Costello siedział na czerwonym futonie; Rebus wybrał dla siebie jedno z drewnianych krzeseł z prostym wysokim oparciem. Pomyślał, że przypominają krzesła wystawiane przed sklepami na Causeway, w których termin „antyki” mógł równie dobrze oznaczać ławki szkolne z lat sześćdziesiątych, jak i zielone regały biurowe wyrzucone na śmietnik podczas ostatniej wymiany mebli.

Costello przeciągnął dłonią po włosach i nie odpowiedział.

– Pytałeś mnie, czy myślę, że to ty ją zabiłeś – odpowiedział sobie Rebus.

– Że co zrobiłem?

– Że zabiłeś Flipę. Zdaje się, że tak to sformułowałeś: „Pan myśli, że to ja ją zabiłem, prawda?”

Costello kiwnął głową.

– No bo to dość oczywiste. Nasze drogi się rozeszły, więc przyjmuję, że musi mnie pan uważać za podejrzanego.

– David, w tej chwili jesteś jedynym podejrzanym.

– Pan naprawdę uważa, że jej się coś stało?

– A ty jak myślisz?

Costello potrząsnął głową.

– Od pierwszej chwili nic innego nie robię, tylko grzebię w myślach.

Przez chwilę zapadło milczenie.

– A właściwie, to co pan tu robi? – zapytał nagle Costello.

– Jak już mówiłem, wpadłem tu w drodze do domu. Podoba ci się na Starym Mieście?

– Tak.

– Trochę tu inaczej niż na Nowym. Nie chciałeś się przenieść bliżej Flipy?

– Do czego pan zmierza?

Rebus wzruszył ramionami.

– Może coś to mówi o was obojgu, wasz wybór dzielnic.

Costello zaśmiał się ironicznie.

– Wy, Szkoci, strasznie lubicie wszystko upraszczać i segregować.

– To znaczy, co?

– Albo Stare Miasto, albo Nowe. Albo katolik, albo protestant. Albo zachodnie wybrzeże, albo wschodnie… A życie potrafi być nieco bardziej skomplikowane.

– Przyciąganie się przeciwieństw, tylko o to mi chodziło. – Znów zapadło milczenie. Rebus rozejrzał się po pokoju. – Widzę, że zbytnio nie nabałaganili.

– Kto?

– Ci, którzy przeprowadzali tu rewizję.

– Mogło być gorzej.

Rebus pociągnął łyk kawy i udał, że się nią rozkoszuje.

– Przecież i tak nie zostawiłbyś tu ciała, prawda? Tylko zboczeńcy mogą zrobić coś takiego. – Costello nie spuszczał z niego wzroku. – Przepraszam, trochę się… Mówię tylko teoretycznie. Nie próbuję ci niczego wmówić. Ale ci szperacze na pewno nie szukali tu ciała. Oni zajmują się czymś, czego ani ty, ani ja nawet nie dostrzegamy. Drobinki krwi, włókienka, pojedyncze włosy. – Rebus wolno pokiwał głową. – Ławy przysięgłych uwielbiają takie rzeczy. Dawne metody policyjne zostaną niedługo złożone do lamusa. – Odstawił czarny połyskliwy kubek i sięgnął do kieszeni po papierosy. – Pozwolisz, że…?

Costello zawahał się.

– Właściwie, jeśli pan pozwoli, to ja też się poczęstuję.

– Bardzo proszę. – Rebus wyciągnął papierosa, zapalił go, potem rzucił chłopakowi paczkę i zapalniczkę. – Nie krępuj się i zrób sobie skręta – dodał. – To znaczy, jeśli popalasz.

– Nie popalam.

– Wygląda na to, że studenckie zwyczaje bardzo się zmieniły.

Costello wypuścił kłąb dymu i przyjrzał się papierosowi, jakby nie był przyzwyczajony do jego widoku.

– Pewnie tak – odpowiedział.

Rebus uśmiechnął się. Dwóch facetów siedzi, pali i gawędzi. Za oknami głęboka noc, cały świat śpi, nikt nie podsłuchuje – czyli dobra pora na szczerość i zwierzenia. Wstał z krzesła i podszedł do regału z książkami.

– W jaki sposób poznaliście się z Flipą? – spytał, biorąc do ręki pierwszą z brzegu książkę i kartkując ją.

– Na przyjęciu. Od razu coś między nami zaiskrzyło. Następnego dnia rano po śniadaniu poszliśmy na spacer na cmentarz Warriston. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że się w niej zakochałem… To znaczy, że to nie tylko przygoda na jedną noc.

– Interesujesz się filmami? – zapytał Rebus. Zauważył, że całą jedną półkę zajmowały książki o tematyce filmowej.

Costello uniósł głowę i spojrzał na Rebusa.

– Chciałbym kiedyś pisać scenariusze.

– Dobry pomysł. – Rebus wziął do ręki kolejną książkę. Zdawała się w całości zawierać wiersze poświęcone Alfredowi Hitchcockowi. – Więc nie poszedłeś do hotelu? – spytał po przerwie.

– Nie.

– Ale widziałeś się z rodzicami?

– Tak.

Costello zaciągnął się głęboko, jakby chciał wyssać z papierosa życie. Zdał sobie sprawę, że nie ma popielniczki, rozejrzał się więc wokół w poszukiwaniu czegoś w zastępstwie: lichtarze, jeden dla Rebusa, drugi dla siebie.

Odwracając się od regału, Rebus poczuł coś pod nogą: ołowiany żołnierzyk, nie większy niż trzy centymetry. Schylił się, by go podnieść. Muszkiet miał odłamany, a głowę skręconą w bok. Pomyślał, że to chyba nie on go rozdeptał. Ostrożnie ustawił go na półce i wrócił na krzesło.

– To zrezygnowali z tego drugiego pokoju? – zapytał.

– Śpią w oddzielnych pokojach, panie inspektorze. – Spojrzał na Rebusa znad lichtarza, do którego strząsnął popiół. – Ale to nie przestępstwo, prawda?

– Nie jestem w tych sprawach najlepszym sędzią. Żona odeszła ode mnie tak dawno, że już nawet nie pamiętam kiedy.

– Na pewno pan pamięta.

Rebus znów się uśmiechnął.

– Przyłapany na kłamstwie.

Costello położył głowę na oparciu futonu i stłumił ziewnięcie.

– Powinienem już pójść – powiedział Rebus.

– Niech pan chociaż dopije kawę.

Rebus już dawno ją skończył, ale skorzystał z okazji, by skinąć głową. Pomyślał, że nie wyjdzie, póki go stąd nie wyrzucą.

– Może się jeszcze znajdzie. Ludzie czasami robią różne dziwne rzeczy. Na przykład nagle przyszedł jej do głowy pomysł, żeby połazić po górach.

– Flipa nie była typem turystki.

– Ale może chciała gdzieś na trochę uciec.

Costello pokręcił głową.

– Wiedziała, że czekają na nią w barze. Nie mogła o tym zapomnieć.

– Nie? A powiedzmy, że poznała kogoś innego… Wiesz, na zasadzie reakcji pod wpływem nagłego impulsu, jak w tej reklamie.

– Kogoś innego?

– Jest to możliwe, nie uważasz?

Twarz Costello spochmurniała.

– Nie wiem. Sam się nad tym zastanawiałem, czy jest ktoś inny.

– I odrzuciłeś taką ewentualność?

– Tak.

– Dlaczego?

– Bo gdyby tak było, to by mi o tym powiedziała. Flipa już taka jest: wszystko jedno czy chodzi o wieczorową suknię za tysiąc funtów, czy o bilet na concorde’a zafundowany przez rodziców, musi się tym pochwalić.

– Lubi zwracać na siebie uwagę?

– Tak jak wszyscy, od czasu do czasu.

– Ale nie myślisz, że zrobiła to dla kawału, tylko po to, żeby wszyscy jej szukali?

– Sama wymyśliła swoje zniknięcie? – Costello potrząsnął głową przecząco, potem stłumił kolejne ziewnięcie. – Chyba powinienem się trochę przespać.

– O której jest ta konferencja prasowa?

– Wczesnym popołudniem. Mówili coś, że chcą z tym zdążyć na główne wydanie wiadomości.

– Tylko nie bądź stremowany. – Rebus pokiwał głową. – Bądź sobą.

Costello zdusił niedopałek papierosa.

– A kim mam być, jak nie sobą – powiedział, wyciągając do Rebusa rękę z papierosami i zapalniczką.

– Zatrzymaj je. Nigdy nie wiadomo, kiedy ci się zachce. – Wstał. Mimo paracetamolu krew dudniła mu w głowie. „Flipa już taka jest”. Costello powiedział to w czasie teraźniejszym. Czy to tylko uwaga bez znaczenia, czy coś bardziej przemyślanego? Chłopak też się podniósł i uśmiechnął, ale w jego uśmiechu nie było radości.

– No i w końcu nie odpowiedział pan na moje pytanie – rzucił.

– Biorę pod uwagę wszystkie możliwości, panie Costello.

– Naprawdę? – Costello wsunął ręce do kieszeni. – Będzie pan na tej konferencji prasowej?

– Niewykluczone.

– I będzie się pan wsłuchiwał w moje przejęzyczenia i moją intonację? Będzie pan szukał czegoś, jak ci pańscy szperacze? – Costello zmrużył oczy. – Bo może jestem jedynym podejrzanym, ale nie jestem głupi.

– Wobec tego ucieszy pana zapewne, że stoimy po tej samej stronie… chyba, że pan uważa inaczej?

– Po co pan tu dzisiaj przyszedł? Przecież nie jest pan na służbie, prawda?


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: