8

– Muszę wrócić do biura – oznajmił Win.

– Nie interesuje cię, co powie Esperanza? – spytał zaskoczony Myron.

– Nie mam czasu.

Win sięgnął do klamki. Ton jego głosu zatrzasnął drzwi do dalszej dyskusji.

– Gdybyś chciał skorzystać z moich szczególnych talentów, mam komórkę – powiedział. Wychodząc spiesznie z pokoju, minął się z Hester Crimstein.

– A ten dokąd? – spytała, patrząc za nim w korytarzu.

– Do biura.

– Skąd nagle dostał takiego popędu?

– Nie spytałem.

– Hmm – mruknęła, unosząc brew.

– Hmm?

– Zarządzał kontem, z którego pochodziły zaginione pieniądze.

– I co z tego?

– Być może miał powód, by uciszyć Clu Haida.

– Nonsens.

– Twierdzi pan, że nie jest zdolny zabić? Myron nie odpowiedział.

– Jeśli tylko połowa historii, które słyszałam o Windsorze Lockwoodzie, jest prawdą…

– Powinna pani mieć na tyle rozumu, by nie wierzyć plotkom. Spojrzała na niego.

– A gdybym powołała pana na świadka i spytała, czy widział pan kiedyś, jak Windsor Horne Lockwood Trzeci kogoś zabił, co by pan odpowiedział?

– Że nie.

– Aha. Widzę, że wagarował pan również na zajęciach na temat krzywoprzysięstwa.

– Kiedy zobaczę Esperanzę? – spytał Myron, puszczając to mimo uszu.

– Chodźmy. Czeka na pana.

Esperanza, wciąż w pomarańczowym aresztanckim kombinezonie, siedziała przy długim stole. Rozkute z kajdanków ręce trzymała splecione przed sobą, minę miała pogodną jak figura w kościele. Hester dała znak policjantowi i wyszli razem z pokoju. Kiedy zamknęli drzwi, Esperanza uśmiechnęła się do Myrona.

– Witaj z powrotem – powiedziała.

– Dzięki.

Przyjrzała mu się bacznie.

– Gdyby twoja opalenizna była odrobinę ciemniejsza, mógłbyś ujść za mojego brata.

– Dzięki.

– Oho, wciąż gładki w mowie wobec pań.

– Dzięki.

Prawie się uśmiechnęła. Na przekór okolicznościom zachowała promienność. Jej elastyczna skóra i kruczoczarne włosy połyskiwały na jaskrawopomarańczowym tle aresztanckiego wdzianka, a oczy przywodziły na myśl księżyc nad Morzem Śródziemnym i białe wiejskie bluzki.

– Lepiej się czujesz? – spytała.

– Tak.

– Gdzie byłeś?

– Na prywatnej wyspie na Karaibach.

– Trzy tygodnie?

– Tak.

– Sam?

– Nie.

– Konkretnie – ponagliła, gdy nie rozwinął tematu.

– Uciekłem z piękną prezenterką telewizyjną którą ledwo znałem. Uśmiechnęła się.

– Czy ona, ujmując to delikatnie, cię przeleciała?

– Jak odrzutowiec.

– Miło słyszeć. Jeśli ktoś zasłużył, by przelecieć go jak odrzutowiec…

– Zgadza się, to ja. Wybrany na ostatnim roku studiów na Najbardziej Zasługującego na Przelecenie. Spodobało jej się to. Usiadła wygodnie, krzyżując nogi swobodnie niczym w koktajlbarze. W pozie, łagodnie mówiąc, osobliwej, zważywszy na scenerię.

– Nie powiedziałeś nikomu, gdzie jesteś.

– Tak.

– A jednak Win znalazł cię w ciągu niewielu godzin. Żadnego z nich to nie zdziwiło. Na krótko zamilkli.

– Jak się czujesz? – spytał Myron.

– Dobrze.

– Nic ci nie potrzeba?

– Nie.

Nie miał pomysłu, jak kontynuować rozmowę, jaki temat poruszyć, w jaki sposób. Esperanza znowu przejęła piłkę i zaczęła dryblować.

– A więc ty i Jessica rozstaliście się?

– Tak.

Pierwszy raz przyznał to na głos. Zabrzmiało dziwnie. Esperanza uśmiechnęła się bardzo szeroko.

– Nie ma złego bez dobrego! – powiedziała triumfalnie. – A więc to naprawdę koniec? Królowa Zołz odeszła na dobre?

– Nie nazywaj jej tak.

– Odeszła na dobre?

– Chyba.

– Powiedz tak, Myron. Lepiej się poczujesz. Nie zdobył się na to.

– Nie przyszedłem tu mówić o sobie – odparł. Esperanza w milczeniu skrzyżowała ręce na piersi.

– Wydobędziemy cię z tego. Obiecuję.

Skinęła głową, wciąż udając luz. Gdyby była palaczką, puściłaby kółka.

– Lepiej wracaj do firmy. Straciliśmy za dużo klientów.

– Nie dbam o to.

– A ja tak. – Jej głos się zaostrzył. – Jestem twoją wspólniczką.

– Wiem.

– Współwłaścicielką RepSport MB. Chcesz się zniszczyć, proszę bardzo. Ale niech cię ręka boska broni od ciągnięcia z sobą w przepaść mojego apetycznego tyłka!

– Ja nie o tym. Po prostu mamy w tej chwili większe zmartwienia.

– Nie.

– Co nie?

– Nie mamy większych zmartwień. Nie chcę, żebyś mieszał się do tej sprawy.

– Nie rozumiem.

– Do obrony wynajęłam jedną z czołowych adwokatek od spraw kryminalnych. Zostaw to jej. Myron próbował pogodzić się z tymi słowami, ale przypominały niesforne dzieci, które napchały się słodyczami.

– Co się dzieje? – spytał, pochylając się do przodu.

– Nie mogę o tym mówić.

– Słucham?

– Hester zabroniła mi rozmawiać o tej sprawie z kimkolwiek, nawet z tobą. Rozmowy z tobą nie są bezpieczne.

– Myślisz, że mógłbym się wygadać?

– Jeżeli zmuszą cię do zeznań…

– Wtedy skłamię.

– Nie będziesz musiał.

Myron otworzył usta, zamknął je i spróbował jeszcze raz.

– Win i ja pomożemy ci. Jesteśmy w tym dobrzy.

– Nie obraź się, Myron, ale Win to czubek. Kocham go, lecz nie trzeba mi pomocy w jego stylu. No, a ty… – Esperanza urwała, podniosła wzrok, rozplotła ręce i spojrzała mu prosto w oczy – jesteś towarem uszkodzonym. Nie potępiam cię za ucieczkę. Prawdopodobnie dobrze zrobiłeś. Nie udawaj jednak, że doszedłeś do siebie.

– Nie doszedłem – przyznał. – Ale na to jestem gotowy. Pokręciła głową.

– Skup się na agencji – powiedziała. – Utrzymanie jej przy życiu wymaga wielkiego wysiłku.

– Nie powiesz mi, co się stało?

– Nie.

– To bez sensu.

– Podałam ci już powody…

– Naprawdę boisz się, że obciążę cię zeznaniami?

– Tego nie powiedziałam.

– Więc o co chodzi? Jeżeli uważasz, że sprawa mnie przerasta, w porządku, mogę to kupić. Ale to nie powstrzymałoby cię od rozmowy ze mną. Pewnie dla świętego spokoju sama byś mi wszystko powiedziała, żebym tylko nie węszył w tej sprawie. Więc co tu jest grane?

Zamknęła się w sobie.

– Jedź do biura, Myron – poradziła. – Chcesz pomóc? Ocal naszą firmę.

– Zabiłaś go?

Pożałował tych słów już w chwili, gdy je wypowiedział. Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby uderzył ją w twarz.

– Nie obchodzi mnie, czy to zrobiłaś – dodał. – Pozostanę przy tobie bez względu na wszystko.

Chcę, żebyś to wiedziała.

Esperanza opanowała się. Odsunęła krzesło, wstała. Kilka chwil wpatrywała się badawczo w jego twarz, jakby szukała w niej czegoś, co zwykle tam było. Potem odwróciła się, wezwała strażnika i wyszła.

9

Kiedy Myron dotarł do agencji, Wielka Cyndi już okupowała biurko w recepcji. Siedzibę mieli w świetnym punkcie, w samym środku Park Avenue w śródmieściu. Wielopiętrowa kamienica Lock – Horne'ów należała do rodziny Wina od czasu kiedy prapra – et cetera dziadek Horne (a może Lockwood?) rozebrał indiańskie tipi i przystąpił do jej budowy. Myron wynajmował powierzchnię biurową od Wina ze zniżką. W zamian Win zawiadywał sprawami finansowymi jego klientów. Układ ten był dla MB bardzo korzystny. Oprócz znakomitego adresu i zagwarantowania klientom usług finansowych niemal legendarnego Windsora Horne'a Lockwooda Trzeciego, agencję RepSport spowijała aura solidności, jaką mogło pochwalić się niewiele firm.

Biuro mieściło się na jedenastym piętrze. Z windy wysiadało się wprost do recepcji. Klasa! Pikały telefony. Poleciwszy dzwoniącym czekać, Wielka Cyndi spojrzała na Myrona. Wyglądała – o co niełatwo – jeszcze absurdalni ej niż zwykle. Po pierwsze, małe biurko huśtało się na jej kolanach niczym ławka dziecka na kolanach ojca odwiedzającego szkołę podstawową. Po drugie, od wczoraj nie przebrała się ani nie umyła. Myron, który jako przedsiębiorca czuły na punkcie prezencji, w zwykłych okolicznościach skomentowałby jej wygląd, tym razem uznał, że nie czas (ani bezpieczna okazja) po temu.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: