– Dobrze, panowie – uległ wreszcie, kręcąc głową. – Ponieważ jednak pomoc w samobójstwie nie jest zgodna z prawem, lepiej się poczuję, gdy mnie oświecicie, o co tu chodzi. Dlaczego NUMA interesuje się wytwórnią placków należącą do meksykańskiego szubrawca?
– W zatoczce przy wytwórni Pedraleza na Baja California doszło do podwodnej eksplozji. Chcemy spytać, czy coś o niej wie. Jesteśmy organizacją naukową, i szukamy odpowiedzi na kilka pytań!
– Wszyscy pracownicy rządowi są jego wrogami. Takie wypytywanie uzna za wtrącanie się w jego sprawy. Zabijał ludzi z błahych powodów.
– Nie urwaliśmy się z choinki, panie Gomez – odparł Austin. – Próbowaliśmy innych dojść. Meksykańska policja twierdzi, że wybuch spowodowały przewody pary. Sprawa zamknięta. Zadzwoniliśmy więc do Ministerstwa Handlu, licząc, że dowiemy się czegoś od właściciela fabryki. Odparli, że to nie ich sprawa, wytwórnia należy do Pedraleza, i poradzili nam skontaktować się z Gomezem z biura terenowego w San Diego. Czyli z panem. A teraz chcemy zrobić następny krok. Czy Pedralez ma jakieś biuro w Stanach?
– Nie przekroczy naszej granicy. Wie, że go schwytamy.
– W takim razie musimy pojechać do niego.
– To nie będzie łatwe. Pedralez pracował kiedyś w meksykańskiej policji federalnej i ma w kieszeni połowę tamtejszych glin. Ochraniają go i przekazują mu wszystkich informatorów, rywali, każdego, kto mógłby mu zaszkodzić.
Gomez otworzył kluczem szufladę biurka i wyjął dwie grube teczki.
– W tej są akta dotyczące łajdactw Enrica, a w drugiej informacje o jego działalności legalnej – wyjaśnił. – Musi gdzieś prać brudne pieniądze, założył więc lub zakupił legalne przedsiębiorstwa po obu stronach granicy meksykańsko-amerykańskiej. Najwięcej zarobił na tortillach. Kiedy ludzie po naszej stronie granicy zaczęli je jeść, przemysł tortillowy stał się bardzo opłacalnym interesem. Kontroluje go kilka firm. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie to w swoim supermarkecie. Dla zdobycia swojej części Enrico wykorzystał koneksje w rządzie i obficie posmarował komu trzeba. – Pchnął akta w stronę gości. – Nie mogą wyjść z tego biura, ale możecie je przeczytać.
Austin podziękował mu i przeszedł z aktami do małej salki konferencyjnej. Usiadł przy stole naprzeciwko Zavali, wręczył mu teczkę z dokumentacją legalnych interesów Pedraleza, przykazując, by dał znak, jeśli znajdzie coś ciekawego, i zaczął kartkować drugą. Pragnął się zorientować, z kim będzie miał do czynienia. Im dłużej czytał, tym większą odczuwał niechęć. Nie podejrzewał, że w jednym człowieku może się skupić aż tyle zła. Enrico odpowiadał za setki morderstw, a w każdej z owych egzekucji było coś odrażającego.
– Mam! – obwieścił Joe i z szelestem przewrócił kilka kartek. – Informacje o powstaniu tej fabryki i raporty z jej obserwacji. Należy do niego od dwóch lat. Zajrzała tam FBI. Nie znaleźli nic podejrzanego. Odbyli pewnie tę samą wycieczkę co my, ale bez mojego skoku w bok. Raport stwierdza, że fabryka wygląda na legalne przedsięwzięcie.
– Żadnej wzmianki o podwodnej konstrukcji?
– Nie. – Zavala zmarszczył czoło. – Ani słowa.
– To mnie nie dziwi. Do laguny mogli ją ściągnąć w nocy.
– Prawdopodobnie. A co z twoimi aktami? Dowiedziałeś się czegoś?
– Owszem, że to wyjątkowe bydlę. Ale i tak musimy z nim pogadać.
– Gomez twierdzi, że to niemożliwe. Wymyśliłeś coś?
– Może. – Austin wręczył Zavali kartkę, którą wyjął z akt. – To lista jego zamiłowań. Oczywiście wino, kobiety, wyścigi konne, hazard. Jednak moją uwagę zwróciło coś jeszcze.
Zavala dostrzegł to od razu.
– Zbiera starą broń palną – powiedział. – Znam jednego takiego.
Austin uśmiechnął się. Był namiętnym kolekcjonerem pistoletów pojedynkowych, wykwintnie zdobionych staroświeckich narzędzi śmierci, którymi obwiesił ściany starej krytej przystani łodziowej nad Potomakiem, stanowiącym jego dom. Najcenniejsze eksponaty trzymał w skarbcu, a kolekcja ta należała do najciekawszych w kraju.
– Czy pamiętasz dwa nowe pistolety, które kupiłem w przeddzień regat? Są piękne, ale to duplikaty pary, którą mam. Zamierzałem wymienić się nimi na inne z jakimś kolekcjonerem.
– Chyba wiem, co ci chodzi po głowie. A jak chcesz dać znać Enricowi, że masz je na zbyciu?
– Zadzwonię do kilku handlarzy i powiem, że muszę szybko sprzedać te pistolety. Udam, że jestem w wielkiej potrzebie. Ten łajdak nigdy nie przepuści okazji, by kogoś oszukać.
– A jeśli Enrico już takie ma?
– Są dość rzadkie. Ale jeśli ma ich duplikaty, to być może zechce nabyć je z tego samego powodu co ja, by się nimi w przyszłości wymienić. Najważniejsze żebym mógł z nim porozmawiać. Nawet jeżeli ich nie kupi, to nie oprze się pokusie, żeby je obejrzeć, potrzymać w dłoniach. Jak każdy prawdziwy kolekcjoner.
– A co w przypadku ofert anonimowych? Jak poznamy, którą z nich złożył Enrico?
– Wiemy, że Pedralez nie przekracza granicy ze Stanami. Jeśli poproszą mnie, żebym w związku ze sprzedażą przyjechał do Meksyku, będzie jasne, że to on.
Zwrócili akta Gomezowi i opowiedzieli mu o swoim planie.
– Uda się albo nie – odparł. – To diablo niebezpieczne. Nawet jeżeli się z nim spotkacie, nie ma żadnej gwarancji, że coś wam powie.
– Uwzględniliśmy taką możliwość.
Gomez skinął głową.
– Za nic nie chciałbym, by tak sympatycznego gościa jak pan spotkało coś złego. W niczym wam nie pomogę, bo Meksykanie są trochę przeczuleni na punkcie policyjnych gringos, kręcących się na ich terytorium. Ale bądźcie pewni, że jeżeli was zabije, to jego życie nie będzie warte dziurawego peso.
– Dziękuję panu. To pociecha dla wszystkich, których pogrążę w żałobie.
– Zrobię, co się da. Podeślę kilku naszych ludzi. Dajcie znać, kiedy wyruszacie.
Wymieniwszy z nim uściski dłoni, agenci NUMA wrócili do hotelu. Austin z marynarskiego worka wydobył kasetkę z ciemnobrązowego drewna, podniósł wieko i wyjął jeden z pistoletów.
– Są prawie identyczne z tymi, które mam w kolekcji – powiedział. – Wyszły spod ręki rusznikarza Bouteta w czasach egipskiej kampanii Napoleona. Na ich lufach umieścił sfinksa i piramidy. Wykonał je prawdopodobnie dla jakiegoś Anglika. – Wycelował pistolet w lampę. – Kolba jest zaokrąglona, a nie kanciasta jak w pistoletach z kontynentu. Ale gwint w stylu francuskim, wielobruzdowy. – Odłożył broń na zielone sukno. – To nieodparta przynęta dla każdego kolekcjonera.
Sprawdził swoją listę handlarzy starą bronią i obdzwonił ich. Zadbał o to, by wiedzieli, że ogromnie mu zależy na sprzedaniu pistoletów, nawet ze stratą, i że nazajutrz wyjeżdża z San Diego. Wyznawał pogląd, że zmyślone historie muszą zawierać ziarno prawdy. Dodał więc, że w związku z zatonięciem łodzi potrzebuje gotówki na zapłacenie rachunków.
Godzinę po wypuszczeniu pierwszych balonów próbnych odebrał telefon od Lathama, wyjątkowo szczwanego handlarza o nieco podejrzanej reputacji.
– Mam chętnego na pańskie pistolety – oznajmił podniecony Latham. – Jest bardzo zainteresowany i chciałby je obejrzeć jak najszybciej. Może pan z nim się dzisiaj spotkać w Tijuanie? To niedaleko.
– Nie ma sprawy – zapewnił Austin. – A gdzie chce się ze mną zobaczyć?
Handlarz przekazał mu, żeby zaparkował po amerykańskiej stronie granicy i przeszedł do Meksyku przez most dla pieszych. Jego znakiem rozpoznawczym będzie futerał na pistolety. Austin odparł, że przyjedzie tam za dwie godziny, odłożył słuchawkę i przekazał wiadomość Zavali.
– A jeżeli zabierze cię gdzieś, gdzie nie będziemy mogli ci pomóc, na przykład, na jedno z rancz, na których lubi flancować ludzi?
– To pogadam z nim o pistoletach i jeśli go zainteresują, dobijemy targu. W najgorszym razie da mi to sposobność wyrobić sobie o nim zdanie.
Zaraz potem Austin zadzwonił do Gomeza. Agent FBI powiedział mu, że zebrał już ludzi, którzy będą go pilnować, ale nie z bliska, bo Pedralez na pewno sprawdzi, czy nikt za nim nie idzie. Kilka minut później agenci NUMA wsiedli do ponownie wypożyczonego pickupa i wyruszyli na południe. Zavala zostawił Austina po amerykańskiej stronie i wjechał do Meksyku. Austin odczekał dwadzieścia minut, a potem z futerałem pod pachą przekroczył most graniczny. Gdy tylko znalazł się po drugiej stronie podszedł do niego postawny mężczyzna w średnim wieku, w tanim garniturze.