– Ale tylko czasem.
Podświadome przeczucie, wbrew faktom. Tyle że instynkt gliniarza nie jest niezawodny. Czym jest w końcu instynkt? Jakże często przeczucie mnie zawiodło!
– Zapaliła silnik.
– Cholera, zbyt często.
– Więc nie masz do mnie pretensji?
Zatrzasnęła drzwiczki.
– Nie.
– Szczerze?
Patrzyła na niego przez otwarte okno.
Stał w słońcu, jego oczy pod gęstymi brwiami tworzyły dwie wąskie szparki. Porośnięte gęstym, czarnym włosem ramiona i jego postawa – wypchnięte do przodu biodra i obwisłe barki – nasunęły jej porównanie z gorylem. Nie, nie miała do niego pretensji, lecz nie potrafiła pozbyć się uczucia pewnego niesmaku.
– Zrozum, po prostu nie mogę poświęcić tej sprawie więcej czasu – odparła.
Wróciwszy na komisariat, zastała na swoim biurku stos nagromadzonej roboty papierkowej. Na samym wierzchu leżały akta mężczyzny, który wypadł z samolotu. Jego tożsamość pozostawała nieznana, a rozkawałkowane szczątki spoczywały w kostnicy Urzędu Lekarza Sądowego.
Zabrała się do tej sprawy, mając świadomość, że zbyt długo ją zaniedbywała. Ale nawet w trakcie oglądania zdjęć z sekcji zwłok myślała o Veagerach i o człowieku, który miał na swoim ubraniu włos trupa.
Przeglądała rozkład startów i lądowań samolotów na lotnisku Logana, lecz przed oczami miała twarz Gail Veager, uśmiechającej się na fotografii, która stała na jej toaletce. Przypomniała sobie zdjęcia kobiet, przypięte przed rokiem na ścianie pokoju konferencyjnego podczas śledztwa w sprawie Chirurga – całą ich galerię – twarze uwiecznione w ułamku sekundy, kiedy ich ciała były jeszcze ciepłe, kiedy oczy skrzyły się radością życia.
Nie potrafiła myśleć o Gail Veager bez wracania pamięcią do tamtych, które zginęły przed nią. Zastanawiała się, czy Gail też…
Brzęczenie zawieszonego u pasa pagera podziałało na nią jak porażenie prądem elektrycznym. Było zwiastunem odkrycia, które miało wywrócić do góry nogami wszystko, co zaplanowała na ten dzień.
Wybrała numer.
Chwilę później wybiegła pędem z budynku.