– Ryzykowna zagrywka.
– Wcale nie. Anglicy donieśli Leninowi, że rodzina carska ucieka na “Odessa Star”.
– Pański dziadek wiedział o tym?
– Ostro protestował, ale został uciszony.
– Przez kogo?
– Przez króla Jerzego.
Zavala zmrużył oczy.
– Teraz rozumiem, dlaczego nie chciał pan udostępnić posiadanych informacji. Niektórzy ludzie nie byliby zachwyceni tym, że król był podstępnym donosicielem i współsprawcą wielokrotnego morderstwa.
– Nie nazwałbym go zbrodniarzem, ale fakt. że nie popisał się. Był zbyt naiwny. Nie wierzył, że Lenin może dopuścić się takiego okrucieństwa. Według mojego dziadka, król przypuszczał, że kobiety zostaną zamknięte w klasztorze.
Przez chwilę nie odzywali się. Siedzieli zamyśleni i słuchali śpiewu ptaków.
Zavala pokręcił głową.
– Czegoś nie rozumiem. Kilka lat temu Rosjanie wykopali kości, które zidentyfikowano jako szczątki rodziny Romanowów.
– Rosjanie zawsze byli mistrzami w fabrykowaniu dowodów. Może w historii o kościach rodziny carskiej jest trochę prawdy, ale nigdy nie znaleziono szczątków Aleksieja i wielkiej księżnej Marii.
– Marii?
– Tak. Urodziła się jako przedostatnie dziecko.
Zavala poszedł do samochodu i wrócił z aktami od Perlmuttera. Przerzucił papiery, znalazł fragment opowieści o “małej rusałce” i wręczył Dodsonowi. Anglik włożył okulary do czytania w drucianej oprawce. Przebiegł wzrokiem tekst i zawołał:
– Niesamowite! Jeśli to prawda, ród Romanowów nie wymarł! Maria, czy też Marie, jak ją tu nazwano, wyszła za mąż i miała dzieci.
– Właśnie.
– Wie pan, co to znaczy? Gdzieś może być prawowity następca tronu carskiego. Mój Boże, to katastrofa!
– Nie rozumiem.
– Rosja jest pogrążona w chaosie. Kraj ciągle szuka swojej tożsamości. Pod tym bulgoczącym kotłem płonie ogień nacjonalizmu. Ci, którzy chcieliby powrotu do czasów Piotra Wielkiego i innych carów, rozbudzają tęsknoty drzemiące w Rosjanach, ale mają od zaoferowania tylko wspomnienia o minionej epoce. Jeśli żyje prawdziwy następca tronu, nastąpiłoby zogniskowanie ich dążeń. Rosja wciąż ma broń masowej zagłady i większą część światowych zasobów naturalnych. Świat znalazłby się w niebezpieczeństwie, gdyby wybuchła tam wojna domowa i władzę przejął jakiś demagog. Wiadomość o udziale Brytyjczyków w spisku przeciwko carowi wywołałaby nasilenie wrogości do Zachodu.
Dodson urwał i przeszył Zavalę wzrokiem.
– Niech pan powie swoim przełożonym, żeby byli dyskretni. Inaczej sytuacja może się wymknąć spod kontroli.
Emocjonalna reakcja powściągliwego Anglika zbiła Zavalę z tropu.
– Oczywiście – obiecał. – Przekażę im to.
Ale Dodson już go nie słuchał, jakby zapomniał, że ma gościa.
– Car umarł, niech żyje car – mruknął.
26
Waszyngton
Leroy Jenkins wszedł z waszyngtońskiego upału do chłodnego wnętrza trzydziestopiętrowego wieżowca z zielonego szkła z widokiem na Potomac. Wysoki cylindryczny budynek już z daleka był imponujący, ale hol centrali NUMA przekroczył wszelkie wyobrażenia. Jenkins zadarł głowę i spojrzał na szczyt atrium, popatrzył dookoła na wodospady i akwaria pełne egzotycznych ryb, a potem zagapił się na wielki globus, wyrastający na środku zielonej marmurowej podłogi.
Uśmiechał się jak dziecko w sklepie z zabawkami, idąc przez ogromny hol między grupkami turystów oprowadzanych przez przewodniczki w nieskazitelnych uniformach. Atrakcyjna młoda kobieta, jedna z kilku recepcjonistek za długą ladą informacyjną, na widok nadchodzącego Jenkinsa uśmiechnęła się czarująco.
– Czym mogę służyć?
Jenkins zapomniał języka w gębie. W samolocie z Portland powtarzał sobie przygotowany tekst, a teraz odjęło mu mowę. Onieśmielała go świadomość, że jest w sercu największej agencji oceanograficznej na świecie. Był oceanografem i od dawna planował podróż do Świętego Graala nauki o morzu, ale najpierw przeszkadzały mu obowiązki wykładowcy, a potem choroba żony. Teraz był na takim etapie, że niechętnie opuszczał Maine. Żartował, że zarosną mu skrzela, jeśli za bardzo oddali się od morza.
Powietrze wydawało się naładowane elektrycznością. Każdy, kto nie był turystą, trzymał tu w ręku laptop. Nikt nie miał zniszczonego jasnobrązowego nesesera jak on. Jenkins czuł się głupio w pogniecionych spodniach, znoszonych butach sportowych i spłowiałej niebieskiej koszuli wilgotnej od potu. Zdjął jasnobrązową czapkę rybacką, wytarł czoło czerwoną chustą i natychmiast tego pożałował, bo wyszedł na zupełnego kmiota. Wepchnął chustę do kieszeni.
– Chciałby się pan zobaczyć z kimś konkretnym?
Jenkins uśmiechnął się słabo.
– Tak, ale nie bardzo wiem z kim.
Recepcjonistka znała takie sytuacje.
– Nie szkodzi, zdarza się. To miejsce jest trochę onieśmielające. Spróbujemy znaleźć właściwą osobę. Mógłby mi pan podać swoje nazwisko?
– Oczywiście. Roy Jenkins. To znaczy doktor Leroy Jenkins. Wykładałem oceanografię na Uniwersytecie Maine. Od kilku lat jestem na emeryturze.
– Już coś mamy. Chciałby pan rozmawiać z kimś z działu oceanograficznego, doktorze Jenkins?
Jenkins nabrał odwagi.
– Nie jestem pewien. Mam kilka pytań specjalistycznych.
– Zaczniemy od oceanografii i zobaczymy, co dalej.
Młoda kobieta podniosła słuchawkę telefonu, wcisnęła guzik i powiedziała kilka słów.
– Proszę wjechać na górę, doktorze Jenkins. Recepcjonistka na dziewiątym piętrze czeka na pana.
Znów błysnęła swoim bajecznym uśmiechem i zwróciła się do następnej osoby w kolejce.
Jenkins poszedł do wind z boku holu. Ciągle się zastanawiał, czy przejechał taki kawał drogi tylko po to, żeby zrobić z siebie idiotę przed jakimś młodym naukowcem, który potraktuje go z góry. Wsiadł do windy, nacisnął guzik i wystartował pod niebo. Było za późno, żeby się wycofać.
Na dziesiątym piętrze budynku NUMA Hiram Yaeger siedział przy konsoli w kształcie podkowy i patrzył na wielki monitor komputerowy, który wydawał się wisieć w powietrzu. Na ekranie widać było mężczyznę z wąską twarzą i krzaczastymi brwiami, pochylonego nad szachownicą. Przestawiał białą wieżę o dwa pola. Yaeger zastanowił się przez chwilę, potem powiedział:
– Goniec bije królową. Szach i mat.
Mężczyzna na ekranie kiwnął głową i palcem wskazującym przewrócił swego króla.
– Dzięki za partyjkę, Hiram – powiedział. – Musimy jeszcze kiedyś zagrać.
Zniknął. Na monitorze została tylko zielonkawa poświata.
– Jestem pod wrażeniem – odezwał się mężczyzna w średnim wieku, siedzący obok Yaegera. – Wiktor Karpow to nie patałach.
– Oszukiwałem, Hank. Kiedy wprowadziłem wszystkie jego partie do banku danych Max, zaprogramowałem zestaw odpowiedzi opartych na strategii Bobby Fishera. Poprawiał każdy mój zły ruch.
– Dla mnie to czarna magia – odparł Hank Reed. – Ale, zmieniając temat, gdzie są nasze zamówione kanapki?
– Wracajmy do roboty – powiedział Yaeger. – Jeśli nie przyniosą nam żarcia za pięć minut, zadzwonię tam jeszcze raz.
– W porządku – zgodził się Hank. – Czy Austin mówił, do czego mu to potrzebne?
Yaeger zachichotał.
– Kurt to pokerzysta. Nigdy nie pokazuje kart, dopóki ich nie wyłoży.
Austin zadzwonił do niego rano. Od razu przeszedł do rzeczy.
– Potrzebuję pomocy Max. W jakim jest nastroju?
– W dobrym. Jak zawsze, Kurt. Dopóki poję ją koktajlami elektronicznymi, zrobi wszystko, o co poproszę – odpowiedział Yaeger i zniżył głos do szeptu. – Myśli, że szczególnie cenię jej umysł, a nie ciało.
– Myślałem, że ona nie ma ciała.
– Ma ich całą kolekcję. Mae West, Betty Grable, Marilyn Monroe, Jennifer Lopez… Cokolwiek zaprogramuję.
– Postaw jej kilka drinków i poproś, żeby przypomniała sobie wszystko, co wie o hydracie metanu.
Austin nie przestawał o tym myśleć od czasu, kiedy dowiedział się od Troutów, że Ataman Industries zamierza wydobywać hydrat z dna morza.