Mówiąc to pochylił się ku niej, a potem szepnął jej coś do ucha. Dana ze zdziwienia zrobiła wielkie oczy i zaczerwieniła się po same uszy.
Prezydent wyprostował się i rzekł:
– Pozwolą państwo, że przedstawię naszą wspaniałą panią domu. Pani Ashley Fleming, państwo Seagramowie.
– Cieszę się, że wreszcie panią poznałem – mruknął Seagram. Z równym powodzeniem mógłby mówić do ściany, Ashley Fleming bowiem rozszarpywała wzrokiem sukienkę jego żony.
– To chyba oczywiste, pani Seagram, że jutro z samego rana jedna z nas zacznie sobie szukać nowego projektanta sukienek – odezwała się Ashley słodziutkim głosem.
– O, zapewne nie ja, bo od dziecka ubieram się u Jacques'a Pinneigha – odparła Dana tonem niewiniątka.
Narysowane ołówkiem brwi Ashley Fleming uniosły się pytająco.
– Jacques Pinneigh? Nigdy o nim nie słyszałam.
– Szerzej znany jest jako J.C. Penney – odpowiedziała Dana że słodkim uśmiechem. – Za tydzień w jego śródmiejskim sklepie będzie wyprzedaż. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogły pójść tam razem. Dzięki temu nie będziemy musiały wyglądać jak bliźniaczki.
Wyraz oburzenia zastygł na twarzy Ashley Fleming, gdy prezydent dostał ataku kaszlu. Seagram lekko się skłonił, chwycił Danę pod rękę i szybko wmieszał się w tłum gości.
– Musiałaś to zrobić? – warknął.
– Nie mogłam się powstrzymać. Ta baba to zwykła uliczna dziwka – stwierdziła Dana, a potem spojrzała na niego oszołomiona. – On mi zrobił niedwuznaczną propozycję – powiedziała niedowierzająco. – Prezydent Stanów Zjednoczonych zrobił mi propozycję…
– O Warrenie Hardingu i Johnie Kennedym również krążyły plotki, że byli kobieciarzami. On niczym się od nich nie różni. Jest tylko mężczyzną.
– Rozpustnik prezydentem. Obrzydliwość.
– Umówisz się z nim? – spytał Seagram z uśmiechem.
– Nie bądź śmieszny! – odcięła się Dana.
– Czy mogę przyłączyć się do kłótni?
Pytanie to padło z ust niskiego mężczyzny o jaskraworudych włosach, ubranego w elegancki granatowy smoking. Nosił dobrze utrzymaną brodę, która barwą pasowała do włosów i przenikliwych brązowych oczu. Seagramowi jego głos wydawał się jakby znajomy, ale twarzy nie pamiętał.
– Zależy po czyjej stronie – powiedział.
– Wiedząc, że pańska żona jest gorącą zwolenniczką ruchu wyzwolenia kobiet, z przyjemnością stanę po stronie męża – odparł nieznajomy.
– Zna pan Danę?
– Powinienem. Jestem jej szefem. Seagram spojrzał na niego zaskoczony.
– A więc pan to z pewnością…
– Admirał James Sandecker – przerwała mu Dana ze śmiechem. – Dyrektor Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych. Panie admirale, przedstawiam panu mojego męża, którego tak łatwo zbić z pantałyku.
– Jestem zaszczycony, panie admirale – rzekł Seagram, wyciągając dłoń. – Nie mogłem doczekać się tej chwili, żeby osobiście podziękować panu za tamtą drobną przysługę.
– To panowie się znają? – spytała zaskoczona Dana. Sandecker skinął głową.
– Rozmawialiśmy ze sobą przez telefon, ale oko w oko jeszcze się nie spotkaliśmy.
Dana wzięła obu mężczyzn pod ręce.
– Dwaj moi ulubieńcy spiskują mi za plecami. Coś podobnego! Seagram spojrzał Sandeckerowi w oczy.
– Kiedyś zadzwoniłem do pana admirała z prośbą o pewną informację. I to wszystko.
Sandecker poklepał Danę po grzbiecie dłoni i powiedział:
– Nie zechciałaby pani zaskarbić sobie mojej dozgonnej wdzięczności, przynosząc mężowi whisky z wodą?
Dana zawahała się na moment, później lekko pocałowała Sandeckera w policzek i posłusznie ruszyła między grupkami gości stłoczonych wokół baru.
Seagram z podziwem kręcił głową.
– Widzę, że pan umie postępować z kobietami. Gdybym to ja poprosił ją o przyniesienie drinka, naplułaby mi w twarz.
– Ja jej wypłacam pensję, pan nie – rzekł Sandecker.
Wyszli na balkon. Seagram zapalił papierosa, a Sandecker głęboko zaciągnął się ogromnym, churchillowskim cygarem. Powoli szli w milczeniu, aż znaleźli odosobnione miejsce za wysoką kolumną.
– Czy ma pan jakieś wiadomości na temat „First Attempt"? – spytał Seagram półgłosem.
– Dziś po południu, o godzinie trzynastej zero zero naszego czasu przycumował w amerykańskiej bazie łodzi podwodnych w Firth of Clyde.
– To prawie osiem godzin temu. Dlaczego nikt mnie o tym nie zawiadomił?
– Pańskie instrukcje były całkiem wyraźne – chłodno odpowiedział Sandecker. – Żadnej łączności z moim statkiem, dopóki wasz agent nie powróci bezpiecznie na amerykańską ziemię.
– Skąd więc…?
– Moje informacje otrzymałem od pewnego starego znajomego z marynarki. Dzwonił do mnie zaledwie przed półgodziną, wściekły jak diabli, żądając wyjaśnień, dlaczego mój kapitan bez zezwolenia zawinął do portu w bazie marynarki.
– Ktoś musiał coś spieprzyć – stwierdził Seagram kategorycznym tonem. – Pański statek miał zawinąć do Oslo, żeby mój agent mógł zejść na ląd. Pytam się, co u diabła ten statek robi w Szkocji?
Sandecker rzucił Seagramowi twarde spojrzenie.
– Wyjaśnijmy sobie pewną rzecz, panie Seagram. NUMA nie podlega CIA, FBI ani żadnej innej agencji wywiadowczej, a ja nie mam zamiaru ryzykować życia moich ludzi tylko po to, żeby pan mógł myszkować po komunistycznym terytorium, prowadząc jakąś szpiegowską grę. Ja zajmuję się badaniami oceanograficznymi. Następnym razem, gdy będzie pan chciał bawić się w Jamesa Bonda, to niech pan użyje do swojej brudnej roboty marynarki wojennej albo ochrony wybrzeża. I proszę nie namawiać prezydenta, żeby wyznaczył do tego jeden z m o i c h statków. Czy pan mnie zrozumiał, panie Seagram?
– Przepraszam za kłopoty, jakie sprawiłem pańskiej agencji, panie admirale. Nie miałem zamiaru w niczym jej uchybić, proszę jednak zrozumieć mój niepokój.
– Chciałbym pana zrozumieć, ale pan mi wcale tego nie ułatwia – rzekł admirał z nieco łagodniejszą miną. – Byłoby o wiele prościej, gdyby pan dopuścił mnie do tajemnicy i powiedział, o co chodzi.
Seagram odwrócił głowę.
– Przykro mi.
– Rozumiem – rzekł Sandecker.
– Jak pan sądzi, co spowodowało, że „First Attempt" nie zawinął do Oslo? – spytał Seagram.
– Przypuszczam, że wasz agent uznał powrót cywilnym samolotem z Oslo za zbyt niebezpieczny i postanowił lecieć wojskowym. Nasza baza atomowych łodzi podwodnych w Firth of Clyde leży najbliżej lotniska, a więc prawdopodobnie rozkazał kapitanowi mojego statku badawczego płynąć do Szkocji.
– Chciałbym, żeby pan miał rację. Obawiam się jednak, że ta zmiana ustalonych planów oznacza jedynie kłopoty.
Sandecker zauważył, że Dana stoi ze szklanką w ręku w drzwiach prowadzących na balkon. Szukała ich. Kiedy jej pomachał ręką, dostrzegła go i zaczęła się zbliżać.
– Jest pan szczęśliwym człowiekiem, Seagram. Ma pan mądrą i piękną żonę.
Nagle pojawił się Mel Donner, szybko wyprzedził Danę i dotarł do nich pierwszy. Przeprosił admirała.
– Przed dwudziestoma minutami wylądował samolot z Sidem Koplinem na pokładzie – powiedział cicho. – Zabrano go do szpitala w Walter Reed.
– Dlaczego?
– Został paskudnie postrzelony.
– O Boże – jęknął Seagram.
– Czeka na mnie samochód. Możemy tam dotrzeć w ciągu kwadransa.
– Dobrze, ale za moment.
Przyciszonym głosem Seagram poprosił admirała, żeby odprowadził Danę do domu i usprawiedliwił go przed prezydentem, a potem ruszył za Donnerem do samochodu.