– Tak jest. Zwodowany w 1637 roku z rozkazu Karola I. Jedna z największych morskich jednostek, jakie zbudowano w historii.

– A także, jeśli dobrze pamiętam, jedna z najcięższych. Skrócili ją o górny pokład, całkiem słusznie, zważywszy, że króla Karola też skrócono o głowę.

– Te modyfikacje wprowadzę potem. Nowy program będzie dostępny na wydziałach archeologii morskiej wszystkich uczelni, które go zamówią. Max sporządziła katalog setek dawnych statków. Ich plany, rysunki konstrukcyjne, wymiary, informacje historyczne, wszystko, co o nich wiemy, wprowadzamy do komputerów. A Max robi z tego holograficzną rekonstrukcję i w razie niekompletnych danych sama uzupełnia szczegóły. Max, może powiesz Kurtowi, co odkryłaś na podstawie materiałów, które nam dał.

Na wielkim monitorze tuż za platformą pojawiła się twarz ładnej kobiety. Jej usta rozchyliły się w śnieżnobiałym uśmiechu.

– Dla pana Austina zawsze jestem gotowa zrezygnować z przerwy na kawę – odparł zalotny głos.

Przestrzeń nad podestem rozbłysła niebieskim blaskiem laserów, rozmieszczonych w ścianach. Wiązka po wiązce, promień po promieniu, lecz z szybkością światła, błyskające lasery wyczarowały długi bezpokładowy okręt z jednym kwadratowym żaglem.

– Chodź – powiedział Yaeger, wstając.

Weszli na podest. Kiedy oślepiony na moment Austin odzyskał ostrość widzenia, stali na pokładzie okrętu, zwróceni twarzami w stronę wdzięcznie zadartego dziobu. Jego burty zdobione były okrągłymi drewnianymi tarczami.

– To następny krok w ewolucji tego programu – wyjaśnił Yaeger. – Nie tylko będzie można oglądać statki z naszego katalogu, ale także obejść ich pokłady. Wirtualna perspektywa zmienia się, kiedy się poruszasz. Ułatwiła to prostota tej konstrukcji.

– Stoję na pokładzie okrętu z Gokstad, prawda?

– Owszem. Zbudowanego w Norwegii pomiędzy rokiem siedemsetnym a tysięcznym. Oryginał miał dwadzieścia cztery metry długości i wykonano go z surowca nieco solidniejszego od wiązek światła – z dębu. To model w skali jeden do dwóch.

– Piękny, ale co ma wspólnego z materiałem, który ci przekazałem? – spytał Austin.

– Zaraz pokażę, co znalazłem.

Przez utkane ze światła ściany przeszli do konsoli.

– Ze zdobyciem garści danych na temat Mulholland Group nie było trudności – powiedział Yaeger. – Firma ta rzeczywiście, tak jak ci powiedział ten zabity prawnik, zajmuje się projektami wodnymi. Trochę się naszukałem, ale odkryłem, że wchodzi ona w skład dużej korporacji o nazwie Gokstad. Emblematem tej firmy jest okręt, który widzisz.

Hologram zniknął i na monitorze pojawiła się stylizowana wersja okrętu wikingów.

– Co więcej?

– Poprosiłem Max, żeby pobawiła się tematem. O samej firmie Gokstad dowiedziałem się niewiele, ale jest to niewątpliwie duża międzynarodowa korporacja, zaangażowana w najróżniejsze interesy: inwestycyjne, techniczne, bankowe, budowlane.

Yaeger wręczył Austinowi dysk komputerowy.

– To wszystko, co znalazłem – powiedział. – Nic nadzwyczajnego. Będę szukał dalej.

– Dziękuję, Hiramie. Przejrzę go. A tymczasem mam jeszcze jedną prośbę do ciebie i do Max. – Austin zrelacjonował mu swoją wizytę w ośrodku Garbera i rozmowę z synem oblatywacza. – Chciałbym wiedzieć, czy taki samolot w ogóle powstał i co stało się z jego pilotem.

Dzięki Max, która znów wyszła naprzeciw jego życzeniom, na ekranie ukazało się zdjęcie dużego samolotu w kształcie skrzydła.

– Ta fotografia z archiwum Instytutu Smithsoniańskiego przedstawia latające skrzydło Northropa YB-49A, ostatniego bombowca tego typu, który wzbił się w powietrze – poinformował cichy głos. – Mogę przedstawić go w trzech wymiarach, jak statki.

– To na razie wystarczy. Na moim cylindrze wyryto oznaczenie “YB-49B”.

Fotografię na ekranie zastąpił rysunek.

– To jest YB-49B – wyjaśniła Max.

– A co różni ten model od tego, który pokazałaś przed chwilą?

– Konstruktorzy uporali się z problemem drgań, które przeszkadzały przy zrzucaniu bomb. A ponadto zwiększyli prędkość i zasięg bombowca. Nie został jednak zbudowany.

Ani myśląc sprzeczać się z Max, Austin przyjrzał się przesuwającym się pod obrazem danym porównawczym i liczbom ilustrującym osiągi samolotu. Coś w nich go zaniepokoiło.

– Zaczekaj – powiedział. – Wróć. Podają tutaj, że jego prędkość przelotowa to osiemset pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Skąd ją znali, skoro nie przeprowadzono prób?

– Może są to dane szacunkowe – podsunął Yaeger.

– Może. Ale tu tego nie zaznaczono.

– Rzeczywiście. W tamtych czasach nie mogli obejść się bez testów prototypów, bo nie mieli tak inteligentnych maszyn jak Max, umożliwiających symulację warunków lotu.

– To oczywiste, ale dzięki za komplement – powiedziała Max. – Kurt ma rację, Hiramie. Kiedy rozmawialiście, sprawdziłam, że we wszystkich fazach prac nad projektem tego samolotu jego prędkość określano jako szacunkową. Ten rysunek stanowi wyjątek.

– A zatem ten samolot być może naprawdę istniał – rzekł Yaeger. – Tylko co się z nim stało?

– Na razie nic więcej nie zwojujemy – uznał Austin. – Dokumentacja Northropa i Sił Powietrznych przepadła. A co może powiedzieć nam Max o pilocie Franku Martinie?

– To ma być szybkie przeszukanie danych czy szczegółowa analiza? – spytała Max.

– A czym się one różnią?

– Szybki przegląd ogranicza się do rejestru wojskowego Pentagonu, w którym znajdują się nazwiska wszystkich osób, żyjących i nie żyjących, które służyły w siłach zbrojnych. Pełne badanie zawiera informacje z jego tajnych akt. Dla pewności zerknę również na dane Narodowej Rady Bezpieczeństwa, FBI i CIA.

– Pytanie w kwestii formalnej: czy włamanie się do tych baz danych nie jest nielegalne?

– Włamanie to takie brzydkie słowo – zaprotestowała Max. – Powiedzmy, że składam towarzyską wizytę bratnim systemom komputerowym, by z nimi poplotkować.

– No to nie odmawiaj sobie takiej rozrywki.

– Ciekawe – powiedziała po chwili. – Próbowałam otworzyć kilkoro drzwi, ale Harry pozamykał je na kłódki.

– Co za Harry, inny komputer?

– Nie, Harry Truman.

Austin podrapał się po głowie.

– Twierdzisz, że wszystkie akta tego pilota zabezpieczono z polecenia prezydenta? – spytał.

– Tak. Poza najbardziej podstawowymi informacjami o panu Martinie całą resztę utajniono. – Max zamilkła. – Dziwne. Właśnie natrafiłam na ślad. Jakby nagle otworzono drzwi zamknięte na klucz. Mam go. – Na ekranie pojawiło się zdjęcie młodego człowieka w mundurze lotniczym. – Mieszka na północy stanu Nowy Jork, koło Cooperstown.

– Żyje?!

– Co do tego istnieje sprzeczność. Według Pentagonu zginął w kraksie lotniczej w 1949 roku. A według tej nowej informacji nie.

– Zaszła pomyłka?

– Nie byłabym zdziwiona. Ludzie są omylni. Ja nie.

– Ma telefon?

– Nie. Ale mam adres.

Ze szczeliny w konsoli wysunął się wydruk. Wciąż nie wiedząc, co o tym myśleć, Austin spojrzał się nazwisko i adres pilota. Złożył kartkę i schował ją do kieszeni.

– Dziękuję, Hiramie i Max. Ogromnie mi pomogliście – powiedział i ruszył do drzwi.

– Dokąd teraz? – zapytał Yaeger.

– Do Cooperstown. To może być moja jedyna szansa, aby trafić do Galerii Sław Baseballu, która znajduje się w tym mieście.

21

Na drugim brzegu Potomacu, w nowej siedzibie CIA w Langley, analityk Zarządu Wywiadu zastanawiał się, czy jego komputer nie dostał czkawki. J. Barrett Browning, specjalista od Europy Wschodniej, wstał i ponad przegródką zajrzał do sąsiedniego boksu.

– Jack, popatrz, dzieje się tu coś bardzo dziwnego – powiedział.

Siedzący przy zaśmieconym biurku mężczyzna z ziemistą cerą odłożył rosyjską gazetę, w której zaznaczał fragmenty tekstów, i potarł głęboko osadzone oczy.

– Seks, zbrodnia i jeszcze raz seks. Nie wiem, co może być dziwniejsze od rosyjskiej prasy – odparł John Rowland, uznany tłumacz, który wstąpił do pracy w agencji po fatalnej dla CIA epoce Nixona. – Przypomina mi amerykańskie szmatławce. Niemal tęsknię za statystykami produkcji traktorów. – Wstał od swojego warsztatu pracy i wszedł do boksu Browninga. – O co chodzi, młodzieńcze? – spytał.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: