– Podziałałoby jak czerwona płachta na byka. Mam inny pomysł. Oddzwonię do ciebie.
Austin wyłączył się i wygrzebał z portfela wizytówkę. Potem wybrał numer w Nowym Jorku.
– “Niewiarygodne tajemnice” – zgłosiła się recepcjonistka.
Zapytał, czy Kaela Dorn wróciła z terenu.
– Chyba tak. Mogę wiedzieć, kto dzwoni?
Austin przedstawił się, przygotowany na lodowate powitanie. Zaskoczył go ciepły ton Kaeli.
– Witam, panie Austin. Ranny ptaszek z pana.
– Słyszałem, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.
– Nie jestem Panem Bogiem. Czym mogę służyć?
– Po pierwsze, powiedz mi, dlaczego jesteś taka miła.
– A nie powinnam? Uratowałeś mi życie. I jeszcze załatwiłeś transport do Stambułu na kutrze kapitana Kemala.
– Nie był to “Queen Elizabeth II”, o ile sobie przypominam.
– Nieważne. W drodze powrotnej kapitan opowiedział mi o pewnym wraku i zabrał mnie tam. Statek był duży i stary. Podejrzewam, że jego wielkość mierzono kiedyś w łokciach.
– Arka Noego?
– Kto wie? Więc jeszcze raz dziękuję i pytam poważnie, co mogę dla ciebie zrobić. Mimo że wciąż jesteś mi winien kolację.
– Co byś powiedziała na zapiekankę fasolową po bostońsku?
– Myślałam raczej o żeberkach jagnięcych w Four Seasons.
– Proszę bardzo. Ale najpierw potrzebuję twojej pomocy. Dziś wieczorem w porcie bostońskim odbędzie się oficjalne przyjęcie na jachcie. Jest mi potrzebna wejściówka prasowa.
– Da się z tego zrobić reportaż?
– Ewentualnie. Ale nie teraz.
– Zgoda, ale pod jednym warunkiem. Idę z tobą. I dobrze się zastanów, zanim odmówisz.
Austin przez moment pomyślał o niezwykłej urodzie Kaeli.
– Umowa stoi. Przylecę na lotnisko Logan.
Zaproponował czas i miejsce spotkania.
Odłożył słuchawkę i zapatrzył się w przestrzeń. Jego niebieskie oczy miały nieobecny wyraz. Znalezienie centrum dowodzenia Razowa mogło być przełomem w tej sprawie. Ale z jeszcze innego powodu chciał wejść na jacht. Borys.
31
Boston, Massachusetts
Kaela Dorn czekała przy nabrzeżu Commonwealth Pier z widokiem na port bostoński. Obserwowała paradę VIP-ów, wysiadających z nieprzerwanego potoku limuzyn. Natychmiast ustawiali się oni w kolejce do motorówki, przewożącej ludzi na jacht Razowa. Kaela stała obok rzędu furgonetek telewizyjnych. Z ich dachów sterczały talerze i maszty anten. Przypominały rośliny z innej planety. Przyglądała się tłumowi, gdy z tyłu podszedł wysoki nieznajomy. Ledwo zerknąwszy w tamtym kierunku, odpowiedziała uprzejmie na jego powitanie. Sekundę później pożałowała tego, bo zagadnął modulowanym tonem podrywacza:
– Przepraszam, czy my się przypadkiem nie znamy?
Odwróciła się i pomyślała, że facet wygląda jak kiepska imitacja pewnego piosenkarza, którego nazwisko wyleciało jej z głowy.
– Nie – odparła z mieszaniną rozbawienia i lekceważenia. – Na pewno nie.
– Myślałem, że mi wybaczyłaś naszą niedoszłą randkę w Stambule – powiedział całkiem innym tonem.
Kaela przyjrzała się uważnie mężczyźnie.
– Boże! Nie poznałam cię.
– Nie na darmo nazywają mnie Człowiekiem o Tysiącu Twarzy – odrzekł Austin z diabelskim uśmiechem i rozpostarł ręce. – Czyż nie tak ubierają się dziennikarze telewizyjni?
Austin był w czarnych luźnych spodniach, czarnej koszulce i czarnej sportowej marynarce. Mimo zapadających ciemności miał na nosie okulary przeciwsłoneczne w stylu lat siedemdziesiątych, a na nogach stare buty do biegania New Balance. Z jego szyi zwisał złoty łańcuch, siwe włosy przykrywała ruda peruka.
– Wyglądasz jak hollywoodzki grabarz – powiedziała Kaela. – Podobają mi się zwłaszcza twoje nowe włosy. Co zrobiłeś z twarzą?
– Użyłem kitu.
Kaela uniosła brwi. Nagle przypomniała sobie nazwisko.
– Jesteś teraz podobny do Roya Orbisona.
– Będę o tym pamiętał, jeśli ktoś poprosi mnie o autograf. A co u ciebie?
– W porządku, Kurt. Cieszę się, że cię widzę.
– Mam nadzieję, że po tej robocie zaczniemy od punktu, w którym skończyliśmy.
Przechyliła zalotnie głowę.
– Chciałabym. Nawet bardzo.
Miała na sobie ciemnoszare spodnium. Miękki materiał podkreślał kształty ciała. Austin znów zwrócił uwagę na egzotyczny wygląd. Jednak nie czas było o tym myśleć.
– Więc mamy randkę. Koktajl w barze u Ritza – powiedział i rozejrzał się po tłumie mężczyzn i kobiet w strojach wieczorowych. – Jesteś gotowa?
Kaela zawiesiła mu na szyi plastikowy, laminowany identyfikator.
– Od teraz nazywasz się Hank Simpson. Jesteś naszym dźwiękowcem. To nic trudnego. Robota Dundee polegała głównie na dźwiganiu sprzętu i trzymaniu wysięgnika mikrofonu. Pomogę ci. Mickey spotka się z nami przy łodzi prasowej. Łap te skrzynki i udawaj głupiego.
– To ostatnie nie sprawi mi trudności – odrzekł Austin i chwycił ciężkie metalowe walizki jakby nic nie ważyły. Poszedł za Kaela do części nabrzeża z tablicą PRASA przybitą do słupa. Odkryta łódź właśnie podpływała po następną grupę dziennikarzy.
Krępy Mickey Lombardo podbiegi truchtem z kamerą na ramieniu.
– Mam kapitalne ujęcia Kennedych – pochwalił się. Rozpoznał Austina mimo przebrania i uśmiechnął się do niego. – O, nasz anioł stróż! Miło mi, że cię znów widzę.
Austin położył palec na ustach i zerknął na boki.
– A tak, zapomniałem – przyznał scenicznym szeptem Lombardo. – A przy okazji, podobają mi się twoje ciuchy.
Mickey też był ubrany na czarno.
– Jeśli ktoś zapyta, mów, że jesteśmy Blues Brothers – zasugerował Austin.
– Przykro mi, że muszę przerwać wasze spotkanie po latach, chłopcy – wtrąciła się Kaela – ale mamy transport.
Austin podniósł skrzynki ze sprzętem dźwiękowym i władował do motorówki. Siedzenia w łodzi były ustawione rzędami, jak w autobusie. Kaela usiadła między członkami swojej ekipy. Po kilku minutach motorówkę wypełniła grupa dziennikarzy prasowych, czujących się fatalnie w wypożyczonych smokingach, wyelegantowanych reporterów telewizyjnych i lizusowatych asystentów jednych i drugich. Łódź odbiła od brzegu i popłynęła przez basen portowy. Jej miejsce zajęła następna.
Wizytę Razowa relacjonowały wszystkie media na Wschodnim Wybrzeżu. Opinia publiczna po raz pierwszy dowiedziała się o jego nieprawdopodobnym majątku, ambicjach politycznych i zamiarze otwarcia w Bostonie centrum handlowego za miliard dolarów. Największe zainteresowanie wzbudzał jednak wielki, luksusowy jacht, symbolizujący jego bogactwo.
“Kazaczestwo” był największym statkiem, jaki zawinął do Bostonu od czasu regat Tall Ships Race. Kiedy wchodził do portu, krążyły nad nim helikoptery. Zdjęcia lotnicze obiegły cały świat. Eskorta kutrów straży pożarnej wystrzeliwała pod niebo fontanny wody. Dookoła tłoczyły się setki prywatnych lodzi, które odpędzała Straż Przybrzeżna. Gdy jacht rzucił kotwicę, przywitały go motorówki pełne polityków, urzędników i biznesmenów. Ale tylko najważniejsi, najbardziej wpływowi zostali zaproszeni na wieczorną galę.
“Ataman” dostał pozwolenie na zakotwiczenie między lotniskiem Logan i wybrzeżem bostońskim, żeby goście przylatujący samolotami mogli być przewiezieni na przyjęcie. Od dziobu do rufy jachtu paliły się kolorowe reflektory, które oświetlały port. Dla uczczenia uroczystego wieczoru delegacja miejscowych kongresmanów namówiła departament marynarki do ściągnięcia z Charlestown zabytkowej fregaty USS “Constitution”, nazywanej “Old Ironsides”.
Stary okręt wojenny rzadko robił takie nocne kursy. Zwykle odbijał od nabrzeża raz w roku, kiedy obracano go za pomocą holowników, żeby obie burty zużywały się jednakowo. Jednak w ostatnich latach, po gruntownym remoncie, przywracającym mu częściowo oryginalną konstrukcję z 1794 roku, odbywał przy specjalnych okazjach krótkie samodzielne rejsy pod żaglami. Austin podsłuchał rozmowę ludzi z telewizji o planowanej wizycie fregaty. Na pokładzie mieli być marines i artylerzyści, żeby oddać salwę honorową.