Jeśli była to droga do bazy, żaden okręt podwodny nie przepłynąłby tędy w najbliższym czasie. Austin krążył tam i z powrotem, ale nie znalazł ani śladu otworu. Wejście było całkowicie zablokowane.
Zavala dołączył do niego.
– To tyle, jeśli chodzi o moje marzenia o pięknych Rosjankach.
Austin przyjrzał się osuwisku, potem podpłynął do betonowego bloku o wysokości około dwóch metrów i szerokości metra. Odłamek stał pionowo niczym wielki kamień nagrobny. Ze szczytu sterczały dwa stalowe pręty. Wyglądały jak czułki owada.
– Gdyby udało nam się go pchnąć, może reszta osunęłaby się i odsłoniła dziurę.
– Niezły pomysł. Szkoda tylko, że nie wzięliśmy dynamitu.
– Może nie będzie potrzebny. Pamiętasz, co powiedział Archimedes?
– Ten facet, co prowadzi grecką knajpę na rogu? Jasne. Zapytał: “Na miejscu, czy na wynos?”
– Mówię o innym Archimedesie.
– Aaa, o tamtym! Powiedział: “Eureka!”
– Powiedział jeszcze: “Dajcie mi punkt oparcia, to poruszę Ziemię”.
Zavala spojrzał na stalowe pręty.
– O ile pamiętam, Archimedes miał na myśli dźwignie i punkty podparcia.
– Eureka – odparł Austin i podpłynął do szczytu bloku. Wcisnął się między beton i skałę, zaparł się plecami o ścianę i oparł stopy na jednym pręcie. Zavala zrobił to samo obok.
– Spróbujmy poruszyć mały kawałek świata – powiedział Austin. – Na trzy.
Naparli nogami na pręty. Blok przechylił się kawałek, potem wrócił na miejsce. Przeszkadzały im butle z powietrzem. Spróbowali jeszcze raz. Kawał betonu pochylił się niebezpiecznie. Przez moment wydawało się, że runie, ale mimo ich nacisku znów się cofnął.
Zavala zaproponował, żeby pchali wyżej. Przesunęli stopy na końce prętów. Wbili plecy w skałę i spróbowali znowu. Tym razem blok runął tak nagle, że omal nie polecieli za nim. Uderzył w zwolnionym tempie o wielki głaz, pękł na pół, odbił się kilka razy i wylądował na dnie w obłoku mułu. Za nim stoczyły się z osuwiska inne odłamki.
– Prymitywne, ale skuteczne – powiedział Austin, widząc otwór w rumowisku. Oświetlił go lampą i spróbował wcisnąć się do środka. Przeszkodziły mu butle z powietrzem. Zdjął je. Trzymając ustnik w zębach, wsunął się tyłem do otworu i wciągnął za sobą butle. Zavala zrobił to samo.
Utknęli w ciasnej przestrzeni między kupą głazów i masywnymi dwuskrzydłowymi drzwiami pancernymi. Były zamknięte, ale wybuch zagiął górny róg stalowej płyty jak kartkę w książce. Zmieścili się tam razem z butlami. Po drugiej stronie poświecili dookoła lampami. Snopy światła niknęły w pustce. Unieśli się w górę i po chwili ich butle otarły się o beton. Popłynęli tuż pod stropem przez ciemną wodę.
Po kilku minutach sufit zniknął. Wynurzyli się w zupełnej ciemności. Austin wypluł ustnik aparatu tlenowego i ostrożnie powąchał powietrze. Było stęchłe, ale nadawało się do oddychania. Zapalili lampy. Unosili się w wodzie niedaleko krawędzi basenu. Podpłynęli do drabinki, podciągnęli się na brzeg i poświecili dookoła.
– Co ja widzę! – powiedział Austin. – Ktoś zostawił w wannie gumową kaczuszkę.
W drugim końcu prostokątnego basenu majaczyły kontury okrętu podwodnego.
Ułożyli sprzęt do nurkowania tak, żeby móc go szybko zabrać z powrotem. Zdjęli skafandry i zostali tylko w czarnych ocieplaczach. Wzięli broń, zapas amunicji i lampy. Austin przypiął do pasa radio. Spróbował wywołać Kemala, ale grube betonowe ściany uniemożliwiły łączność. Wyruszyli na zwiedzanie sztucznej groty z wysokim stropem. Szli po wąskich torach, które biegły wokół basenu. Minęli pompy paliwowe, rury i przewody elektryczne.
Z góry zwisały pomosty robocze i podnośniki do ciężkich ładunków. Austin i Zavala okrążyli basen i podeszli do suchego doku. Kadłub okrętu podwodnego miał ponad sto metrów długości. Wspięli się na pokład i przeszli od dziobu do rufy. Za kioskiem było długie, płaskie wgłębienie. Wdrapali się na górę i otworzyli właz. Z luku buchnął fetor starego jedzenia, niemytych ciał i paliwa.
Zavala był ekspertem od pojazdów podwodnych. Zgłosił się na ochotnika do zbadania wnętrza. Austin został na straży.
– Nikogo nie zastałem – zameldował po powrocie Zavala. Jego głos odbił się echem w wielkiej grocie.
– Nic?
– Tego nie powiedziałem – odparł Zavala i wręczył Austinowi czapkę baseballową marynarki wojennej. – Znalazłem to na koi.
Austin przyjrzał się białym literom “NR-1” nad daszkiem.
– Mamy więcej pytań niż odpowiedzi.
– Sam okręt jest mniej tajemniczy. To diesel. Zbudowany do celów specjalnych. Nie ma torped. Sądząc po wyglądzie, na powierzchni musi być dość szybki. Te płetwy na kiosku powinny mu zapewniać dobrą manewrowość pod wodą. Pokład jest przystosowany do transportu jakiegoś ładunku. Może małych łodzi podwodnych.
– Jak NR-1?
– Bez problemu. Ale dlaczego zablokowali drogę do schronu?
– Już nie potrzebują tego maleństwa. Znasz lepszy sposób ukrycia dowodu? Spróbujmy poszukać właściciela czapki.
Nie znaleźli więcej śladów. Obeszli basen dookoła i wrócili do swojego sprzętu. Tory prowadziły do podwójnych stalowych drzwi o wysokości ponad trzech i pół metra. Obok było wejście, pozwalające ominąć ciężkie wrota. Zavala poruszył klamką.
– Otwarte – ucieszył się. – Mamy fart.
– Nie bądź taki pewien. To może być pajęcza pułapka na muchy.
– Nie boję się pająków – odparł Zavala i do rękojeści pistoletu heckler &koch VP70M kaliber 9 przymocował kaburę. Utworzyła kolbę do strzelania z ramienia. Ustawił ogień na trzystrzałowe serie.
Austin wyciągnął swoją broń. Jego ruger redhawk był ciężkim rewolwerem, wyprodukowanym na zamówienie przez Bowen Classic Arms Company. Strzelał specjalną amunicją dużego kalibru. Rękojeść zrobiono z rzadkiego południowoamerykańskiego drewna wężowego. Gruba lufa miała tylko dziesięć centymetrów długości, ale rewolwer walił jak armata.
Otworzyli boczne drzwi i weszli. Hala była o połowę mniejsza od schronu dla okrętu podwodnego. Dochodziły tu tory z głównej groty. Na szynach stało kilka samobieżnych wagoników towarowych, napędzanych propanem. Miały wielkość samochodu osobowego. Główne tory biegły przez środek hali. Od zwrotnic odchodziły odgałęzienia do łukowych portali po obu stronach.
Weszli do pierwszego pomieszczenia z brzegu. Na półkach leżały części zapasowe. W następnych magazynach były narzędzia, sprzęt gaśniczy i warsztaty. Jedną z sal oddzielały od reszty ciężkie stalowe drzwi pancerne. Trzymano tu materiały wybuchowe i broń krótką.
Wrócili do głównej groty i podeszli do windy. Obok były drzwi na klatkę schodową. Z góry dochodził zapach gotowanej kapusty. Wspięli się na piętro. Spod drzwi na podeście sączyło się światło.
Austin przyłożył do nich ucho. Nic nie usłyszał. Uchylił drzwi, potem ostrożnie otworzył na całą szerokość. Przekroczył próg i przywołał gestem Zavalę. Byli w szerokim korytarzu z górnym oświetleniem. Mogły się tu zmieścić obok siebie cztery osoby. Betonowy tunel przypominał schron piętro niżej.
Po jednej stronie ciągnął się szereg drzwi. Za pierwszymi była chłodnia pełna mięsa i warzyw. Łączyła się z magazynem produktów spożywczych i konserw. Obok znaleźli dużą kuchnię i piekarnię. Przeszli stamtąd do stołówki z długimi ławami i stołami. Kapusta pachniała coraz mocniej.
Austin strzepnął z blatu okruchy i dotknął palcem rozlanej wody.
– Dobrze się rozglądaj – doradził. – Mogą tu jeszcze być klienci tego lokalu.
Drzwi ze stołówki wychodziły na inny korytarz i sypialnię z pięćdziesięcioma pryczami. Prycze były zaścielone, kufry marynarskie puste. Weszli do małej świetlicy obok. Stało tu kilka stolików i krzeseł. Austin przyjrzał się szachownicy z pionkami, potem przesunął czarnego konia na inne pole.
– Szach i mat – powiedział.
Wrócili do głównego korytarza i wspięli się po schodach piętro wyżej. W przeciwieństwie do spartańskich koszar podłogę pokrywały grube dywany, a ściany ciemna boazeria. Znajdowały się tu pokoje biurowe i sale konferencyjne. Na ścianach wisiało kilka pożółkłych map morskich, ale biurka i szafki były puste.