MEG
Śmieje się. Chociaż nie wie, dlaczego. Przyjechała policja. Jakaś dziewczyna – podobno jej współlokatorka – płacze. Ale Meg stoi na zewnątrz. Patrzy w ciemne wieczorne niebo, na którym niczym łepki od szpilek błyszczą gwiazdy. Owiewają chłodny zefirek, a ona obejmuje się ramionami i śmieje nieprzytomnie.
Policjanci chcą ją zabrać do szpitala. Dziwnie na nią patrzą.
– Jaki piękny wieczór – mówi im. – Patrzcie, jaka wspaniała noc! Zaniepokojeni policjanci pomagają jej wsiąść do radiowozu. Meg nuci do siebie. Dotyka ręką policzka i coś jej się przypomina.
Muśnięcie palców, łagodny szept. Oczy, ciemno-czekoladowe oczy patrzą na nią czule. Wygięte w słodkim uśmiechu usta.
– Gdzie jestem? – pyta jednego z policjantów.
– Poczekaj, aż dojedziemy do szpitala, dobrze?
Więc czeka. Nie przejmuje się niczym. Nuci jakąś melodię, której nie potrafi wyrzucić z głowy. Marzy o dotyku łagodnym jak szept. Drży w oczekiwaniu na namiętny pocałunek.
W szpitalu przeprowadzają ją przez bramkę z wykrywaczem metalu i wiodą do małej salki, gdzie wita ją specjalna pielęgniarka od przestępstw seksualnych. Zdaje się, że zna policjantów. Meg w to graj, bo ona nikogo nie zna.
– Bardzo źle? – pyta pielęgniarka.
– Sama nam powiedz. Współlokatorka wróciła do domu i znalazła ją przywiązaną do łóżka. Dziewczyna twierdzi, że niczego nie pamięta, nawet własnego imienia…
– Jak mam na imię? – odzywa się Meg.
Ignorują ją.
– Twierdzi, że współlokatorki również nie pamięta – mówi policjant. – W ogóle niczego ani nikogo. Jej koleżanka dała nam namiary rodziców. Są już w drodze.
Pielęgniarka odwraca głowę w stronę Meg.
– Była w tym ubraniu?
– Nie, współlokatorka rozwiązała ją i ubrała, zanim do nas zadzwoniła. – Policjant wygląda na wzburzonego. – Kiedy w końcu ludzie się nauczą, żeby nie odstawiać takich numerów? Znaleźliśmy podartą koszulkę na podłodze i damskie figi. Są już w drodze do laboratorium.
– Te ubrania też zapakuję. Na wypadek gdyby jakiś włosek albo włókno przylgnęło do materiału. Oznaczę je jako drugi komplet ubrań. W porządku?
Policjanci wzruszają ramionami.
– My ją tylko przywieźliśmy. Wszystko nam jedno.
– Panowie – odzywa się znowu Meg – prawda, że mamy piękny wieczór?
Policjanci przewracają oczami. Pielęgniarka mówi im, że mogą odejść, i podchodzi do Meg. Ma błękitne oczy, które patrzą na nią łagodnie, ale zarazem przenikliwie.
– Jak się nazywasz? – pyta, zakładając z trzaskiem parę rękawiczek.
– Nie wiem. Pytałam ich o to. Tamta dziewczyna mówiła na mnie „Meg”. Więc może jestem Meg Rozumiem. Ile masz lat, Meg?
Meg musi się zastanowić. Jaka liczba przychodzi jej do głowy.
– Dziewiętnaście?
Pielęgniarka kiwa głową, jakby uznała odpowiedź.
– A jaki mamy dzisiaj dzień? To łatwe.
– Środę. Jedenasty kwietnia.
– Dobrze. Teraz muszę cię zbadać, Meg. Wiem, że możesz się poczuć trochę niezręcznie, ale nie zrobię ci krzywdy. Możesz mi wierzyć. Jestem tutaj, żeby ci pomóc. Nawet jeśli wydaje ci się, że proszę o zbyt wiele, mam na uwadze wyłącznie twoje dobro.
Pielęgniarka wyciąga rękę. Chwyta Meg za nadgarstek obleczoną w rękawiczkę dłonią. Meg czuje nagły strach i cofa rękę.
– Nie – mówi, chociaż nie wie, dlaczego. Kręci głową. Noc nie jest już piękna. – Nie – powtarza. – Nie, nie.
– Masz zraniony nadgarstek. Leci ci krew – tłumaczy cierpliwie pielęgniarka. – Muszę go tylko obejrzeć, żeby wiedzieć, czy będzie potrzebny opatrunek. – Znowu wyciąga rękę i bierze Meg za nadgarstek.
– Nie! – Tym razem Meg ucieka ze stołu. Przyciska krwawiące ręce do piersi, czując gwałtowne bicie serca. Rozgląda się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Drzwi są zamknięte. Jest uwięziona w tym pokoiku z tą pielęgniarką i z tymi rękawiczkami. Rękawiczki śmierdzą. Czy pielęgniarka tego nie czuje? One tak brzydko, brzydko pachną.
Meg kręci się w kółko. Nie ma dokąd uciec. Siada na zimnej białej podłodze, kurcząc się ze strachu. Przyciska do piersi krwawiące nadgarstki i z powodu, którego nie potrafi wyjaśnić, zaczyna płakać.
Pielęgniarka przygląda się jej z kamienną twarzą. Ale przynajmniej nie próbuje podchodzić.
– Bolą cię ręce? – pyta łagodnie.
Meg nie pomyślała o tym. Ale teraz, kiedy kobieta o tym wspomniała… Spogląda na swoje nadgarstki. Widzi sine kręgi i świeżą krew na skórze.
– Pieką – mówi. W jej głosie pobrzmiewa zdziwienie.
Pielęgniarka kuca. Teraz ich oczy są na tym samym poziomie.
– Meg, chcę ci tylko pomóc. Jeśli mi pozwolisz, opatrzę ci nadgarstki i sprawię, że poczujesz się lepiej. Chcę ci także pomóc w inny sposób, Meg. Moja praca polega na tym, żeby umożliwić złapanie osoby, która ci to zrobiła. Przez którą pieką cię nadgarstki. Dlatego muszę ci zrobić kilka zdjęć. I dokładnie cię zbadać. Wiem, że w tej chwili to dla ciebie trudne. Ale obiecuję, że nie zrobię ci nic złego. Zaufaj mi, Meg.
Meg kiwa powoli głową. Nie boi się tej kobiety. Chyba nawet polubiła jej surową twarz i czujne spojrzenie. Ta kobieta wydaje się taka silna, władcza. Meg wstaje z podłogi. Wyciąga ku pielęgniarce zranione ręce.
Lecz w chwili, gdy kobieta znowu dotyka jej skóry obleczonymi w lateks palcami…
– Niedobrze mi – żali się Meg i ledwo udaje jej się dobiec do zlewu z nierdzewnej stali.
Drzwi otwierają się i zamykają, gdy pielęgniarka wychodzi z pokoiku. Meg obmywa twarz. Robiła to już dwa razy, zanim przyszli policjanci. Z tego powodu też mieli pretensje.
Bolą ją wargi. Odnajduje lustro i długo przygląda się swojemu odbiciu. Kąciki jej ust lekko krwawią, skóra jest otarta.
Meg czuje się naprawdę zdezorientowana. Sięga pamięcią wstecz w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi, lecz przypomina sobie tylko muśnięcia czyichś palców. Lekkie i pieszczotliwe. A ona wstrzymuje oddech, pragnąc, by się do niej zbliżył.
Pocałuj mnie, proszę.
Zaczyna drżeć. Chwilę później uświadamia sobie, że naprawdę się boi.
Z zewnątrz dobiegają głosy. Pielęgniarka i policjanci znowu rozmawiają na jej temat.
– Lateksem? Była związana kawałkami lateksu? Na litość boską, panowie, mogliście powiedzieć mi o tym wcześniej. Właśnie podeszłam do niej w lateksowych rękawiczkach, a ona o mało nie wyskoczyła ze skóry. Nic dziwnego, że tak się przeraziła.
– Więc pani myśli, że została zgwałcona?
– Oczywiście, że została zgwałcona. Widzieliście jej usta? Czuli kochankowie zwykle nie kneblują partnerek.
– Tak, ale… nie słyszała pani, co ta dziewczyna mówi? „Jaki piękny wieczór”. I cały czas nuci jakąś melodię i uśmiecha się do siebie. O co w tym wszystkim chodzi?
– To się nazywa euforia. Bo chociaż panna Pesaturo świadomie niczego nie pamięta, to jej podświadomość cholernie dobrze wie, co się stało, i podpowiada jej, że ma szczęście, że jeszcze żyje.
Policjanci nic już nie mówią. Chwilę później drzwi otwierają się i do sali wchodzi pielęgniarka. Meg patrzy na jej dłonie. Teraz nie ma na nich śmierdzących rękawiczek. Pielęgniarka podchodzi do szafki i wyjmuje jakieś pudełko. Podaje je Meg.
– Te ci odpowiadają?
Meg zagląda do pudełka. W środku leżą rękawiczki, ale inne. Wyciąga jedną z nich i pociera palcami. Jest cienka i pachnie gumą. Napis na pudełku mówi, że to rękawiczka winylowa. Meg wącha ją. W pamięci miga jej wspomnienie płynu do mycia naczyń i zlewu ze spienioną wodą. To wszystko.
Oddaje pudełko pielęgniarce.
– W porządku – mówi poważnym głosem.
Pielęgniarka rozkłada na podłodze białą tkaninę. Meg staje na niej i zdejmuje ubranie, włącznie ze stanikiem i majteczkami. Pielęgniarka pakuje każdą część garderoby do osobnej, specjalnie oznaczonej torby. Meg wyciąga ręce. Pielęgniarka robi zdjęcia jej nagiego ciała polaroidem. Osobno usta, osobno nadgarstki i kostki. Przeczesuje grzebykiem jej włosy łonowe. To, co zostało na ząbkach, wędruje do następnej torebki.
Potem Meg musi się położyć na fotelu. Układa stopy w strzemionach. Znowu wali jej serce. Stara się o tym nie myśleć. Stara się nie zapomnieć, że musi zaufać tej kobiecie, ponieważ stało się coś okropnego, mimo że pamięta tylko czekoladowe oczy i łagodny pocałunek kochanka.
Meg drży. W pokoiku jest tak zimno. Obawia się tamponów, które bierze pielęgniarka. Boi się tego, czego się może o niej dowiedzieć, a czego nie wie ona sama. Czuje się naga, nawet gdy pielęgniarka wręcza jej różowy szpitalny szlafrok.
Są ślady penetracji pochwowej, mówi jej pielęgniarka. Ślady płynu w szyjce macicy. Czy Meg bierze pigułki antykoncepcyjne?
Meg wydaje się, że chyba tak. Kiwa głową. Ale to dopiero początek. Nie musi przyjmować pigułki wczesnoporonnej, chyba że bardzo chce. Wciąż jednak istnieje ryzyko zakażenia chorobami wenerycznymi. Opryszczką. Rzeżączką. AIDS. Jeszcze dzisiaj odda próbkę krwi do analizy. W następnych tygodniach będą powtarzać badania, aby się upewnić, że nie doszło do zakażenia. Na przykład ślady HIV mogą się pojawić dopiero po sześciu miesiącach od odbycia stosunku z osobą zainfekowaną.
Meg znowu kiwa głową. Euforia już przeszła. Meg czuje się zmęczona. Bardzo zmęczona. Bolą ją usta, kostki u nóg, nadgarstki. Siedzi z mocno zaciśniętymi nogami i gdzieś w głębi ma nadzieję, że już nikt nigdy nie będzie jej dotykał.
Pukanie do drzwi. Policjant wtyka głowę. Przyjechali rodzice Meg. Jest także detektyw. Muszą jej zadać jeszcze kilka pytań…
– Wszystko będzie w porządku – mówi pielęgniarka.
Meg po prostu patrzy na kobietę. W końcu dociera do niej, że tej miłej, poważnej pani płaci się za to, żeby kłamała. Meg została zgwałcona. Meg postradała zmysły. Meg nie poznaje mężczyzny i kobiety, którzy wbiegają do pokoju i zalani łzami wykrzykują jej imię.
W ciągu następnych dni, tygodni, miesięcy Meg przydarzy się wiele rzeczy. Ale nic nie będzie w porządku. Na to będą potrzebne lata. Najprawdopodobniej całe życie.
Poniedziałek rano, siódma dziesięć. Meg w końcu zwlekła się z łóżka. Miała tej nocy problemy z zaśnięciem, chociaż nie bardzo wiedziała, dlaczego. Czekał ją co prawda ważny dzień, ale dla wszystkich pozostałych był on znacznie ważniejszy niż dla niej. Prokurator Ned D’Amato nie powoła jej nawet na świadka. Jak się bez ogródek wyraził, nie ma nic do powiedzenia. Wciąż nie pamięta niczego z tamtej nocy. Podczas procesu obrona pożarłaby ją żywcem.