To wyjaśnienie nie bardzo trafia mi do przekonania. Dlaczego nie miałam żadnych halucynacji w czasie tańca, a pojawiły się dopiero w czasie lądowania Sokoła? Dlaczego Dean, który wybiegł na zewnątrz kilka minut po mnie, i wraz ze mną przeniósł meteoryt do śluzy, nie doznał zaburzeń postrzegania? Dean również tańczył, tańczyła także Zoe — i czuli się zupełnie normalnie. Zoja twierdzi, co prawda, że to sprawa indywidualnej podatności, lecz ja nigdy nie miewałam zwidów.
Moje halucynacje wzrokowe są jednak tylko marginesową kwestią w zestawieniu z wynikami kosmicznych łowów. Schwytanie tej 39-kilowej bryły węgla jest nie tylko ogromnym sukcesem Włada, ale także konstruktorów całego „sokolego” systemu — Jara i Ziny. Przede wszystkim jednak, już na podstawie badań meteorytu, można uznać to osiągnięcie za punkt zwrotny w naszych poglądach na przeszłość Układu Proximy.
Struktura meteorytu wskazuje niezbicie na pochodzenie organiczne, lecz różne od ziemskiego. Jego wiek ocenił Heng na ponad 700 milionów lat. Być może uda się też określić, kiedy nastąpiła katastrofa planety, z której pochodził meteoryt.
Jak wykazują prześwietlenia i wewnętrzne zdjęcia warstwowe, blok ten nie jest jakimś jednorodnym kawałkiem skamieniałego pnia, ale zawiera mnóstwo drobnych elementów, należących do najrozmaitszych pałeobotanicznych gatunków. Siadów fauny na razie w nim nie znaleziono. Natomiast odkryto ponad sto trzydzieści rodzajów- pyłków kwiatowych. Żaden, mimo zewnętrznych podobieństw, nie pokrywa się z gatunkami roślin istniejących w Układzie Słonecznym dziś lub w przeszłości.
Poza tym, już w pierwszej fazie badań. Mary dokonała szczególnie intrygującego odkrycia. Oto na powierzchni bocznej meteorytu zauważyła foremną, pięciokątną skamieniałość o doskonale zachowanych szczegółach budowy. Twór ten, większy od paznokcia, o krawędziach wydłużonych ku górze, sprawiał wrażenie nasienia. Allan po bardziej szczegółowych badaniach oświadczył, że jego zdaniem może to być narząd spełniający funkcję zaczepną, po prostu mogący atakować zwierzęta wielkości małych owadów. Krawędzie opatrzone były ostrą, ząbkowaną listewką, jakby przeznaczoną do rozkrawanra.
Oczywiście, konieczne są dalsze badania, i to nie tylko schwytanego meteorytu, ale również planetoid, które prawdopodobnie są szczątkami rozbitej planety. Chwilami zaczynam żałować, iż nie jestem członkiem zespołu Igora. Umówiłam się z Suzy, że będzie przekazywać mi swe notatki na Noktę.
Ciągle myślę o tym, co widziałam. To nie mogło być tylko przywidzenie. Być może Proxima co pewien czas emituje jakieś promieniowanie sprzyjające zaburzeniom świadomości, o czym zdaje się świadczyć omdlenie Hansa. Zbieżność w czasie ze schwytaniem meteorytu węglowego może być zupełnie przypadkowa.
Muszę się przyznać, że jakkolwiek dałam się przekonać, iż to, co widziałam, było halucynacją (choćby wywołaną przez Proximę), po cichu marzę, aby znalazł się jakiś dowód realności tego zjawiska czy choćby przekonywający argument. Niestety, tylko jedna Zoe odważyła się wystąpić z taką hipotezą twierdząc, że nie można wykluczyć manifestowania się w ten sposób obcej cywilizacji władającej Układem Proximy. Ale Zoe, jak wszyscy dobrze wiedzą, ma głowę wypełnioną fantastycznymi pomysłami, i nikt jej poglądów „naukowych” poważnie nie traktuje.
DWA TYSIĄCE LAT…
(Ze wspomnień Daisy Brown)
Nokta, sierpień 2535
Od chwili kiedy — jako pierwsi uczestnicy międzygwiezdnej wyprawy — wylądowaliśmy na planecie Nokta, minęło sześć tygodni, wypełnionych niemal bez reszty wytężoną, mrówczą pracą.
Stosunkowo najszybciej posuwa się w swych badaniach Dean. Pomiary wielkości, kształtu i masy planety, jak również szybkość jej ruchu wokół osi, są właściwie tylko sprawdzeniem pomiarów dokonanych z Bolidu, krążącego wokół Nokty. W tym statku, będącym kosmiczną bazą naszej ekipy, pracują obecnie Władek i Zoe. Dean i ja „biegamy” po powierzchni globu, mierząc rozkład ciążenia i pola magnetycznego oraz natężenie promieniowania kosmicznego. Przenosząc się z miejsca na miejsce za pomocą plecowych aparatów rakietowych, w szybkim tempie wypełniamy rojem cyfr karty fotomap.
Jest to zresztą tylko część naszych zadań. W przyszłym tygodniu mamy rozpocząć sejsmiczne badania wnętrza planety i należy w różnych punktach globu rozrzucić przyrządy pomiarowe. Obowiązkiem naszym jest również pobieranie próbek skał oraz zestalonych, płynnych i gazowych resztek atmosfery Nokty występujących zwłaszcza na dnie kraterów i szczelin.
W przeciwieństwie do naszego ruchliwego i urozmaiconego trybu życia — Mary i Hans prowadzą drobiazgowe badania geologiczne, geofizyczne i chemiczne. Na podstawie map geologicznych, sporządzonych z Bolidu przed lądowaniem, wyznaczyli szereg punktów wymagających szczegółowych badań. Lecz właśnie z pozornie nudnych i jednostajnych pomiarów oraz analiz chemicznych, z prześwietleń i sondowań rodzi się to, co stanowi główny cel wyprawy: odsłania się przeszłość układu planetarnego Proximy.
Aby zilustrować to konkretnym przykładem, a jednocześnie oddać możliwie wiernie nie tylko temat, ale i atmosferę naszych rozmów, przytoczę tu zapis dyskusji, jaką toczyli Hans, Mary i Dean przed paru dniami w bazie planetarnej na Nokcie:
HANS (do Deana): Jak tam pomiary grawimetryczne w okolicach krateru G-347? Chcę tam przenieść swe stanowisko.
DEAN: Nic szczególnego. Chyba tylko to, że można podejrzewać obecność większych złóż metali ciężkich. Taśmy zostawiłem na dole. Możesz przejrzeć. Poza tym liczniki sygnalizują dość intensywne promieniowanie.
HANS: Kosmiczne?
DEAN: Nie. Różne pierwiastki promieniotwórcze. Pewno dość płytko położone. (do Mary) A jak twoje sondowanie? Siadów życia nie znalazłaś?
MARY: Nie. Żadnych śladów. Nawet bakterii. To zrozumiałe.
DEAN: Tak, to zrozumiałe. Nokta nie mogła otrzymywać nigdy więcej ciepła niż Jowisz.
MARY: Jest tu jedno „ale”. Zmiana formy kryształów. Niektóre minerały zewnętrznej powierzchni skał noszą ślady działania dość wysokiej temperatury.
DEAN: Trzeba przyjąć hipotezę, że Nokta poruszała się kiedyś bardzo blisko swego słońca.
MARY: Nie.
DEAN: Co chcesz przez to powiedzieć?
MARY: Zestawiając zwożone przez ciebie i Daisy odłamki skał z miejscem ich znalezienia, Zoe wykreśliła mapę według przeobrażeń formy kryształów.
DEAN: Co tam Zoe… Ona musi się jeszcze uczyć.
HANS: Właśnie w ten sposób się uczy na praktycznych przykładach. Zoe otrzymała to zadanie od Mary. Myślę też, że przynajmniej przez parę dni mogłaby latać z tobą. Ma dopiero dziewiętnaście lat. W tym wieku człowiek aż się rwie do trudniejszych zadań.
DEAN: Zaraz po zakończeniu badań sejsmicznych Daisy poleci na Bolid. Na dwa dni. No i co z tą mapą?
MARY: Bardzo ciekawe wnioski. Pas, w którym powierzchnia skał uległa najsilniej działaniu dość wysokiej temperatury z zewnątrz, biegnie nie wzdłuż równika planety, lecz nieco dalej na północ, między równikiem a zwrotnikiem. Co ciekawsze — nieco ukośnie. Najważniejsze zaś jest to, że samo centrum pasa wykazuje różnice w wysokości temperatury. Rośnie ona, a potem spada.
DEAN: A długość pasa nie jest równa równikowi?
MARY: Nie.
DEAN: A więc wzrost temperatury był krótkotrwały. Można zresztą w przybliżeniu obliczyć czas trwania zjawiska. Gdzie jest ta mapa?
MARY: Już obliczałam. Mniej niż jedna setna czasu obiegu planety wokół
Próximy. A może nawet tylko kilka dni. Potwierdza to zresztą głębokość występowania zmian w strukturze krystalicznej.
HANS: To nie jest jedyny problem Nokty. Są ślady wskazujące na działanie lodu. Obok bardzo licznych oznak działalności wulkanicznej i ruchów tektonicznych w dalekiej przeszłości — występują pęknięcia przypominające rozsadzanie skały przez zamarzającą wodę.
DEAN: A więc sądzicie, że Nokta otoczona była dość gęstą, częściowo skroploną i zestaloną atmosferą? Czy tak?