– SS – Sturmbahnführer Kraus, jak pan wie – tym razem warczał von Rodewald – jest naczelnikiem wydziału RuSHAw Breslau. I do jego dyspozycji przekazuje się osoby chore psychicznie. A takie podejrzenie zachodzi w pana wypadku. Spotkaliśmy się tutaj z SS – Sturmbahnführerem Krausem, aby ocenić stan pańskiego zdrowia psychicznego.

– Z całym szacunkiem, panie generale – Mock zgasił papierosa – ale który z panów jest lekarzem psychiatrą?

– Ja mam tu raport, Mock – wycedził wolno Kraus – z którego wynika, że jest pan ogarnięty manią religijną, że nieustannie czytał pan w szpitalu Biblię, że pisał pan po łacinie jakiś traktat o cierpieniu. To wszystko są zachowania człowieka chorego psychicznie. Wystarczy jeden mój telefon, a wyląduje pan w zupełnie innym miejscu!

– Czy to prawda, panie generale? – zapytał Mock. – Czy SS – Sturmbahnführer Kraus ma taką możliwość? Czy najpierw pan musi wyrazić zgodę na odstawienie mnie do szpitala wariatów? Kto jest w końcu moim zwierzchnikiem?

– Tak, najpierw ja muszę wyrazić zgodę. – W głosie von Rodewald pojawił się ledwo tłumiony gniew. – I wyrażę, jeśli mi pan zaraz nie wytłumaczy swojego religijnego szału.

– Rozumiem. – Mock był rozluźniony i swobodny. – Już to czynię. Czy pana dziwi, generale, że w człowieku, który jest odsunięty od obowiązków służbowych, pojawia się uczucie depresji i zniechęcenia? A czy to z kolei nie może powodować naporu myśli ostatecznych? A co lepiej odpowiada na pytania eschatologiczne niż Biblia? Stąd moje zachowanie. Nie mam nic więcej do dodania.

– Wspaniale pan to wyjaśnił, Mock. – wysyczał Kraus.

– Kapitanie Mock – przerwał mu von Rodewald.

– Nie chcę upominać oficera SS równego mi stopniem, ale zawieszenie kapitana Mocka w obowiązkach służbowych nie unieważnia jego szarży.

– Tak. Kapitanie Mock – Kraus mówił z zaciśniętymi zębami. – Pytania eschatologiczne. Tak. Bardzo ładnie. – Nagle podskoczył w fotelu. – A jak pan wyjaśni swoje niedawne zachowanie wobec strażniczki obozu na Bergstrasse, sierżant Waltraut Hellner?

– Nie słyszałem o tym – powiedział zdumiony von Rodewald, zwracając się do Krausa. – To jakaś świeża sprawa, panie SS – Sturmbahnführer?

– Bardzo świeża. – Triumf rozjaśnił oblicze Krausa. – Pański kapitan Mock torturował tę strażniczkę.

– Czy to prawda, kapitanie? – zapytał von Rodewald.

– To nie były tortury, lecz zabawa seksualna, panie generale – odpowiedział Mock.

– I bardzo wątpię, aby ta strażniczka oficjalnie mnie oskarżyła o cokolwiek.

– Ach, zabawa seksualna – powtórzył von Rodewaldi w myślach ujrzał swoje własne ubiegłonocne zabawy z panną Junggebauer. – A dlaczego wątpi pan, kapitanie, aby ta strażniczka podtrzymała oskarżenie?

– Ponieważ wyszłyby wówczas na jaw okoliczności, w jakich się z nią zabawiałem – odparł Mock.

– No wie pan, kapitanie! – wykrzyknął Kraus. – Czy nie zdaje pan sobie sprawy z ohydy tych poczynań? W pańskim wieku, na pańskim stanowisku torturować kobietę! To wstrętne! To nie licuje z godnością niemieckiego oficera!

– To była zabawa, panie generale. – Mock zwracał się wyłącznie do von Rodewalda. – Poza tym ona nic nie powie. Wspominałem już o pewnych okolicznościach. Chcą panowie je poznać?

– Nie! – krzyknął Kraus. – One nie zmieniają faktu, że pan torturował tę kobietę!

– A właśnie, że tak – odpowiedział von Rodewald. – Trzeba poznać dobrze całą sprawę. Swoją, miejmy nadzieję, chwilową, aberrację religijną już pan wyjaśnił, kapitanie. A teraz czas na te okoliczności, o których pan mówił.

– Strażniczka Hellner uczestniczyła w orgii seksualnej – Mock starał się mówić krótko i rzeczowo – która odbywała się w sali gimnastycznej dawnej szkoły żydowskiej przy Rehdigerplatz. Obecnie jest tam szpital polowy. Leżałem w nim. Późnym wieczorem dnia 6 kwietnia nie mogłem zasnąć z bólu i poszedłem do tego szpitala po lekarstwo przeciwbólowe. Nie spotkałem oddziałowej. Powiedziano mi, że widziano ją gdzieś koło sali gimnastycznej.

– Kto tak powiedział? – Kraus był bardzo podejrzliwy.

– Nie wiem. Jakiś żołnierz z obandażowaną głową. – Mock założył nogę na nogę, wysoko machając lśniącą cholewą.

– Poszedłem zatem do sali gimnastycznej. Znam dobrze tę szkołę.

– Skąd? – Kraus nie ustępował.

– Mieszkałem kiedyś niedaleko. Poza tym, jako były wysoki funkcjonariusz policji, byłem kilkakrotnie tam zapraszany na pogadanki dla młodzieży.

– Wróćmy do rzeczy, kapitanie. – Von Rodewald był bardzo zainteresowany. – Co z tą orgią?

– Udałem się do sali gimnastycznej w poszukiwaniu oddziałowej – kontynuował Mock.

– Kiedy tam dochodziłem, usłyszałem odgłosy orgii.

– Jakie to były odgłosy? Dokładnie! – Von Rodewald stukał nerwowo palcami o blat biurka, a Kraus krzywił się pogardliwie.

– Sapanie i krzyki orgazmu. Przez szparę w drzwiach przyglądałem się orgii. Oprócz Hellner uczestniczyło w niej siedem osób. Czterech mężczyzn i cztery kobiety. Wśród uczestników był komendant obozu na Bergstrasse, SS – Obersturmbahnführer Hans Gnerlich. Kobiety chyba rekrutowały się z personelu szpitala.

Generał trzasnął otwartą dłonią o blat biurka, aż podskoczył kałamarz i zagrzechotały kościane obsadki w kuflu z nadrukiem „Festiwal Piwa Breslau 1935”. Mock przerwał i spojrzał na swojego szefa ze zdumieniem. Podobne uczucie pojawiło się we wzroku Krausa, który porzucił studiowanie raportu. Von Rodewald nie mógł sprzed oczu odpędzić pewnego widoku: oto śliczna panna Junggebauer klęczy na parkiecie sali gimnastycznej, oto idzie na czworakach, a za nią kuca jakiś podniecony satyr. Nie potrafił zebrać myśli, nie wiedział, jakiej użyć aluzji, by wypytać Mocka o uczestników orgii. Gorące szpilki kłuły go po skroniach. Oczywiście, mógł wypytać Mocka, kiedy ten będzie wychodził albo przy jakiejś innej okazji – dziś, jutro lub kiedykolwiek. Nie wytrzymam, myślał, jeśli tego nie uczynię zaraz, teraz, już!

– Mam do pana pytanie, kapitanie – mówiąc to, generał instynktownie zakrył prawą dłonią swoją ślubną obrączkę. – Czy w orgii uczestniczyła siostra Rosę Junggebauer?

Kraus spojrzał surowo na generała i – zobaczywszy jego pomieszanie – dmuchnął z wściekłością dymem, strącając z liści palmy obłok kurzu.

– Ależ skąd, panie generale – odpowiedział Mock bez chwili wahania. – Takie cudowne zjawisko jak siostra Rosę? W orgiach uczestniczą dziwki albo stare raszple.

– Idźmy dalej. – Von Rodewalda aż rozsadzała duma. – Co dalej z tą orgią?

– Orgia się skończyła. – Mock zapalił nowego papierosa. – Gnerlich dal wszystkim jakiś narkotyk, a sam wyszedł z magazynku.

– Nie natknął się na podglądacza, czyli na pana kapitana? – Kraus za wszelką cenę próbował złapać Mocka na kłamstwie.

– Zdążyłem się ukryć.

– Gdzie?

– W sąsiednim pomieszczeniu.

– Co to za pomieszczenie?

– Szatnia męska i prysznice.

– Skąd pan wie, że akurat męska?

– Już panu mówiłem, panie SS – Sturmbahnführer, że znam dobrze tę szkołę.

– Czy możemy kontynuować przesłuchanie w sprawie tej Hellner, czy będzie pan jeszcze wypytywał o działanie natrysków? – Von Rodewald zwrócił się do Krausa i widząc jego niechętne skinięcie głową, zadał następne pytanie:

– Wszyscy wzięli jakieś narkotyki i co dalej?

– Usnęli. Wtedy ja. – Mock spojrzał nerwowo na Krausa. – Krępuję się. To sprawy bardzo intymne.

– Darujcie sobie relację o waszych zboczeniach. – Kraus wstał i zaczął chodzić po schronie. – Nie musimy tego słuchać.

– Dochodzimy do owych tortur – powiedział von Rodewald. – Mówcie, kapitanie Mock, co było dalej.

– Obudziłem Hellner i poszliśmy we dwoje do męskiej szatni. Tam położyłem ją na stercie materaców.

– Tak po prostu z panem poszła? – zdumiał się generał. – Znaliście się wcześniej?

– Tak – odparł kapitan. – Była moją długoletnią kochanką. Wątpi pan, generale, że moją oszpeconą twarzą mogą się interesować kobiety? Zapewniam pana, że nie twarz je interesuje.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: