– Marty ma rację, panie prezydencie – przyznał wicedyrektor CIA. – Do chwili ataku na naszych ludzi od lat nie mieliśmy informacji jawnych o działaniach JCA. Jej znani przywódcy są za kratkami. Szczerze mówiąc, nie wiemy, kto teraz rządzi organizacją.

– Czy JCA może mieć jakieś powiązania z al-Kaidą?

– To jest możliwe, ale mało prawdopodobne – odparł Finch. – Metoda zamachów była zupełnie inna. W Japonii nie zaobserwowano też obecności ekstremistów islamskich. W tej chwili nie mamy żadnych dowodów na istnienie takich powiązań.

– Jak współpracujemy z Japończykami? – zapytał prezydent.

– W Japonii jest jednostka antyterrorystyczna FBI, która ściśle współpracuje z tamtejszą policją. Japońskie władze zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i przydzieliły do śledztwa dużą grupę specjalną. Udzielają nam tak wszechstronnej pomocy, że trudno byłoby żądać więcej.

– Zwróciłem się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Japonii o dostęp do ich rejestru niepożądanych cudzoziemców – dodał Jimenez. – Wprowadzimy stan pogotowia na granicach, w koordynacji z FBI.

– A co robimy za granicą, żeby zapobiec następnym zamachom? – prezydent zwrócił się do sekretarza stanu.

– Ogłosiliśmy alarm we wszystkich naszych ambasadach – odrzekł sekretarz. – Zapewniliśmy też dodatkową ochronę wyższym rangą dyplomatom i czasowo ograniczyliśmy podróże całego personelu Departamentu Stanu w krajach ich pobytu. W tej chwili nasi ambasadorowie za granicą powinni być bezpieczni.

– Czy coś nam grozi w kraju, Dennis?

– Na razie nie, panie prezydencie – odpowiedział szef Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. – Dokładnie kontrolujemy przyjazdy z Japonii, ale nie widzimy potrzeby wprowadzania w kraju podwyższonego pogotowia.

– Zgadzasz się z tym, Marty?

– Tak, panie prezydencie. Wszystko wskazuje na to, że terenem zamachów jest tylko Japonia.

– A co ze śmiercią dwóch meteorologów Straży Przybrzeżnej na Alasce? – spytał prezydent.

Finch zajrzał do dokumentów.

– Na aleuckiej wyspie Yunaska – uściślił. – W tej chwili na miejscu jest grupa dochodzeniowa, która współpracuje z lokalnymi władzami. Zajmują się też zniszczeniem helikoptera NUM A. Wstępne wnioski są takie, że sprawcami byli kłusownicy, którzy polowali na lwy morskie przy użyciu cyjanku w postaci gazu. Próbujemy wytropić rosyjski trawler, znany z tego, że łowi nielegalnie na naszych wodach. Lokalne władze są przekonane, że go przechwycą.

– Cyjanek do polowania na lwy morskie? Wszędzie są szaleńcy. W porządku, panowie, dajmy z siebie wszystko, żeby znaleźć zabójców. Chcę pokazać światu, że nie wolno bezkarnie zabijać naszych dyplomatów za granicą. Znałem Hamiltona i Bridgesa. To byli porządni ludzie.

– Znajdziemy sprawców – obiecał Finch.

– Oby jak najszybciej – powiedział prezydent i postukał fajką w popielniczkę z nierdzewnej stali- bo obawiam się, że te typy mają jeszcze coś w zanadrzu i nie chcę, żeby to wykorzystali przeciwko nam. – Kiedy mówił, rozżarzony tytoń wypadł z fajki do popielniczki, ale nikt się nie odezwał.

11

Choć Keith Catana był w Korei Południowej dopiero trzy miesiące, już miał ulubiony bar. Chang's Saloon różnił się od innych lokali w nędznej dzielnicy rozrywkowej na obrzeżach miasta Kunsan, gdzie spędzali wolny czas amerykańscy lotnicy z miejscowej bazy sił powietrznych. Chang zrezygnował z hałaśliwej muzyki, która dochodziła z innych barów i sprzedawał lokalne koreańskie piwo OB w rozsądnej cenie. Ale dla Catany ważniejsze było, że przychodziły tu najładniejsze „pracujące dziewczyny" w dzielnicy.

Teraz siedział sam przy stoliku, pociągał czwarte piwo i zaczynał mieć przyjemny szum w głowie. Dwaj kumple zostawili go i poszli z koleżankami z bazy do dyskoteki za rogiem. Starszy sierżant Catana miał dwadzieścia trzy lata i był specjalistą od awioniki. Obsługiwał odrzutowce F-16 B. Dywizjonu Myśliwskiego, który stacjonował kilka minut lotu od strefy zdemilitaryzowanej i był w ciągłym pogotowiu na wypadek ataku Korei Północnej.

Catana myślał z sentymentem o rodzinie w Arkansas, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i do baru weszła najbardziej oszałamiająca Koreanka, jaką kiedykolwiek widział. Cztery piwa nie zmąciły mu umysłu; była naprawdę piękna. Miała długie, proste, czarne włosy, delikatną twarz o drobnych rysach i zdumiewająco śmiałe czarne oczy. Obcisła skórzana spódniczka i jedwabny top podkreślały jej zgrabną figurę, choć proporcje zakłócał duży, powiększony chirurgicznie biust.

Przyjrzała się tłumowi jak tygrysica szukająca ofiary i zatrzymała wzrok na samotnym lotniku w kącie sali. Podeszła do stolika Catany i usiadła naprzeciwko niego.

– Cześć, żołnierzu. Będziesz miły i postawisz mi drinka? – zagadnęła.

– Chętnie – wymamrotał Catana. Pomyślał, że dziewczyna gra w innej lidze niż reszta miejscowych prostytutek, które obsługują podoficerów i szeregowców. Ale kto by nie skorzystał z takiej okazji? Skoro niebiosa zesłały mu ją w dzień wypłaty, szczęście najwyraźniej uśmiecha się do niego.

Po jednym szybkim piwie dziewczyna zaprosiła go do hotelu. Catana był mile zaskoczony, że Koreanka nie wykłóca się o cenę. Właściwie w ogóle nie wspomniała o pieniądzach.

Zaprowadziła go do taniego motelu w pobliżu. Poszli pod rękę brudnym korytarzem oświetlonym na czerwono do narożnego pokoju w głębi. Duszny pokoik raczej nie służył do spania, o czym świadczył automat z prezerwatywami przy łóżku.

Dziewczyna zamknęła drzwi, zdjęła top, objęła Catanę i zaczęła go namiętnie całować. Nie zwrócił uwagi na odgłos obok szafy. Był odurzony urodą kobiety i zapachem jej drogich perfum. Z przyjemnego delirium wyrwało go nagle ukłucie w pośladek i przeszywający ból. Odwrócił się chwiejnie i doznał szoku. Zobaczył krępego łysego mężczyznę z długimi wąsami, który szczerzył w uśmiechu krzywe zęby i świdrował go ciemnymi, zimnymi oczami. Trzymał opróżnioną strzykawkę.

Obolały i zdezorientowany Catana poczuł, że drętwieje mu całe ciało. Spróbował unieść ręce, ale nie mógł. Nie był w stanie wykrztusić słowa. Po kilku sekundach ogarnęła go ciemność i przestał cokolwiek czuć.

Minęły godziny, zanim obudził go hałas. Najpierw pomyślał, że łupie mu w głowie, ale ktoś walił w drzwi. Catana zdał sobie sprawę, że leży w ciepłej wilgoci. Skąd ten łomot? Skąd ta wilgoć? Był półprzytomny i niewyraźnie widział w słabo oświetlonym pokoju.

Łomot ucichł, a po chwili głośne uderzenie otworzyło drzwi. Rozbłysło światło. Catana zmrużył oczy. Do pokoju wpadł oddział policjantów i dwaj mężczyźni z aparatami fotograficznymi. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do jasnego światła, zobaczył, co jest wokół niego.

Wszędzie była krew. Na prześcieradłach, na poduszkach i na całym jego ciele. Ale głównie wokół nagiej, martwej dziewczyny, która leżała przy nim.

Catana wrzasnął z przerażenia i odsunął się gwałtownie od zwłok. Dwaj policjanci ściągnęli go z łóżka i założyli mu kajdanki.

– Co się stało? Kto to zrobił? – pytał oszołomiony.

Patrzył ze zgrozą, jak trzeci policjant odsłania przykryte częściowo ciało. Dziewczyna została brutalnie okaleczona. Ale ku zaskoczeniu Catany nie była to jego piękna towarzyszka, lecz nastolatka, której nie znał.

Wyprowadzono go z pokoju wśród błysków fleszy. Wkrótce cały kraj obiegła wiadomość o zgwałceniu i zamordowaniu koreańskiej trzynastolatki przez amerykańskiego żołnierza. Zapanowało ogólnonarodowe oburzenie. Do pogrzebu dziewczyny dwa dni później sprawa stała się międzynarodowym skandalem.

12

Było południe. Szafirowe wody wokół wyspy Bohol lśniły w słońcu. Raul Biazon popatrzył spod przymrużonych powiek na duży statek badawczy zacumowany w oddali. Przez chwilę filipiński biolog myślał, że w oślepiającym słońcu źle widzi. Żadna poważna organizacja badawcza nie pomalowałaby statku na taki jaskrawy kolor. Ale kiedy mała, stara motorówka podpłynęła bliżej, Biazon przekonał się, że wzrok go nie mylił. Statek był turkusowy, od dziobu do rufy. Barwa pasowała bardziej do jednostki podwodnej niż nawodnej. Amerykanie lubią być oryginalni, pomyślał Biazon. Sternik wysłużonej łodzi podpłynął do drabinki zwisającej z burty statku i naukowiec przeskoczył na szczebel. Zamienił kilka zdań ze sternikiem, potem odwrócił się i wspiął na górę. Niemal zderzył się z wysokim, muskularnym mężczyzną, który stał przy relingu. Potężny, łysiejący blondyn o szarych oczach przypominał wikinga. Miał na sobie nieskazitelnie biały mundur kapitana.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: