Posłaniec miał jeszcze krótką chwilę na zastanowienie się, czy jego nowy towarzysz nie żartuje. Zdecydował, że nie, a potem nie było już nic.
Czerwone niebo o poranku. Będzie deszcz. Tak.
, Sierżant tropiciel wiedźm Shadwell stał z głową pochyloną na ramię.
— A więc w porządku - oświadczył. - Żeście są gotowy. Macież wy wszystko jak trzeba?
— Tak, proszę pana.
— Wahadełko wykrywające?
— Wahadełko wykrywające, tak jest.
— Kciukośruba?
Newton przełknął ślinę i poklepał się po kieszeni.
— Kciukośruba — powiedział.
* W kręgu kultury języka angielskiego śmierć jest rodzaju męskiego (przyp. dum.).
— Kominkozapalarki?
— Naprawdę sądzę, panie sierżancie, że...
— Kominkozapalarki?
— Kominkozapalarki - odrzekł smutnym głosem Newton. -I zapałki[33].
— Dzwonek, książka i świeca?
Newton poklepał się po innej kieszeni. Znajdowała się tam papierowa torba, a wewnątrz niej mały dzwonek, z gatunku doprowadzających do wściekłości papużki faliste, różowa świeczka zdradzająca pochodzenie z urodzinowego tortu oraz książeczka zwana “Modlitwy dla małych pomocników". Shadwell wbił mu w głowę, że choć wiedźmy są celem podstawowym, dobry tropiciel wiedźm nigdy nie powinien przeoczyć szansy dokonania szybkiego egzorcy-zmu i przez cały czas powinien mieć przy sobie swój zestaw polowy.
— Dzwonek, książka i świeca — odrzekł Newton.
— Szpila?
— Szpila.
— Dobry chłopiec. Wyście nigdy nie powinien zapominać swej szpili. To bagnet twego uzbrojenia światłości.
Shadwell stał wyprostowany. Newton ze zdumieniem zauważył, że oczy starego człowieka zamgliły się.
— Chciałbym móc pojechać z wami - powiedział. - Pewnikiem to by nie było nic takiego, ale dobrze byłoby znowu pobuszować. To ciężkie, rozumicie, życie, całe to leżenie w tych mokrych paprociach i podglądanie ich piekielnego tańcowania. Okrutnie, wicie, łamie w kościach. - Wyprostował się i zasalutował. - Odmaszerować, szeregowiec Pulsifer. Oby zastępy chwały maszerowały z wami.
Gdy Newton odjechał, Shadwell pomyślał o czymś, co nigdy jeszcze mu się nie zdarzyło. To, czego obecnie potrzebował, to była szpilka. Nie przydziałowa wojskowa szpila do wykrywania wiedźm. Po prostu zwykła szpilka, jaką można wpiąć w mapę.
Mapa wisiała na ścianie. Była stara. Nie widniał na niej Milton Keynes. Nie było Harlow. Po prostu ukazywała Manchester i Birmingham. Była to od trzystu lat sztabowa mapa dowództwa tropicieli wiedźm. Ciągle jeszcze widać było nieco wbitych w nią szpilek, głównie w Yorkshire i Lancashire, kilka też w Essex, ale przerdzewiały już prawie na wylot. W innych miejscach tylko brązowe kikuty wskazywały miejsca dalekich wypraw starodawnych tropicieli wiedźm.
Wreszcie wśród szczątków nagromadzonych w popielniczce Shadwell wykrył szpilkę. Chuchnął na nią, wypolerował do połysku, przez przymrużone powieki wpatrywał się w mapę tak długo, aż odnalazł Tadfield i triumfalnie wbił ją w to miejsce.
Błyszczała.
Shadwell zrobił krok w tył i znów zasalutował. Oczy miał pełne łez.
Następnie zrobił energiczny w tył zwrot i zasalutował gablocie z eksponatami. Była stara i zniszczona, szkło miała potłuczone, ale przecież stanowiła na swój sposób historię tropicieli wiedźm. Zawierała srebra pułkowe (międzybatalionowe trofeum golfowe, o które, niestety, nie walczono od siedemdziesięciu lat), patentowaną, ładowaną od przodu gromową strzelbę pułkownika tropiciela wiedźm Nie-Będziesz-Spożywał-Żadnej-Żywej-Istoty-Z-Jej-Krwią-Ani-Nie-Bę-dziesz-Posługiwał-Się-Czarami-Ni-Wypatrywał-Znaków Dalrymple; zawierała też wystawę tego, co na pozór wydawało się kasztanami, ale
w rzeczywistości było kolekcją główek zmniejszonych przez łowców głów ofiarowaną przez sierżanta sztabowego tropiciela wiedźm Horacego Załatw-Ich-Nim-Załatwią-Ciebie Narkera, który wiele podróżował po obcych stronach; zawierała wspomnienia.
Shadwell wysmarkał głośno nos w rękaw.
Następnie otworzył puszkę skondensowanego mleka na śniadanie.
* * *
Jeśliby zastępy chwały nawet próbowały pomaszerować z Newtonem, rozsypałyby się w proch. A to dlatego, że jeśli nie liczyć Newtona i Shadwella, owe zastępy były od bardzo dawna martwe.
Błędem byłoby ocenianie Shadwella (Newtonowi nigdy nie udało się wykryć, czy prócz nazwiska posiadał on też imię) jako samotnego pomyleńca.
Po prostu tak się zdarzyło, że wszyscy inni wymarli, w większości przed paruset laty. Niegdyś Armia była tak wielka, jak to wynikało obecnie z twórczo prowadzonej przez Shadwella księgowości. Newton ze zdumieniem dowiedział się, że Armia Tropicieli Wiedźm miała przeszłość tak dawną i nieomal tak krwawą, jak jej bardziej świecki odpowiednik.
Wysokość plac dla tropicieli wiedźm została ustalona przez Olivera Cromwella i nigdy nie zrewidowana. Oficerowie otrzymywali koronę, a generał suwerena[34]. Było to oczywiście zaledwie podstawowe wynagrodzenie dla wolontariuszy, bo otrzymywało się dziewięć pensów za każdą wykrytą wiedźmę oraz najlepszą część jej majątku.
Naprawdę polegać można było tylko na tych dziewięciopen-sówkach. Tak więc nie były to łatwe czasy, dopóki Shadwell nie został umieszczony na listach płac Nieba i Piekła.
Płaca Newtona wynosiła jednego starego szylinga na rok[35].
W zamian za to obowiązany był posiadać przy sobie w każdym momencie “skałki, muszkiet, prochownicę, krzesiwo i hubkę lub ognionośny lont", choć Shadwell dawał do zrozumienia, że gazowa zapalniczka ronsona wystarczy w zupełności. Shadwell bowiem powitał wynalazek zapalniczki w taki sam sposób, jak zawodowi żołnierze powitali karabin powtarzalny.
W oczach Newtona wszystko wyglądało podobnie, czy się należało do Tajnego Związku, czy do stowarzyszeń, w których odtwarzano nieustannie wydarzenia wojny secesyjnej. Dzięki temu weekendy spędzało się na wolnym powietrzu, co oznaczało też, że podtrzymuje się przy życiu wspaniałe, stare tradycje, które uczyniły cywilizację zachodnią taką, jaka jest dzisiaj.
* * *
W godzinę po opuszczeniu lokalu dowództwa Newton zatrzymał się w zatoczce przy szosie i zaczął szperać w pudle stojącym na tylnym siedzeniu. Następnie otworzył okno samochodu, posługując się przy tym szczypcami, ponieważ korbka do szyby dawno już odpadła.
Paczka kominkozapalarek pofrunęła za płot. W chwilę potem podążyła za nią kciukośruba.
Jeszcze chwilę namyślał się nad resztą wyposażenia, wreszcie włożył je z powrotem do pudełka. Szpila była do użytku służbowego tropicieli wiedźm, stanowiła własność Armii, a na jednym końcu miała dobrą, hebanową gałkę, podobnie jak szpilki do damskich kapeluszy.
Wiedział, do czego służyła. Miał za sobą niemało lektur.
Na ich pierwszym spotkaniu Shadwell obdarzył go całym stosem broszur, ale Armia miała także zbiory różnych ksiąg i dokumentów, wartych, jak podejrzewał Newton, fortunę, gdyby kiedykolwiek trafiły na rynek antykwaryczny.
Szpila miała służyć do wbijania w podejrzane. Gdyby znalazły się na ciele miejsca, w których tego nie czuły, były wiedźmami. Proste. Niektórzy oszukańczy tropiciele wiedźm używali specjalnych, chowających się w rączce szpil. Ale ta była wykonana z uczciwej, solidnej stali. Gdyby wyrzucił szpilę, nie potrafiłby spojrzeć Sha-dwellowi w oczy. A poza tym to zapewne mogłoby przynieść pecha.
Zapalił silnik i ruszył w dalszą podróż.
Samochód Newtona był marki Wasabi. Nazwał go Dick Turpin[36] w nadziei, że kiedyś ktoś zapyta go, dlaczego tak.
Potrzeba by bardzo dokładnego historyka, aby ustalić bez żadnych wątpliwości dzień, w którym Japończycy przestali być szatańskimi automatami kopiującymi wszystko co zachodnie i zmienili się w zręcznych i pomysłowych inżynierów, zostawiając Zachód daleko za sobą. Ale Wasabi został zaprojektowany właśnie owego pogmatwanego dnia i łączył w sobie tradycyjne błędy konstrukcyjne samochodów zachodnich z mnóstwem pomysłowych klęsk żywiołowych, których eliminacja uczyniła takie firmy jak Honda czy Toyota tym, czym są dzisiaj.