Motorówka zbliżała się do celu i Austin skupił uwagę na jachcie. Statek wyglądał tak, jak na zdjęciach Gamay. Miał ostry dziób w kształcie litery V, wklęsłą rufę i opływową nadbudowę. Austin rozpoznał konstrukcję FastShip, dzięki której Razow w ciągu niewielu dni mógł znaleźć się ze swym biurem wszędzie tam, gdzie jest woda. Łódź zajęła miejsce w rzędzie za kilkoma innymi, podpływającymi do burty jachtu. Załoga pomagała pasażerom motorówek przejść na statek. Przekazywała ich oficjalnemu komitetowi powitalnemu, który ledwo zerkał na zaproszenia i kierował gości do schodów.

Kaela ruszyła przodem, Austin i Lombardo wnieśli za nią sprzęt na pokład główny. Przedstawiciele mediów przechodzili między dwuszeregiem młodych kobiet i mężczyzn w jednakowych kasztanowych kurtkach. Wyglądali, jakby wybrała ich agencja castingowa. Wręczali gościom zestawy prasowe, oryginalne breloczki do kluczy w kształcie chartów rosyjskich i magnesy z logo “Atamana”. Obładowanych dziennikarzy kierowano do ogrodzonej strefy.

Młody przystojniak w szamerowanej kurtce, która świadczyła o jego randze, zaprosił ich do recepcji. Poinformował, że wywiady z gubernatorem i burmistrzem są zaplanowane w centrum prasowym. Pan Razow nie będzie udzielał wywiadów, złoży tylko krótkie oświadczenie. Wiedząc, że darmowe żarcie i drinki to najlepsza łapówka za dobrą prasę, skierował ich do salonu.

Kiedy tłum dziennikarzy odpłynął do otwartego baru, Austin i jego ekipa ustawili swój sprzęt blisko rzędu mikrofonów i jupiterów. Po skończonej robocie Austin wziął Kaelę pod ramię.

– Przyłączymy się do tamtych żarłoków?

– Za chwilę – odpowiedziała i zaprowadziła go do relingu, skąd widać było panoramę Bostonu z Customs House i wieżowcami Prudential i Hancock na tle nieba. Zrobiła poważną minę. – Zanim tam pójdziemy, muszę cię o coś zapytać. Chciałeś koniecznie dostać się na ten jacht. Czy Razow ma coś wspólnego z bazą okrętów podwodnych na Morzu Czarnym i tamtymi bandziorami, którzy nas zaatakowali?

– Skąd takie przypuszczenie?

– Nie udawaj. Jest Rosjaninem, jak tamci. Działa na Morzu Czarnym.

– Niestety, nie mogę powiedzieć ci wszystkiego. Dla twojego własnego bezpieczeństwa. Ale jest pewien związek.

– Czy Razow jest odpowiedzialny za śmierć kuzyna kapitana Kemala, Mehmeta?

Austin milczał. Nie było ucieczki przed zdeterminowanym spojrzeniem bursztynowych oczu.

– Pośrednio – przyznał

– Wiedziałam! Czas, żeby zapłacił za to.

– Zamierzam wystawić mu rachunek za wszystko, co zrobił – zapewnił Austin.

– Ja też.

– Obiecuję, że będziesz miała reportaż.

– Nie o tym mówię. Posłuchaj, Kurt. Nie jestem dziewczyną z bogatego domu w San Fernando Valley, którą najbardziej rajcowało włóczenie się z papierosem po eleganckim pasażu handlowym. Dorastałam w złej dzielnicy i gdyby nie moja matka, może odsiadywałabym teraz długi wyrok w Soledad. Chcę ci jakoś pomóc.

– Już pomogłaś. Wprowadziłaś mnie na pokład.

– To za mało. Dobrze wiem, że chcesz przycisnąć tego gnoja do ściany. Zgoda, ale muszę mieć w tym udział.

Austin przysiągł sobie, że nigdy więcej nie wejdzie Kaeli na celownik.

– Umowa stoi. Ale dziś jesteśmy na jego terenie. Nie wychylaj się z niczym. Nie chcę narażać ciebie i Mickeya. Sam sprawdzę jacht. Zgoda?

Kaela skinęła głową.

– Będziesz miał na to czas, kiedy zaczniemy wywiady. A teraz postaw mi tego drinka, którego obiecałeś przy pierwszym naszym spotkaniu.

Złapała go za ramię i pociągnęła w kierunku drzwi salonu. Dołączyli do tłumu. Austin zapomniał na moment, że jest na statku. Przeniósł się sto lat wstecz. Salon wyglądał jak sala tronowa, zaprojektowana przez architekta kasyn w Las Vegas. Był osobliwym połączeniem zachodniej cywilizacji i wschodniego barbarzyństwa. Podłogę pokrywał gruby purpurowy dywan. Wystarczyłoby go do kilku domów. Łukowate sklepienie zdobiły figurki amorków i nimf. Z sufitu zwisały kryształowe kandelabry. Po bokach sali stały rzędami potężne kolumny z wyrzeźbionymi złotymi liśćmi.

Można ty było spotkać przedstawicieli wszystkich bostońskich elit władzy. Grubi politycy z czerwonymi nosami ledwo mieścili się w wypożyczonych smokingach. Rozpychali się przy wielkim głównym stole, który uginał się pod ciężarem rosyjskich smakołyków. Dla kontrastu z nimi chorobliwie chude kobiety siedziały przy rokokowych stolikach i dziobały jedzenie, jakby było zatrute. Biznesmeni dyskutowali w grupach, jak najlepiej pomóc Razowowi wydać jego pieniądze. Legiony prawników, finansistów, lobbystów z Beacon Hill i ich personelu krążyły od stolika do stolika niczym pszczoły w poszukiwaniu nektaru. Na końcu sali znajdowało się podium, gdzie zamiast złotego tronu stała kapela, grająca skoczną rosyjską muzykę ludową. Austin zauważył, że zespół ma kozackie stroje i poczuł się nieswojo.

Kiedy szukał z Kaela miejsca, zawarczały werble. Na scenę wszedł facet od public relations w szamerowanej kurtce. Wylewnie podziękował wszystkim za przybycie i oznajmił, że gospodarz chce powiedzieć kilka słów. Po chwili na podium wspiął się mężczyzna w średnim wieku w granatowym garniturze. Tuż za nim dreptały dwa białe charty rosyjskie. Wziął mikrofon.

Austin przysunął się bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się Razowowi. Rosjanin nie robił wrażenia groźnego bandziora. Jeśli nie liczyć ostrych rysów wąskiej twarzy i przeraźliwie bladej cery, wyglądał całkiem zwyczajnie. Jednak Austin wiedział, że historia jest pełna niepozornych ludzi, którzy okazali się potworami. Hitler mógłby uchodzić za głodującego malarza, którym był kiedyś w istocie. Roosevelt nazywał Stalina wujkiem Joe, jakby chodziło o starego, dobrodusznego krewnego, a nie o ludobójcę. Razow zaczął mówić. Jego angielski miał tylko ślad obcego akcentu.

– Chciałbym podziękować wszystkim za przybycie na to przyjęcie ku czci waszego cudownego miasta – powiedział i wskazał psy. – Sasza i Gorki też się bardzo cieszą, że tu jesteście.

Użył chartów do przełamania lodów. Kiedy tłum zareagował śmiechem i oklaskami, psy wyprowadzono. Razow pomachał im na pożegnanie i uśmiechnął się do gości. Przemawiał głębokim, ciepłym barytonem. Sprawiał wrażenie, że patrzy ludziom prosto w oczy. Po kilku minutach wszyscy chłonęli każde jego słowo. Nawet politycy przestali się obżerać, żeby posłuchać.

– Cieszę się, że mogę być teraz tutaj, w kolebce amerykańskiej niepodległości. Zaledwie kilka mil stąd jest Bunker Hill, a nieco dalej Lexington, gdzie padły pierwsze strzały, które usłyszał cały świat. Powszechnie znane są wasze wspaniałe uczelnie i ośrodki medyczne. Robicie wiele, by zainspirować moją ojczyznę. W zamian chciałbym ogłosić otwarcie rosyjskiego centrum handlu, które ułatwi swobodny przepływ towarów między naszymi wielkimi krajami.

Kiedy Razow podawał szczegóły swojej inwestycji, Austin nachylił się do ucha Kaeli.

– Czas, żebym powęszył – szepnął. – Spotkamy się przy motorówce.

Kaela ścisnęła jego rękę.

– Będę czekała.

Austin utorował sobie drogę do bocznych drzwi i wyszedł w wieczorny chłód. Większość ludzi słuchała w salonie Razowa i pokłady były puste. Natknął się tylko na kelnera, który wcisnął mu do ręki talerz z kiełbaskami i żeberkami bez kości. Austin zamierzał wyrzucić wszystko za burtę, gdy tylko kelner zniknie z widoku. Potem pomyślał, że włócząc się po jachcie zjedzeniem w rękach, będzie wyglądał mniej podejrzanie.

Przespacerował się w kierunku dziobu i doszedł do zamkniętej strefy. Na lince zagradzającej drogę wisiała tabliczka z angielskim napisem WSTĘP WZBRONIONY. W głębi było ciemno. Razow poukrywał swoich ochroniarzy, żeby nie straszyli gości. Kiedy jednak Austin próbował zobaczyć, co jest w zakazanej strefie, pojawił się mięśniak z charakterystycznym wybrzuszeniem pod marynarką, oznaczającym spluwę.

– Tu nie wolno – powiedział z rosyjskim akcentem. Austin udał wstawionego.

– Kiełbaskę? – zaproponował z pijackim uśmiechem.

Ochroniarz spojrzał na niego kwaśno i ruszył dalej. Austin zaczekał, aż zniknie mu z oczu, i chciał już dać nura pod linką, kiedy nagle usłyszał za sobą lekki tupot. Odwrócił się i zobaczył dwie białe zjawy. W jego kierunku pędziły charty Razowa. Wlokły za sobą smycze. Skoczyły mu na pierś i omal nie zwaliły go z nóg. Potem wetknęły długie pyski w jego talerz. Postawił jedzenie na pokładzie. Psy błyskawicznie pożarły kiełbaski i żeberka. Wylizały talerz do czysta i spojrzały z nadzieją na Austina.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: