– Chcemy pójść do toalety – powiedział do pary przy sąsiednim stoliku. – Czy zechcielibyście państwo przypilnować w tym czasie naszych aparatów fotograficznych?
– Oczywiście, synku – zgodził się mężczyzna z szerokim uśmiechem. – Nie bójcie się, przypilnujemy, żeby ich nikt nie ukradł.
– Dziękuję panu – Jupiter wstał i ruszył w stronę toalet, nie dając swym towarzyszom szansy odezwania się. Chcąc nie chcąc pospieszyli za nim.
– Co to za pomysł, Jupe? – szepnął Pete, gdy się zrównali. – Dlaczego zostawiliśmy aparaty?
– Ciii! – syknął Jupe. – Mam pomysł. Zaufaj mi.
Gdy mijali dziewczynę z balonami, Jupiter powiedział do niej nie zatrzymując się.
– Obserwuj, proszę, tę parę. Powiedz nam, gdyby ruszali aparaty fotograficzne. Za chwilę wrócimy.
Skinęła głową w odpowiedzi. Detektywi szli niespiesznie, rozglądając się, jak na beztroskich turystów przystało.
Toaleta, umieszczona dyskretnie wśród drzew, była niewielkim kamiennym budynkiem. Wewnątrz nie było nikogo i Pete z miejsca wybuchnął:
– Co to za pomysł, Jupe?!
– Ci dwoje – powiedział Jupe odkręcając kran – będą zapewne rozmawiać. Może im się coś wymknąć.
– No to co? Co nam z tego przyjdzie? – zapytał Bob.
– Uruchomiłem magnetofon w moim aparacie – powiedział Jupe. – Jest bardzo czuły. Nagra wszystko, co powiedzą. Teraz już lepiej nie rozmawiajmy. Ktoś może podsłuchiwać.
Umyli ręce w milczeniu i wrócili spacerem do stolika. Dziewczyna z balonami potrząsnęła lekko głową, gdy ją mijali. A więc nic nie zaszło podczas ich nieobecności. Aparaty fotograficzne leżały, gdzie je zostawili, a mężczyzna i kobieta przy sąsiednim stoliku popijali kawę.
– Nikt nie próbował zabrać waszych aparatów – powiedział mężczyzna wesoło. – To uczciwy kraj. Kelner był już z waszym zamówieniem, ale powiedziałem mu, że musieliście odejść na parę minut. O, już idzie.
Kelner taszczył załadowaną tacę. Postawił przed nimi lody, gorącą czekoladę i sandwicze. Rzucili się na to wszystko z apetytem.
Parę minut później para obok dopiła swą kawę. Wstali, pożegnali się i odeszli.
– Jeśli chcieli rozmawiać z nami, wyraźnie zmienili zamiar – zauważył Pete.
– Mam nadzieję, że rozmawiali ze sobą – powiedział Jupiter.
Nacisnął mały guzik w aparacie i taśma przewinęła się. Nacisnął inny i zaczęła odtwarzać. Z początku słyszeli tylko niewyraźny szum. Wtem odezwał się męski głos. Bob aż podskoczył podekscytowany.
– To działa! Tak jak się spodziewałeś, Jupe!
– Ciii! – przerwał mu Jupiter. – Słuchajmy, co powiedzieli. Nie przerywajcie jedzenia i nie patrzcie na aparat.
Cofnął taśmę i puścił ją ponownie, przyciszając dźwięk tak, żeby tylko oni mogli słyszeć. Wysłuchali z uwagą następującej rozmowy:
Mężczyzna: – Freddie wysłał nas tu po nic. Kaktus urośnie mi na dłoni, jeśli te dzieciaki są detektywami.
Kobieta: – Freddie rzadko się myli. Mówił, że to spryciarze. Sprawdził ich. Nazywają siebie Trzema Detektywami.
Mężczyzna: – Bawią się tylko! Nie powiesz mi, że kiedykolwiek coś wykryli. A jeśli, to przez czysty przypadek. Gdyby się mnie ktoś pytał, jak wygląda głupek, wskazałbym tego grubego chłopaka.
W tym momencie Bob i Pete z trudem powstrzymali się od chichotu. Jupe starał się zrobić na parze wrażenie głuptasa, ale ten komentarz to już było trochę za wiele.
Kobieta: – Tak czy inaczej, Freddie kazał ich śledzić i sprawdzić, czy się z kimś nie kontaktują. Uważa, że pracują dla CIA.
Mężczyzna: – Przecież nie wiedzą nic, o czym mogliby komukolwiek donieść. Szwendają się dookoła jak wszystkie dzieciaki. Niech ich ktoś inny śledzi.
Kobieta: – Nie masz więc zamiaru porozmawiać z nimi, żeby namówili księcia Djaro do współdziałania z księciem Stefanem?
Mężczyzna: – Nie, to nie jest dobry pomysł. Uważam, że jedynie to, co Freddie od początku zamierzał, jest rozsądne. Pozbyć się księcia i zrobić Stefana stałym regentem. Mamy Stefana w garści, więc faktycznie krajem będzie rządził syndykat nasz i Roberta.
Kobieta: – Lepiej mów ciszej. Ktoś może usłyszeć. Mężczyzna: – Nikogo nie ma w pobliżu. Mówię ci, Mabel, trafiła nam się okazja, o jakiej można było marzyć. Niech tylko to przejmiemy, książę Stefan będzie figurantem, a my usamodzielnimy się kompletnie. Czy myślałaś kiedykolwiek, co można zrobić posiadając własne państwo?
Kobieta: – Hazard, jak mówiłeś. Możemy prześcignąć Monte Carlo. Mężczyzna: – Tak. Później możemy opanować banki. Są ludzie w Stanach, którzy chcą ukryć pieniądze przed rządem. Zaoferujemy im przywileje bankowe. Ale to tylko początek. Ustanowimy prawo o ekstradycji, inne kraje nie będą mogły aresztować przestępców, którzy tu zbiegną. Każdy poszukiwany gdziekolwiek dla jakichkolwiek powodów tu będzie bezpieczny… dopóty, dopóki będzie nam płacił haracz.
Kobieta: – Świetnie, ale co będzie jeśli książę Stefan nie zechce zaakceptować naszych planów?
Mężczyzna: – Jeśli chce się utrzymać przy władzy, będzie musiał. Za dużo na niego mamy. Och, mówię ci, Warania to słodka, soczysta gruszka. Trzeba ją tylko zerwać.
Kobieta: – Cii! Wracają.
Taśma zamilkła. Jupiter przesunął niedbałym ruchem aparat fotograficzny i nieznacznie zatrzymał taśmę, po czym ją przewinął.
– Rany – jęknął Pete – to fatalnie, tak jak się Bert Young obawiał. Nawet gorzej. Oni planują obrócenie tego kraju w raj dla przestępców,
– Musimy powiedzieć o tym Bertowi Youngowi! – wykrzyknął Bob. Jupiter zmarszczył czoło.
– Powinniśmy. Chciałbym odtworzyć mu całą taśmę, ale to trwałoby zbyt długo. Podamy mu tylko najistotniejsze szczegóły.
Wziął aparat i udając, że zmienia w nim rolkę filmu, wcisnął odpowiedni klawisz.
– Pierwszy się zgłasza – powiedział cicho. – Czy mnie odbierasz?
– Głośno i wyraźnie – dobiegł go głos Berta Younga. – Nowy obrót wypadków?
Jupiter opowiedział mu, jak mógł najkrócej, co zaszło.
– Fatalnie – powiedział Bert Young, gdy Jupe skończył. – Mężczyzna i kobieta, których opisałeś, to chyba Max Grogan, hazardzista z Nevady i jego żona. Są w Stanach członkami przestępczego gangu. Freddie i Roberto, o których mówili, to pewnie Freddie “Palec” McGraw i Roberto Roulette, obaj hazardziści na wielką skalę. Cała ta sprawa jest dużo poważniejsza, niż nam się w ogóle śniło. Nie mniej, nie więcej, tylko próba przejęcia Waranii przez oszustów. Przy pierwszej sposobności musicie ostrzec księcia Djaro. Jutro przyjdźcie do ambasady. Pałac może nie być już dla was bezpiecznym miejscem. Spróbujemy pomóc księciu, ale musimy czekać, aż on nas o to poprosi. Spisaliście się, jak dotąd, doskonale. Nic lepszego nie mogliśmy sobie wymarzyć. Ale od tej chwili bądźcie ostrożni!
Rozdział 6. Wstrząsające odkrycie
Przez, resztę popołudnia Trzej Detektywi zwiedzali miasto. Wstąpili do kilku osobliwych starych sklepów i zwiedzili interesujące muzeum. Małym spacerowym stateczkiem odbyli rejs po rzece. Od czasu do czasu Rudi informował ich, że nadal są śledzeni. Teraz jednakże chodzili za nimi agenci warańskiej tajnej służby, najęci przez księcia Stefana.
– Być może tylko się wami opiekują – mówił ponuro Rudi – ale w to wątpię. Chciałbym wiedzieć, skąd się to bierze.
Chłopcy także chcieliby znać powód tego zainteresowania. Nie widzieli żadnej przyczyny, dla której mieliby rozbudzić ciekawość księcia Stefana. Nic dotąd nie zdziałali, nic, co by mogło pomóc księciu Djaro.
Tu i ówdzie, na rogach ulic, zauważyli małe grupy muzykantów grających na różnych instrumentach.
– To bardowie – wyjaśnił Rudi. – Wszyscy są potomkami rodziny, która przed laty ukryła księcia Paula. Ja również do nich należę, choć mój ojciec był premierem, dopóki książę Stefan go nie usunął. Jesteśmy najbardziej wiernymi poddanymi księcia Djaro. Dzięki dekretowi księcia Paula, nie płacimy podatków.
Utworzyliśmy tajną partię, opozycyjną wobec księcia Stefana. Nazywa się Partią Bardów, w skrócie Bardowie. O jednym mogę was zapewnić – ludzie nie lubią księcia Stefana.