedni moment na poszukanie tych wewnętrznych korytarzy – powiedział Bob.
Jupiter przytaknął. Jego policzki aż poróżowiały z podniecenia.
– Załatwione, Bob. Ale poczekamy na jakiś ruch z jego strony. Jeśli zacznie się tu zbliżać, znajdziemy się w położeniu wymagającym natychmiastowych działań, takich, jak wycofanie się w głąb tej jaskini.
Pete wyjrzał na dwór spoza pleców Jupitera.
– Musimy to zrobić, Jupe – powiedział pełnym napięcia głosem. – On tu idzie!
– A niech to! – krzyknął Bob. – I co zrobimy? Nie mam ochoty lądować znowu w tym dołku!
Jupiter oparł się plecami o ścianę jaskini.
– Patrzcie! – wykrzyknął nagle.
Chłopcy zobaczyli przy ścianie coś w rodzaju drewnianego oszalowania, biegnącego pionowo ku sklepieniu jaskini.
– O, kurczę – powiedział Pete. – Jak to się stało, że nie zauważyliśmy tego przedtem?
– W takich ciemnościach? Nic dziwnego – odparł Jupiter, a potem postukał w oszalowanie palcami. Odpowiedział mu głuchy odgłos. – To musi być ukryte przejście – powiedział, a następnie przywarł do najbliższych desek. – Zdaje się, że są zamocowane dość luźno. Będzie można je poruszyć. Pete, wyjrzyj jeszcze raz na dwór. Zobacz, czy ten nurek ciągle tu idzie.
Pete wysunął głowę zza głazu i szybko schował ją z powrotem.
– Mamy teraz podwójny problem – powiedział roztrzęsionym głosem. – Jest ich dwóch!
Jupiter nachmurzył się.
– Dwóch? W takim razie musimy zabrać się do roboty. Pomóżcie mi przy tych deskach.
Całą trójką zaczęli zmagać się z grubym oszalowaniem.
– To bez sensu – stwierdził Bob. – Te dechy są zaklinowane zbyt porządnie.
Jupiter nieustępliwie pokręcił głową.
– Musi być jakiś sposób – powiedział, a w chwilę potem stuknął się w czoło. – No jasne! Ale głupek ze mnie.
Zaczął energicznie odgarniać nogą piasek zakrywający dolną część szalunku.
– Musimy tylko odkopać tu trochę piasku. I odrzucić go na bok. W ten sposób poluzujemy te deski.
W jednej chwili wszyscy trzej rzucili się na kolana i zabrali się do odgarniania piasku. Przysypana nim do połowy szeroka listwa poruszyła się.
– Tak, to jest to – powiedział Jupiter. – A teraz spróbujmy odgiąć ją na tyle, żebyśmy mogli się prześliznąć na drugą stronę.
Pozbawiona oparcia listwa poddała się z łatwością. Bob i Pete w jednej chwili prześliznęli się do środka. Przyszła kolej na Jupitera, który zaparł się stopami i ze wszystkich sił zaczął wciskać się w wąską szczelinę.
– Och, nie mogę – sapnął ciężko. – Ciągle jestem… za gruby!
Bob i Pete rzucili się do odgarniania piasku z drugiej strony. Deska odchyliła się trochę więcej i Jupiter przecisnął się wreszcie na drugą stronę.
– Trzeba zostawić szczelinę do obserwacji – szepnął.
Wspólnymi siłami przyciągnęli ciężką deskę na jej dawne miejsce, starając się, aby nie przylegała zbyt dokładnie do sąsiedniej.
Nie zdążyli nawet podnieść się z kolan, kiedy usłyszeli rozmowę. Pierwszy z nurków wszedł do jaskini i zapalił latarkę.
– Mogę się założyć, Harry, że te dzieciaki wbiegły tu do środka. Szkoda, że dałeś się przewrócić tej fali, bo musiałem na chwilę stracić ich z oczu.
– Jeżeli tu są, to zaraz ich znajdziemy – odpowiedział drugi głos. – A jeżeli ich tu nie ma, zabieramy się do roboty.
Trzej Detektywi wstrzymali oddech widząc, że pierwszy z przybyszów omiata światłem latarki ściany jaskini. Jupiter, ciągle na czworakach, przylgnął twarzą do szczeliny między listwami.
Bob i Pete przykucnęli tuż za nim, z oczami wlepionymi w wąski prześwit.
Obaj faceci w czarnych kombinezonach odeszli w głąb jaskini. Szuranie ich płetw na piasku ucichło trochę. Gdzieś od miejsca, w którym znajdował się głęboki dół, doszedł zgrzytliwy głos drugiego z nich.
– Musiało ci się wydawać, Jack. Nikogo tu nie ma.
– Przypuszczalnie uciekli na górę po tych drugich schodkach.
Uszu chłopców dobiegło jakieś niewyraźne klapnięcie, a potem zapadła cisza. Jupiter nic już nie widział ani nie słyszał, toteż odsunął się od szczeliny. Czuł, że w nosie ma pełno piasku i kurzu. Zastanawiał się, czy jego koledzy nie mają podobnych problemów. Przypadkowe kichnięcie mogłoby się okazać tragedią.
– Żadnego kichania – szepnął. – Zakryjcie sobie nosy.
Chłopcy posłusznie poddali się jego żądaniu. Cała trójka czekała w nerwowym napięciu na dalszy rozwój wypadków. W jaskini zapanował jednak znowu mrok i cisza. W końcu Jupiter podniósł się na nogi.
– Poszli – szepnął. – Wymykamy się stąd, póki to możliwe.
Odkopali osypujący się piasek i ostrożnie odsunęli poluzowaną deskę.
– Jupe, tym razem idź pierwszy – szepnął Pete. – Jeżeli ty dasz radę się przecisnąć, to nam pójdzie tym łatwiej.
Jupiter z uśmiechem poddał się jego sugestii.
W chwilę potem przemknęli do wylotu jaskini i zaczęli nasłuchiwać. Wszędzie wokół panowała cisza. Spokojnie zasunęli deskę na miejsce i zgarnęli piasek, aby ją umocować.
Jupiter wyprostował się i spojrzał na zegarek. Poczuł, że serce wali mu w piersi jak młot.
– Minęły już przeszło trzy godziny – szepnął. – Hans na pewno od dawna na nas czeka.
Rozdział 9. Posłanie od ducha
– No i co o tym myślisz? – zapytał Jupiter.
Od powrotu chłopców prowadzoną przez Hansa półciężarówką wuja Tytusa minęła już cała godzina. Bob pobiegł do domu, żeby wziąć prysznic i zmienić ubranie. W Kwaterze Głównej znajdowali się tylko Jupiter i Pete.
Pete wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Nie wiem, kim mogli być ci dwaj nurkowie, wiem tylko, że mieli na imię Harry i Jack. Nie wiem, dlaczego ten Harry czy Jack celował do nas z kuszy. Ani dlaczego obaj szukali nas w grocie. Nie mam pojęcia, jak i gdzie oni się rozpłynęli. Nie wiem nawet, w jaki sposób udało się nam ujść stamtąd z życiem.
Jupiter zaczął skubać dolną wargę i pokiwał potakująco głową.
– Jeżeli dodać do tego zagadkową historię z podpiłowanymi schodkami, stanie się jasne, że stoimy wobec wielu pytań, na które musimy odpowiedzieć, jeszcze zanim podejmiemy próbę rozwiązania tajemnicy zniknięcia psa pana Allena.
– Mam pewien pomysł, który powinien nam pomóc – powiedział Pete.
– Naprawdę? – Jupiter obrócił się na krześle. W jego oczach tańczyły iskierki szczerego zainteresowania. – Gadaj.
Pete wskazał ręką stojący na biurku telefon.
– Trzeba podnieść słuchawkę i zadzwonić do pana Allena. Powiedzieć mu, że postanowiliśmy zaprzestać szukania jego psa. I że omal nie zaginęliśmy sami. A w ogóle to pragniemy jak najprędzej zapomnieć o całej sprawie.
Jupiter udał, że nie słyszy.
– Przede wszystkim – stwierdził – musimy ustalić, kim byli ci nurkowie i co robili w jaskini.
Pete gwałtownie potrząsnął głową.
– Po co właściwie zawracać sobie głowę tymi dwoma podejrzanymi typami? My też tam byliśmy, a ja dotąd nie wiem, co tam robiliśmy.
– Szukaliśmy śladów smoka, którego widział pan Allen – odparł Jupiter. – No i rozglądaliśmy się za irlandzkim selerem Korsarzem.
– Tak, ale niczego właściwie nie znaleźliśmy – stwierdził Pete. – Z wyjątkiem tej studni. Odkrytej przez Boba.
– Znaleźliśmy korytarzyk zasłonięty deskami – powiedział Jupiter. – Tam może się zaczynać jakiś ukryty tunel. Albo może jest to jedna z kryjówek, używanych w dawnych czasach przez przemytników.
– Nie widzę, do czego mogłoby się nam przydać to odkrycie – oświadczył nieustępliwie Pete. – W każdym razie nie było tam psa pana Allena.
Jupiter zmarszczył brwi.
– Ponieważ jesteśmy detektywami, musimy tam wrócić i dokładniej zbadać tę jaskinię. Nie rozumiesz tego?
Pete niechętnie skinął głową.
– Rozumiem. Zastanawia mnie tylko to, dlaczego ci nurkowie nie wpadli do dziury, którą znalazł Bob? Czy to nie dowodzi, że musieli wiedzieć o jej istnieniu i umieli ją obejść?