Max bez pytania podzieliła ekran i pokazała widok z boku, z profilem fali. Tsunami urosła przy brzegu. Gigantyczne wodne szpony runęły na senny port. Max powtarzała tę scenę w szybkim i wolnym tempie. W pokoju panowała cisza.
Yaeger obrócił się na krześle.
– Jakieś uwagi, panowie?
– Zobaczyliśmy efekt – odrzekł Jenkins. – Pozostało pytanie, czy wywołał go człowiek?
– To się już zdarzało – przypomniał Reed. – Pamiętacie, co mówiłem o zapadnięciu spowodowanym przez platformę wiertniczą po przypadkowym uwolnieniu pióropusza gazu?
– Max, wiem, że ciężko pracujesz, ale czy mogłabyś wyświadczyć mi przysługę?
– Oczywiście, doktorze Jenkins.
– Dziękuję. Wróćmy do twojej mapy Wschodniego Wybrzeża. Pokaż nam słabe punkty podobne do tych na wysokości Maine.
Znów pojawiła się mapa z pulsującymi kółkami różnej wielkości. Największe były przy Nowej Anglii, New Jersey, Waszyngtonie, Charlestonie i Miami.
– Max, zrób symulację tego, co by się stało, gdyby szelf kontynentalny zapadł się na przecięciach z głównymi złożami hydratu metanu.
Z większych epicentrów natychmiast podniosły się dziesięciometrowe fale. Uderzyły w wybrzeże, wpłynęły do zatok i rzek i rozlały się daleko w głąb lądu.
Reed zamrugał gwałtownie za grubymi okularami.
– Żegnaj Bostonie, Nowy Jorku, Waszyngtonie, Charlestonie i Miami.
Jenkins odchrząknął.
– O czymś jeszcze nie wspomniałem.
Opowiedział o spotkaniu z ogromnym statkiem tuż przed uderzeniem tsunami w Rocky Point.
– A więc, pańskim zdaniem, miał on coś wspólnego z osunięciem się dna morskiego i wielkimi falami? – zapytał Yaeger.
– Tak. Był zarejestrowany w Liberii, jak wiele innych statków. Na kadłubie widniała nazwa “Ataman Explorer I”. Sprawdziłem w słowniku. Słowo “ataman” oznacza przywódcę kozackiego.
– Ataman? Jest pan pewien?
– Tak. Mówi to panu coś?
– Możliwe. Jak długo zostaje pan w Waszyngtonie, doktorze Jenkins? – zapytał Yaeger.
– Nie wiem. Chyba tyle, ile będzie trzeba.
Yaeger wstał.
– Chciałbym panu kogoś przedstawić.
27
Słońce wpadające przez wielkie przyciemnione okno oświetlało ostre rysy admirała Jamesa Sandeckera. W zielonkawym blasku wyglądał jak posąg Neptuna. Ze swojego gabinetu na ostatnim piętrze centrali NUMA miał wspaniały widok na rządową część Waszyngtonu. Stał zamyślony przy oknie i patrzył na miasto. Przyglądał się Białemu Domowi, wysokiemu obeliskowi Waszyngtona i kopule Kapitelu niczym sęp szukający ofiary.
Austin spędził większość poranka na relacjonowaniu Sandeckerowi wypadków na Morzu Czarnym. Admirała zafascynował opis schronu dla okrętu podwodnego. Zaintrygowało go spotkanie Austina z Pietrowem i powiązanie “Odessa Star” z lordem Dodsonem. Czasem zadawał jakieś pytanie, ale opowieści o masakrze na “Sea Hunterze” wysłuchał w ponurym milczeniu. Skubał tylko starannie przy strzyżoną rudą bródkę a la Van Dyck. Potem bez słowa wstał zza biurka i podszedł do okna.
Po chwili odwrócił się do Austina i Gunna, którzy siedzieli w skórzanych fotelach na wprost biurka.
– Przez cały okres służby w marynarce wojennej nie straciłem dotąd okrętu ani załogi. I niech mnie szlag trafi, jeśli puszczę im płazem to morderstwo.
W pokoju nagle powiało chłodem.
Sandecker wrócił za biurko i usiadł.
– Jak się czuje panna Montague, ta młoda dama, która przeżyła atak?
– To twarda sztuka – odrzekł Austin. – Uparła się, że zostanie na pokładzie, dopóki nie ściągną “Sea Huntera” do portu.
– Dopilnuj, żebym się z nią spotkał.
– Oczywiście – zapewnił Austin. – Co na to wszystko CIA?
Sandecker sięgnął do skrzyneczki na biurku, wyjął cygaro i zapalił.
– CIA obszczekuje nie to drzewo, co trzeba. FBI jest sceptyczne. Z sił zbrojnych nie ma żadnego pożytku, dopóki nie wskaże się im właściwego kierunku i nie da rozkazu do wymarszu. Sekretarz stanu nie odpowiada na moje telefony.
– A Biały Dom?
– Prezydent oczywiście przekazał wyrazy współczucia, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niektórzy członkowie jego gabinetu cieszą się. Uważają, że masakra była dla nas usprawiedliwioną karą za wtykanie nosa tam, gdzie nie trzeba. Są wkurzeni, że NUMA uratowała załogę NR-1.
– Co za różnica, kto ją uratował? – odezwał się Austin. – Grunt, że się udało.
Sandecker wypuścił kłąb dymu i jego głowę na moment spowiła purpurowa mgła.
– Przypuszczam, że to pytanie retoryczne. Znasz aż za dobrze tutejsze stosunki. Wiesz, że wdzięczność tu nie istnieje. Ubiegliśmy ich i mają pretensje.
Gunn westchnął.
– Tak, słyszałem. Twierdzą, że to przez nasze “wtrącanie się” nie odnaleziono jeszcze łodzi podwodnej, jej kapitana i sternika.
– Znaleźli dobrą wymówkę dla swojej niekompetencji – powiedział Sandecker. – Obawiam się jednak, że w sprawie “Sea Huntera” jesteśmy zdani na siebie. Macie jakiś trop tego Borysa?
– Lepiej skoncentrować się na Razowie – odparł Austin. – Według ostatniego raportu jego jacht opuścił Morze Czarne. Próbujemy go namierzyć.
– Pospieszcie się – odrzekł Sandecker.
Rozległ się cichy sygnał interkomu, a potem głos sekretarki Sandeckera.
– Wiem, że jest pan zajęty, panie admirale, ale przyszedł pan Yaeger. Przyprowadził dwóch panów. Chciałby się z panem pilnie zobaczyć.
– Proszę ich wpuścić – polecił Sandecker. Po chwili drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł Yaeger z małym doktorem Reedem i jakimś obcym człowiekiem. Sandecker spędził wystarczająco dużo czasu na wodzie, żeby natychmiast rozpoznać w Jenkinsie rybaka. Zwłaszcza po uścisku jego spracowanej, twardej jak skorupiak dłoni.
Wskazał gościnne fotele.
– No dobra, Hiram. Co się takiego stało, że opuściłeś swoją świątynię?
– Niech to lepiej wyjaśni doktor Jenkins.
Jenkins był zdenerwowany obecnością legendarnego dyrektora NUMA. Kiedy jednak zaczął mówić, uspokoił się. Potem Reed dorzucił swoją opinię geochemika, a Yaeger rozdał wydruki diagramów, które Max pokazywała na ekranie. Sandecker siedział rozparty w fotelu. Chłonął każdy szczegół.
Po prezentacji wcisnął guzik interkomu.
– Proszę przekazać, żeby wpadł do mnie doktor Wilkins z działu geologii.
Doktor Elwood Wilkins zjawił się po kilku minutach. Wyglądem przypominał jednego z tych aktorów filmowych, którzy zawsze grają uprzejmych aptekarzy lub lekarzy rodzinnych. Sandecker przysunął do biurka jeszcze jeden fotel. Wręczył geologowi wydruki i dał mu kilka minut na przestudiowanie ich. Wilkins skończył czytać materiały i podniósł wzrok.
Sandecker odpowiedział na nieme pytanie w jego oczach.
– Ci panowie sugerują, że krawędź szelfu kontynentalnego wzdłuż Wschodniego Wybrzeża może się zapaść i wywołać niszczycielskie tsunami. Cenię sobie ich opinię, ale chciałbym wiedzieć, co pan o tym sądzi.
– Najnowsze badania wskazują, że jest to całkiem prawdopodobne. Skała pod wierzchnią warstwą szelfu kontynentalnego jest mocno nasiąknięta wodą. Jej pęknięcie może spowodować osunięcie gruntu, które wyśle w kierunku brzegu gigantyczne fale. Symulacje komputerowe na Uniwersytecie Stanowym Penna dowodzą, że taka możliwość jest bardzo realna.
– Takie osunięcie mogłoby zostać spowodowane trzęsieniem ziemi? – zapytał Sandecker.
– Z całą pewnością.
– Czy może się to zdarzyć na Wschodnim Wybrzeżu? – spytał Gunn.
Wilkins postukał palcem w plik wydruków.
– Te materiały bardzo wiele wyjaśniają. Szelf kontynentalny biegnie wzdłuż całego wybrzeża. W kilku miejscach na jego zboczu znajdują się pęknięcia i kratery, gdzie możliwość osunięć gruntu jest szczególnie duża.
– Czy powodem osunięcia może być tylko trzęsienie ziemi? – zapytał Gunn.
– To może się stać samoczynnie.
– Miałem na myśli uwolnienie hydratu metanu.
– Również w takiej sytuacji grunt może się osunąć, wywołując gigantyczne fale.
Sandecker zauważył, że Wilkins chce o coś zapytać. Szybko uciął dyskusję.