Lufa uniosła się w jej stronę.
– Padnij! – ryknął David, skoczył i przewrócił się razem z nią na podłogę. Pociągnął ją za łóżko. Jeszcze dwa trzaski. Kule świsnęły im nad głowami.
Dawid sięgnął pod swoją ładną sportową marynarkę i wyciągnął pistolet.
– FBI! – wrzasnął. – Rzuć broń!
12
Broń Davida wystrzeliła z ogłuszającym hukiem. Zaraz potem jedna kula przeleciała tuż koło ucha Melanie, która wzdrygnęła się i cofnęła w najdalszy kąt. Broń Davida huknęła jeszcze raz.
– Na trzy! – rzucił David.
– Co? – Prawie go nie słyszała przez dzwonienie w uszach.
– Uciekaj, jak doliczę do trzech! Dwa trzaski.
– Raz. Dwa. Trzy!!! – David wyprostował się i zaczął strzelać. – Już, już, już!!!
Pierwsze dwa kroki Melanie zrobiła na czworakach; dopiero potem zdołała się podnieść. David, nie przestając strzelać, popchnął ją jedną ręką. Wyskoczyła zza łóżka.
Napastnik uciekał już korytarzem, ciągnąc za sobą strugę krwi. Zabrał ze sobą notatki Diggera.
Melanie pobiegła w przeciwnym kierunku. David następował jej na pięty.
– Wszyscy padnij! On ma broń! Włączyć alarm, włączyć alarm! Ludzie padali na podłogę płasko jak naleśniki. Dwie kobiety zaczęły krzyczeć. Melanie wypadła z hotelu na zalaną słońcem ulicę.
Parę kroków dalej silne ramię chwyciło ją w talii. Wrzasnęła; napastnik zakrył jej usta ręką i wciągnął w pierwsze drzwi. Zaczęła gorączkowo szukać gazu.
– To ja, do cholery, to ja! Uspokój się! – David był bardzo blady. Włosy jeżyły mu się, mokre od potu. Nie zauważyła, żeby był ranny, ale oddychał z trudem i robił wrażenie cierpiącego. Może uskakiwanie przed kulami i strzelanie do bandytów, nie było najzdrowsze dla jego pleców. Jeśli te plecy naprawdę go bolały. Jeśli naprawdę nazywał się David Reese.
Usiłowała go odepchnąć. Chwycił ją mocniej.
– Kim jesteś? Co robisz? – wrzasnęła, ciągle z nim walcząc.
– Usiłuję cię sprowadzić z linii ognia – warknął. – Myślisz, że taki typ nie strzeliłby w plecy?
Prawie zdołała się uwolnić. Tylko prawie.
– Nie znam się na „takich typach”! Nigdy do mnie nie strzelali!
– Do mnie też nie, więc zamknij się na chwilę i daj mi pomyśleć.
Na ulicy zaczęło się zamieszanie: krzyki, ryk klaksonów, pisk opon. Napastnik pewnie wybiegł tylnym wyjściem z hotelu. Po chwili David rozluźnił chwyt i wyjrzał na ulicę.
– Cholera! – Odwrócił się do niej ze złością. – Nie wiesz, kto to był?
– Nie! – rzuciła. Skorzystała z okazji i znowu się szarpnęła. – Puszczaj, do diabła!
– Jezu. – Rozluźnił chwyt. Jednocześnie zasłonił jej usta ręką. Kiepski pomysł. Ugryzła go bez namysłu. Tym razem naprawdę ją puścił, ale oczy błyszczały mu niebezpiecznie.
W oddali wreszcie rozległy się policyjne syreny; zza zakrętu wypadły dwa radiowozy.
– To był ten gość z gazetą – wyjawił David niechętnie. – Widział, jak weszliśmy do pokoju Diggera i zamiast zrezygnować, przyszedł za nami. Dlaczego, do diabła?
– Naprawdę jesteś z FBI?
– Tak.
– Okłamałeś mnie!
– No więc się zemściłaś, bo ten gość nie strzelał ślepakami. Pora, żebyśmy sobie porozmawiali. I zaczniemy od pełnej listy wszystkich, którzy życzą ci śmierci.
David zabrał ją do pokoju Diggera, w którym roiło się od policjantów. Przedstawił się im jako agent specjalny David Riggs z bostońskiej filii FBI i natychmiast zaczął zasypywać ich pytaniami. Całkiem jakby codziennie kelnerzy okazywali się agentami w przebraniu.
Melanie nie mogła oderwać oczu od Diggera. Miał w piersi wielką dziurę. Krew była wszędzie. Przez jej zapach, żelazisty i ciepły, przebijał odór fekaliów i uryny. David wyjaśnił, że podczas agonii jelita rozluźniają się i pozbywają zawartości. Tego nie wiedziała.
Przybył detektyw z wydziału zabójstw. Miał dwurzędowy garnitur, zaczesane do tyłu kruczoczarne włosy i gładko wygoloną twarz. Przedstawił się jako detektyw Jax. Wyglądał jak aktor z kiepskiego filmu o policjantach. Zmierzył Melanie przeciągłym spojrzeniem od stóp do głów, zaproponował jej krzesło i kubek wody, po czym przeszedł do rzeczy.
– Dziewięć milimetrów – wyjaśnił Davidowi, wydłubując scyzorykiem pociski ze ściany. Wrzucił je do plastikowej torebki.
– Beretta – odparł David. – Bardzo charakterystyczny dźwięk. Jax wskazał na szlak czerwonych plam na podłodze.
– Jego?
– Trafiłem go w rękę. To mu trochę przeszkodziło, choć nie bardzo. Twardy sukinsyn. Tego właśnie nie lubię w zabójcach.
Jax wyszczerzył zęby. Pozbierał wszystkie kule i zajrzał do otwartego worka Diggera.
– Dwie pary slipów, brudnych. Dwie białe koszule, właściwie nie całkiem białe. Trzy nienaruszone butelczyny whisky. Widzę, że facet wiedział, co jest dla niego ważne.
– Wydawał się całkiem trzeźwy. – David skinął głową w kierunku pustej szafki przy łóżku. – Napastnik zabrał notatki Diggera. Nie było to łatwe przy trwającym ostrzale, więc podejrzewam, że na tym polegała jego misja. Dwa trupy i informacje.
– Dwa? – odezwała się Melanie. – Dlaczego? Tylko Digger zginął.
– Recepcjonistka powiedziała, że zabójca siedział tu wczoraj przez cały dzień – wyjaśnił jej David. – Myślała, że czeka na jakiegoś gościa. Dziś rano znowu się pojawił. A zatem od jakiegoś czasu obserwował Diggera. Widział, że do niego idziemy, po czym, jak twierdzi recepcjonistka, wstał, zadzwonił z telefonu komórkowego i zniknął w piwnicy, gdzie musiał przechowywać hotelowy uniform.
Melanie patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Detektyw wydawał się równie zaniepokojony.
– Facet wszedł do pokoju wiedząc, że jesteście tam we troje?
– Nikt się nie spodziewał, że jestem z FBI – wyjaśnił David rzeczowo. – Nikt też się nie spodziewał, że przyjdę. Podejrzewam, że zabójca zadzwonił właśnie w tej sprawie. Nie wiedział, czy ma działać w obecności trzeciej osoby.
– Ponieważ dostał zamówienie tylko na Larry’ego Diggera i Melanie Stokes.
– Ktoś mu pewnie powiedział, że Melanie wcześniej czy później musi się skontaktować z Diggerem. Dlatego czekał. Dwoje w cenie jednego. Nie tylko u nas ludziom zależy na wydajnej pracy.
Detektyw Jax pokręcił głową. Żuł wykałaczkę z takim napięciem, jakby to był ostatni papieros skazańca.
– Musiał się spietrać, kiedy się dowiedział, że jesteś z Biura. Tego się nie spodziewał.
David pozwolił sobie wreszcie na cień uśmiechu.
– Tak mi się wydaje. Może to jedyna dobra wiadomość tego dnia.
Zerknął z ukosa na Melanie. Zrozumiała. Dobry, stary David Riggs nie mógł odżałować straty świetnego incognito. Teraz musi jej wyjaśnić, dlaczego podszywał się pod kelnera. To będzie bardzo ciekawa rozmowa. Już się nie mogła doczekać.
– No tak – odezwał się Jax. – Mam nadzieję, agencie, że się nigdzie nie wybieracie, bo ta sprawa należy do nas i mamy mnóstwo pytań.
– Ja też prowadzę sprawę.
– Dlatego moje pierwsze pytanie…
– Nie teraz.
– Wcześniej czy później…
– Więc zgódźmy się na później, dobrze?
Wymienili zimne spojrzenia. Wreszcie detektyw Jax uznał się za pokonanego w pierwszej rundzie, wzruszył ramionami i przesunął wykałaczkę z jednego kącika ust w drugi.
Dopiero teraz obaj raczyli zwrócić uwagę na Melanie. Wyprowadzili ją z pokoju, żeby fotograf mógł przystąpić do pracy. Ktoś w białym fartuchu rozwinął taśmę mierniczą między ciałem Diggera a otwartymi drzwiami. Przybył koroner i rozpoczęły się wstępne badania. Śmierć angażuje duży zespół ludzi, pomyślała Melanie.
– Proszę pojechać z nami do miasta – zwrócił się do niej detektyw Jax. – Chcielibyśmy, żeby pani opisała napastnika. Musimy zrobić portret pamięciowy. Zgłosimy się z nim do miejscowych lekarzy. Może ten gość będzie chciał zadbać o rękę.
– Chcę do domu – oznajmiła twardo.
Mężczyźni wymienili spojrzenia.
– O tym porozmawiamy na posterunku – powiedział David, sięgając po jej rękę.
– Nie sądzę. O ile mi wiadomo, nie jestem aresztowana, co oznacza, że mogę robić, co chcę. A chcę wrócić do domu.